10 kwietnia 2010 roku pomyślałem, to jest wojna.

Komentarz na dzisiaj (10.04.2016 r.) Po dziesiątym kwietnia 2010 roku mam wrażenie w pamięci podobne jakie pozostało mi z dzieciństwa po 13 grudnia 1981 roku. Wówczas z obawą pomyślałem o wojnie, że teraz będzie wojna. Okazuje się, że nie było to wcale dziecinne rozumienie świata. Kwiecień sprzed sześciu lat dla mnie na zawsze będzie związany z bronią. Dziesiątego kwietnia rano jechałem na strzelnicę. Była sobota, piękna słoneczna pogoda. Gdy minąłem jednostkę wojskową w Koszalinie, przejechałem rzekę, jadąc ul. 4 go Marca zadzwoniła do mnie żona i powiedziała, że rozbił się samolot z Prezydentem w Smoleńsku, że chyba nikt nie przeżył. Takie wiadomości podano w radio. Wówczas pomyślałem, że to wojna, tak samo intensywnie jak w grudniu 1981 roku. Rosja, zginęła generalicja, Prezydent, co się stało? Pomyślałem też o moim przyjacielu, który jeszcze niedawno było dowódcą gabinetu Dowódcy Sił Powietrznych generała Błasika, czy przypadkiem i on nie leciał tym samolotem.

13 grudnia 1981 roku i 10 kwietnia 2010 roku, obie te dwie daty w mojej świadomości znaczą coś szczególnie ważnego. Z grudnia 1981 roku mam w głowie wrażenia dziecka. Po 10 kwietnia 2010 roku mam przekonanie wynikające z wytrwałego śledzenia informacji o tej katastrofie. Śledziłem, zbierałem materiały, informacje prasowe, trwało to naprawdę długo. Na mój prywatny użytek mam przekonanie, że to była zbrodnia. Ten samolot sam się nie rozleciał, a już nie w taki sposób, na skutek uderzenia z kilku metrów w ziemię. Z obrzydzeniem patrzyłem na szydzenie z mojego rozumu przez przemysł propagandy i pogardy. Z niedowierzaniem słuchałem ludzi, których traktowałem za rozumnych, a którzy z niewiadomego mi powodu łatwo przyswajali wersję brzozy i rozerwania samolotu od uderzenia w ziemię. Do dnia dzisiejszego nie potrafię wyjaśnić tego zjawiska społecznego.

Z czasem zmęczyła mnie ta rzeczywistość. Przestałem śledzić wydarzenia. Miałem dość odczuwania smutku, myśląc rodzinach ofiar, opluwanych przez przeróżne kreatury. Nie mogłem znieść lżenia generała Błasika, o którego godności miałem z pierwszej ręki świadectwo. Nie mogłem pojąć jak Polska może nie czcić pamięci ofiar tej katastrofy. Ilość kłamstw, nienawistnych słów, szyderstw przeróżnych Niesiołowskich, nakazywała mi w końcu to zaniechanie. Pozostała we mnie nadzieja, że Ci ludzie którzy tam zginęli, Prezydent, Generałowie, że zostaną w końcu przez Polskę uczczeni. Dzisiaj z dumą i ze łzami patrzę na to jak Polska wspomina poległych. Wreszcie godność, pamięć wróciła na właściwe miejsce.

A niesiołowskim, olejnikom, michnikom, żakowskim i im podobnym …., mam chęć wykrzyknąć: wy nie jesteście Polakami!