Niewypał Komisji Europejskiej.

Komisja Europejska planowała zaostrzenie przepisów regulujących dostęp do broni palnej. Niewykluczone jednak, że ostatecznie prawo zostanie zliberalizowane.
W listopadzie ubiegłego roku Komisja Europejska przedstawiła projekt zaostrzenia prawa do posiadania broni. Wielu obywateli państw Unii Europejskiej zareagowało bardzo sceptycznie. Jak powiedziała w rozmowie z niemieckim „Spieglem” jedna z urzędniczek KE, nie zabrakło nawet ostrych reakcji, także ze strony licznych europejskich stowarzyszeń miłośników broni czy myśliwych. Jak pisze wspomniany dziennik, początkowo KE miała znaczącą przewagę. Po islamskich zamachach w Paryżu zdawało się, że opinia publiczna stoi po jej stronie, obawiając się łatwego dostępu do broni. Wkrótce jednak sprawa przycichła, a tymczasem zwolennicy liberalizacji prawa do posiadania broni zdążyli się zorganizować i teraz wywierają znacznie większy nacisk na KE. „Spiegel” dotarł do dokumentów, które według dziennika pokazują, że Komisja stopniowo zmienia swoje stanowisko.

Jak mówił w rozmowie ze „Spieglem” eurodeputowany CDU Andreas Schwab, jednym z najchętniej używanych przez zwolenników szerokiego dostępu do broni argumentów jest ten, mówiący o konieczności obrony przed terrorystami. Znaczna część obywateli nie chce się zgodzić, by europejskie urzędy ograniczały im prawo do samoobrony.

Komisja planowała pierwotnie wprowadzić znaczące ograniczenia dla prywatnych kolekcjonerów broni dawnej… a nawet dla zbierających takie egzemplarze muzeów. Jednak pod naciskiem rozmaitych europejskich stowarzyszeń urzędnicy wycofali się ze swojego pomysłu i nie zamierzają już zaostrzać przepisów uniemożliwiających swobodne kolekcjonowanie.

Ostateczny kształt europejskie regulacje mają przyjąć już wkrótce. 25 października rozpoczynają się finałowe negocjacje między Komisją Europejską, Radą Europy a Parlamentem Europejskim, które będą ciągnąć się do grudnia. Według „Spiegla” w Komisji nie ma już jednak większych nadziei na to, że uda się przeforsować ostrzejsze niż dotychczas reguły. Urzędnicy obawiają się wręcz, że w wyniku presji społecznej zostaną zmuszeni do kroku przeciwnego, a zatem do częściowej liberalizacji przepisów. Więcej...

(źródło pch24.pl)


Krótki komentarz. Czy to możliwe? Czy to możliwe, aby w ogłupionej przez lewactwo Europie sprawy przybrały odwrotny kierunek niż przez lewaków zaplanowany? Tak właśnie pomyślałem czytając ten materiał prasowy.

W  obiegu krajowym ucichała sprawa dyrektywy, wiem jednak z całą pewnością, że wiele osób w Polsce jest nadal w walkę z tą lewacką głupotą bardzo zaangażowanych. Gdyby udało się obronić kształt obecnej dyrektywy, będziemy mieli także w Polsce anonimowych wielkich bohaterów. Wielkich, bo rząd tej sprawy zupełnie nie śledzi. Gdyby idiotyczna dyrektywa Bieńkowskiej stała się prawem, rząd polski bez mrugnięcia okiem by ją przełożył na polskie prawo. Niestety tak działa Polska w strukturach Unii Europejskiej, a obecna władza jest wielkim entuzjastą naszego uczestnictwa w tym zbankrutowanym tworze.

Na szczęście udało się w Europie zorganizować posiadaczy broni. Pobudził się też europejski przemysł produkujący broń na rynek cywilny. Oczywiście i pisze to ze smutkiem, europejski nie oznacza polski. Opór chyba był nieprzewidziany przez lewaków z Komisji Europejskiej. Filmy z podrzynania gardeł na Bliskim Wschodzie, też wywołały odpowiedni społeczny efekt.

Nie jestem jednak nadmiernym optymistą. Słowa staram się traktować ostrożnie. Fakty, te dopiero się liczą, a na fakty trzeba czekać do końca października.