Zdolności produkcyjne zbrojeniówki i cywilny rynek broni strzeleckiej, odnajduję ścisły związek.

Komentarz na dzisiaj (2.03.2016 r.) Nie ma i nie będzie armii w Polsce, która zapewniłaby w czasie pokoju utrzymanie zdolności produkcyjnych broni strzeleckiej i amunicji do niej, na wypadek wojny . Moim zdaniem Fabryka Broni „Łucznik” w Radomiu możliwości produkcyjne w obliczu kryzysu ma na poziomie zera. Kilkanaście tysięcy luf rocznie, to wszystko co może wyprodukować jedyna w Polsce maszyna do odkuwania luf. Gdyby ktoś w Polskiej armii wpadł na pomysł nabycia 100 000 egzemplarzy, mitycznego powoli karabinka MSBS, to już za 10 lat kontrakt mógłby być zrealizowany. To jest absurdalne, a dla bezpieczeństwa Polski i Polaków wielkie zagrożenie.

Każdy kto chociaż odrobinę interesuje się bronią wie, że czeska cezeta to bardzo popularna broń w Polsce i na świecie. Nie istnieje nasz rodzimy karabinek czy pistolet, który mógłby w jakimkolwiek zakresie konkurować z tanimi i dostępnymi w szerokim asortymencie produktami fabryki broni z Czech. Polska Fabryka Broni w Radomiu na rynek cywilny nie produkuje w istocie niczego. Śladowe ilości drogiego karabinka Radom Sport, czy pozyskiwane z demobilu pistolety MAG, są ziarenkiem piasku w porównaniu w masą taniej broni produkowanej przez Czeską Zbrojovkę.

Dla zobrazowania skali problemu: Polska to prawie 40 milionów ludności i mamy jedną maszynę do odkuwania luf. Czechy to około 10,5 miliona ludności i w jednej tylko fabryce CZ maszyn do odkuwania luf jest kilka. Jesteśmy Narodem nie tylko zupełnie rozbrojonym ale i zupełnie pozbawionym możliwości produkcji uzbrojenia strzeleckiego. Jaka jest tego przyczyna? Zupełnie oczywista i prosta. Czesi produkują broń na rynek cywilny krajowy i zagraniczny, a Polacy nie!

Moim zdaniem jest zupełnie oczywiste to, że czasie pokoju trzeba utrzymywać zdolności produkcyjne przemysłu zbrojeniowego, piszę o broni strzeleckiej. Nie da się w warunkach rynkowych utrzymać tych zdolności produkując wyłącznie na potrzeby Wojska i Policji. Można jedynie wówczas gdy jest się Koreą Północną lub członkiem Układu Warszawskiego. W każdym innym przypadku pozostaje rynek cywilny. Rynek cywilny broni strzeleckiej potencjalnie w Polsce jest ogromny, a na świecie realnie jest gigantyczny. Nie ma takiej ilości broni, której rynek posiadaczy w USA nie byłby w stanie przyjąć.

W Polsce oficjalne statystyki podają, że jest około 400 000 egzemplarzy broni, posiadanej przez około 190 000 posiadaczy broni palnej. Daje nam to statystycznie około 1 egzemplarza broni na 100 mieszkańców. W Niemczech jest 30 egzemplarzy na 100 mieszkańców. Gdyby uwzględnić to, że w Polsce jedna osoba często posiada kilka pozwoleń na broń, okazałoby się, że posiadaczy jest nieco ponad 100 000, no może około 150 000. Co by się stało gdyby w Polsce było milion posiadaczy broni palnej, a w ich rękach 3 miliony egzemplarzy broni? Wówczas okazałoby się, że na 100 mieszkańców mamy około 9 egzemplarzy broni – statystycznie porównywalnie do Ukrainy i Rosji. Nawet statystycznie nie sięgnęlibyśmy 1/3 tego co w Niemczech i byłaby to około 1/2 tego co w Czechach.

W związku z tym pojawiłoby się coś bezcennego dla bezpieczeństwa Polski i bardzo cennego dla bogactwa państw i Polaków. Bezcenne dla bezpieczeństwa Polski byłoby to, że Fabryka Broni mogłaby produkować i produkować broń palną na rynek cywilny, a gdyby co dla potrzeb Wojska i Policji. Potrzeby rynku cywilnego sfinansowałby modernizację i rozwój przemysłu broni strzeleckiej i utrzymywałby go na koniecznym poziomie. Modernizację, rozwój i utrzymanie mocy produkcyjnych niezbędnych dla zapewnienia bezpieczeństwa Polski i Polaków na wypadek wszelkich kryzysów. Może pojawiłaby się jakaś inna fabryka broni, może fabryka amunicji rozwinęłaby skrzydła. Polski rynek broni byłby w stanie przyjąć dwa i pół miliona egzemplarzy broni, pewnie z milion szaf na broń, setki milionów sztuk amunicji, miliony kabury, pasów i całą masę tego, co przy okazji posiadania broni jest konieczne. To wszystko wyraziłoby się w miliardach złotych obrotu, setkach milionów podatków.

Czy to są nierealne oczekiwania? Dzisiaj niestety to miraż. Na samą myśl o powyżej opisanym stanie pojawia się zagrożenie bezpieczeństwa i porządku publicznego w milicyjnych głowach byłych esbeków, milicjantów i ich wychowanków, z Komendy Głównej Policji. W rzeczywistości nie zmieniłoby się w tym zakresie nic. Przy znacznie większej ilości broni w Niemczech, Czechach, Skandynawii takie zagrożenia przecież nie występują.  Dzisiaj, gdy posiadanie broni ma nałożony milicyjny kaganiec, gdy policjanci wydający pozwolenia na broń, w byłych wydziałach paszportowych podległych niegdyś SB, uznają prawo do broni jako przywilej nadawany przez nich Polakom, moje myślenie jest rzeczywiście nierealne.

Zmiana jest możliwa. Trzeba zrobić tak niewiele, a zarazem tak dużo. Trzeba dać krok wiary w Polskę i Polaków. Trzeba zmienić prawo z komunistycznego na polskie. Trzeba zabrać byłym wydziałom paszportowym podległym Służbie Bezpieczeństwa kompetencję wydawania pozwoleń na broń. Trzeba zeuropeizować to co wciąż jest na sowiecką modłę ułożone. Wówczas stanie się dokładnie to, co wyżej opisałem. Dlaczego wciąż tolerujemy komunistyczne standardy w dziedzinie szeroko pojętego bezpieczeństwa Polski? Dlaczego wciąż po sowiecku Polacy traktowani są jak nierozumne bydło, które dyszy chęcią mordu gdy tylko broń trafi jego łapy? Moim zdaniem odpowiedź jest jedna, komuna wciąż nie została pognana z miejsc o newralgicznym znaczeniu dla Polski. Czy to przypadkowe? Oddaję się nad tym rozmyślaniom…