Przypominam co oznacza słowo barbarzyńca i zapewniam o zakazie używania.

Komentarz na dzisiaj (6.01.2016 r.) Dzisiaj komentarz bez oczywistego związku z bronią palną. W dzisiejszym wpisie przypominam co  oznacza słowo barbarzyńca, póki jeszcze nie zostało przez europejskie lewactwo zakazane. To, że można być skazanym za użycie tego słowa pod adresem barbarzyńcy, to już dzisiaj normalna sprawa. Zastanawiam się tylko co w Sejmie robi strona rządowa i opozycja. Ja będąc Polakiem już dawno wpadłbym na pomysł przerobienia art. 256 kk w taki sposób, aby cała Polska mogła spać spokojnie. To jest nie do pomyślenia, aby za mówienie prawdy o zachowaniach barbarzyńców, ktoś mógł być przez prokuratorów szarpany, a nawet i za przestępstwo skazany. Pamiętajmy, że dolegliwością postępowania karnego jest już to, że przeciwko komuś się toczy, nie wspominam o skazaniu. To może dla wielu znaczyć koniec życia i zawodowych osiągnięć i dążeń.

Przepis pięknie brzmiący, bo o tak:

Art.  256. §1. Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

§2. 316 Tej samej karze podlega, kto w celu rozpowszechniania produkuje, utrwala lub sprowadza, nabywa, przechowuje, posiada, prezentuje, przewozi lub przesyła druk, nagranie lub inny przedmiot, zawierające treść określoną w § 1 albo będące nośnikiem symboliki faszystowskiej, komunistycznej lub innej totalitarnej.

§3. Nie popełnia przestępstwa sprawca czynu zabronionego określonego w § 2, jeżeli dopuścił się tego czynu w ramach działalności artystycznej, edukacyjnej, kolekcjonerskiej lub naukowej.

§4. W razie skazania za przestępstwo określone w § 2 sąd orzeka przepadek przedmiotów, o których mowa w § 2, chociażby nie stanowiły własności sprawcy.

Piękne brzmienie, bo przecież zakazuje propagowania faszyzmu i komunizmu, ale… Ale w jego treść chytrzy wplecione jest coś znacznie gorszego i dla mówienia prawdy niebezpiecznego. To coś, to “nawoływanie do nienawiści”. Jak wyjaśnia pewien znany teoretyk prawa:

Nawoływanie do “nienawiści” na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość oznaczać będzie wzbudzanie niechęci, złości, braku akceptacji, a nawet uczucia wściekłości z tych powodów do poszczególnych osób lub całych grup społecznych albo też podtrzymywanie i nasilanie tego nastawienia. Przestępstwo jest popełnione nawet wtedy, gdy nienawiść ma dotyczyć pojedynczej osoby. Dla realizacji znamienia “nawoływanie do nienawiści” wystarczy, że sprawca nawołując zmierza do pojawienia się uczucia wrogości wobec określonych w przepisie osób. Takie uczucie zamierza wzbudzić. Nawoływanie musi zatem zawierać takie treści, które są w stanie wzbudzać nienawiść, to jest wrogość, silną niechęć do kogoś. W ustawie mowa jest o nawoływaniu do nienawiści “na tle różnic” narodowościowych lub innych tam wskazanych. W praktyce chodzić będzie przede wszystkim o tego typu wypowiedzi, które wskazywać będą na uprzywilejowanie, wyższość nad innymi jakiegoś narodu, grupy etnicznej, rasy lub wyznania.

Do pomyślenia jest zatem, że kto rozpowszechni prawdziwą, acz wzbudzającą niechęć, złość, brak akceptacji informację, wskazując w jej treści prawdziwe zachowania określonych grup etnicznych i wyznaniowych, właśnie zaludniających Europę, popełnia przestępstwo! A jak kto ośmieli się stwierdzić, że my Europejczycy, rdzenni biali mieszkańcy tego kontynentu, takich bezbożności się nie dopuszczamy, społeczna szkodliwość czynu wzrasta. Niech nikt w naiwności nie myśli: przecież ja takie wpisy nie raz czynię w internecie i jakoś mnie nikt nie karze, to nie może być przestępstwem. Oj nie zalecam popełnienia takiej głupoty. Póki co nie da się całego internetu zamknąć w kryminale, ale przepis odpowiedni już przygotowany.

W ten sposób nie likwidując tego kagańca na prawdę i uczciwe mówienie o faktach, realizuje władza łącznie z opozycją niestety leninowskie wezwanie: dajcie mi człowieka, a paragraf na niego się znajdzie!

Wracając do znaczenia słowa barbarzyńca, znaczy ono tak:

Barbarzyńca (gr. βαρβάρους/bárbaros, łac. barbarus – cudzoziemiec) – człowiek dziki, pierwotny, niecywilizowany, okrutny, o prymitywnych odruchach, nieznający kultury europejskiej. W starożytnej Grecji każdy cudzoziemiec, w Rzymie ten, kto nie był Rzymianinem lub Grekiem. Homer podkreślał obcość Karów (sojuszników Trojan) nazywając ich βάρβαροφονοι/Barbarophonoi, czyli mówiących “bar-bar”, a więc wydających bezsensowne, niezrozumiałe dźwięki.

U starożytnych Greków pierwotnie neutralne określenie cudzoziemca czy człowieka posługującego się innymi językami niż grecki, później nabrało negatywnego znaczenia, oznaczając przedstawiciela niższej/innej od greckiej i rzymskiej kultury. Rzymianie określali tak przedstawicieli wszystkich ludów, które nie należały do grecko-rzymskiej cywilizacji, które miały cechować się dzikością i brakiem kultury.

W toku kontaktów z obcymi cywilizacjami, przede wszystkim wschodnimi, Grecy zauważyli dość istotne różnice, które zaowocowały tezą o wyższości Greków. Wyższość ta miała przejawiać się tym, iż Hellen miał prawo do uczestniczenia w życiu politycznym swojej polis, natomiast barbarzyńca wschodni podlegał władcy. Arystoteles doszedł do wniosku, iż “słuszną rzeczą jest, by Hellenowie nad barbarzyńcami panowali, jako że barbarzyńca, a niewolnik to z natury jedno i to samo”.

Nie zalecam zatem mówić i pisać o maszerujących na Europę ludach barbarzyńcy, choćby i nimi byli w znaczeniu powyższej definicji. Myślozbrodnią niekaraną jeszcze jest myśl o tym, ale już zwykłym przestępstwem jest mówienie tego na głos. Niestety rząd nie ma czasu, opozycja zachłystuje się sensem swego istnienia, zaś nam Polakom nie ma kto wyjąć z ust knebla.