Broń ratuje życie – w Arizonie dobry Samarytanin ratując policjanta zastrzelił bandytę.

Dwunastego stycznia 2017 r. w Tonopah (Arizona) policjant udzielał pomocy ofierze wypadku. Został nagle zaatakowany przez bandytę, który postrzelił policjanta. Zdarzyło się tak, że miejsce zdarzenia mijał zwyczajny Amerykanin. Cywil widząc walkę policjanta z bandytą, wezwał tego ostatniego do odstąpienia. Po bezskutecznym wezwaniu zastrzelił bandytę. Wybawcę policjanta amerykańskie media nazywają dobrym Samarytaninem.

(źródło abc7.com)


Mój komentarz. Fakt, że broń w rękach cywilnych posiadaczy ratuje życie, a prezentowany przypadek nie jest odosobniony, to jedna strona medalu. Zupełnie oczywista dla ludzi o otwartym na prawdę umyśle. Mnie intryguje coś nieco innego. Mianowicie mnie szczególnie zainteresowało nazwanie pozytywnego bohatera wiadomości dobrym Samarytaninem. Przecież to przekaz zaczerpnięty z Biblii, z księgi ksiąg.

W Polsce jakoś tak to się już utarło, że w medialnym przekazie nie wypada czynić odwołania do biblijnych przypowieści. A zestawienie człowieka strzelającego do bandyty z bohaterem jednej z biblijnych nauk wywołuje drgawki, nawet niektórych zwolenników posiadania broni.

Zamieszczam ten post w ramach odwyku od ogłupienia następującego po porzuceniu Biblii jako księgi dającej mądrość, jakiej nie znajdziecie nigdzie więcej. A dla tych co chcą poddać się odwykowi, zamieszczam przypowieść o dobrym Samarytaninie z dziesiątego rozdziału Ewangelii Łukasza, bo być może wielu już zatarła się w pamięci.