Gdyby pan Cogito odważył się strzelać…

Niezwykle cenię wpisy Aleksandra Ściosa. Uważam, że marny nasz los gdy będziemy nie wiadomo jacy. W tym ogólnym ogłupieniu, które utrudnia odróżnianie dobrego od złego, nie da się normalnie żyć. Zalecam lekturę wpisów tego blogera, pozwalają oddzielać ziarno od plew. Zalecam myślenie, bo bez myślenia tylko bydle potrafi jakoś żyć. W całości za bezdekretu.blogspot.com:

Jakaż może być dyskusja, gdy wszystko postawione jest właśnie do góry nogami. Słowa mają tu znaczenie odwrotne albo nie mają żadnego. Odbierz ludziom pierwotny sens słów, a otrzymasz właśnie ten stopień paraliżu psychicznego, którego dziś jesteśmy świadkami. To jest w swej prostocie tak genialne, jak to zrobił Pan Bóg, gdy chciał sparaliżować akcję zbuntowanych ludzi, budujących wieżę Babel: pomieszał im języki.

– Więc jakiż jest, twoim zdaniem, sposób przełamania tego zbiorowego paraliżu, wywołanego hipnozą kłamstwa?

– W każdym razie nie można go szukać na drodze polemiki. Sam fakt bowiem polemiki wciąga w orbitę i przenosi nas w płaszczyznę bolszewickiego absurdu.

– Więc jaki? Powiedz.

– Należy go szukać na drodze równie prostych odruchów psychicznych: strzelać!

– Jak to, strzelać? Do kogo?

– Zwyczajnie. Po prostu. Do bolszewików.

Dialog z „Drogi donikąd” Józefa Mackiewicza, brzmi dziś złowrogo i nieprzystępnie. Dla wielu jest równie niepojęty, jak hieroglify z wyspy File i równie przerażający, niczym wezwanie do zabijania Żydów. Nie tylko dlatego, że w mniemaniu większości nie ma dziś komunizmu ani żadnych bolszewików, ale z powodu lęku, jaki wywołują słowa nazbyt jaskrawe.

Jak przyjąć równie „prosty odruch” i słowa bez światłocienia, jeśli – nam strzelać nie kazano?

Nie kazano nazywać rzeczy po imieniu ani nadstawiać pięści zamiast policzka.

Nie pozwolono dostrzegać Obcych, zabroniono pamiętać i wiedzieć.

Ludzi, którzy na nienawiści oparli swój reżim i chcieli nas „jednać” z wrogami polskości – mamy nazywać Polakami.

Hierarchom – za ich zaprzaństwo i hańbę „pojednania” z kremlowskim bandytą – winniśmy szacunek.

Kazano nam cieszyć się kłamstwem o „zasypywaniu podziałów” i „odbudować wspólnotę” z łotrami, którzy żałobę nazywali nekrofilią i szydzili z ludzi modlących się przed krzyżem.

W miejsce tego, co prawem ludzi wolnych, nakarmiono nas mitologią demokracji i łgarstwem o „podziałach wśród Polaków”.

Wszystko zaś po to, byśmy w zderzeniu z agresją Onych – byli bezbronni. Bezbronni tym bardziej, im łatwiej uwierzymy w łgarstwo, jakoby reakcje rzekomej „opozycji” wynikały z „różnic politycznych i światopoglądowych”, były „prawem demokracji” i symptomem „pluralizmu”.

Pytania, które  Mackiewicz zadał w roku 1947 –„jak można na dłuższą metę wychowywać naród politycznie, bez przeprowadzenia „kanciastej” granicy pomiędzy pojęciami tak prymitywnymi jak: „sojusznik” i „najeźdźca”, „wierny” i „zdrajca”, „swój” a obcy, czy wrogi „agent”- nikt nie odważy się powtórzyć.

 „Kanciaste granice” dawno zostały zamazane, by żaden z Polaków nie odważył się zdefiniować zdrajcy, wroga i obcego.

Co po tym, że dziesiątki polityków i medialnych demiurgów dywaguje dziś o „chorych z nienawiści” i w ludziach rzekomej „opozycji” widzi „targowicę” i „spadkobierców komuny”?  Co po oracjach o walce ze „złogami komunizmu” i deklaracjach potępienia „antypolskiej narracji”?

Jaki pożytek z tradycji Żołnierzy Niezłomnych, jeśli ci, którzy nią gęby wycierają, bełkoczą o „konsensusie” z sukcesorami komuny i „porozumieniu” z antypolską hołotą?

Co po wspomnieniach o II Rzeczpospolitej, jeśli rządzą nami wyznawcy niewolniczego „georealizmu” i piewcy „przyjacielskich relacji” z Niemcami i Rosją?

Lęk, jaki towarzyszy mitologom demokracji nie pozwala przekroczyć granicy magdalenkowego szalbierstwa ani zmierzyć się z prawdziwą dychotomią My-Oni.

Nikt z tych, którzy sławią wolność okrągłostołowej pseudo państwowości, nie odważy się rozstrzygnąć:

– Jest III RP bękartem PRL-u, sukcesją sowieckiej okupacji i obrazą wolnej Rzeczpospolitej, czy przez trzy dekady tego państwa doświadczaliśmy zbiorowych imaginacji, a supremacja ludzi o sowieckim rodowodzie, to dowód ich potencjału intelektualnego i wyższości moralnej?

-Jest błąd semantyczny w definicji człowieka sowieckiego i władza takich postaci nie dowodzi  trwałości komunizmu, czy może definicja okazuje się prawidłowa, zaś buta homososów potwierdza stan naszego zniewolenia?

– Są w III RP stada apatrydów, zdrajców i wrogów polskości, czy też na postawach antypolskich, zaprzaństwie i nienawiści opiera się dziś model „nowoczesnego patriotyzmu”?

Jeśli w realiach tego państwa wciąż znajdujemy rys komunistycznego piekła – wolno nam karmić się kłamstwem o „śmierci komunizmu” i wierzyć, że od trzech dekad przemierzamy „wielki plac czyśćca”? Kto dał nam prawo zamykać oczy na piętno tej sukcesji – tylko dlatego, że widząc ją, bylibyśmy zmuszeni do porzucenia fałszywych dogmatów?

A skoro nie ma logiki, pytań ani odpowiedzi –  płaszczyzna bolszewickiego absurdu wytycza naszą świadomość i dialog z Mackiewicza musi wydawać się polityczną fikcją.

Słowa pisarza pochodzą z epoki, do której chętnie odwołują się politycy „obozu patriotycznego”. W czasach, gdy Mackiewicz pisał „Drogę donikąd”(1955) żyli jeszcze Żołnierze Niezłomni. Dla nich – „Strzelać. Zwyczajnie. Po prostu. Do bolszewików”- było nakazem i polską powinnością.

Co znaczą dziś i czy można wypełnić obowiązek ludzi wolnych?

Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie namawiał do wygnania moskiewskich wasali, wieszania zdrajców, golenia łbów kolaborantom i Obcym. Nie z powodu „humanitaryzmu” czy lewackiej poprawności, ale zwyczajnie – z poczucia odpowiedzialności, w której wzgląd na realia III RP nie pozwala oczekiwać rzeczy niedopuszczalnych.

Nawet darzyć ich nienawiścią – byłoby zbyt wiele, bo jej niszczycielskie skutki niewarte postaci tak marnych.

Ale zaprzeczać ich obecności, nadawać wartość ich łgarstwom, zwać ich Polakami lub polityczną „opozycją” – jest aktem tchórzostwa i draństwa, których nie rozgrzeszają żadne mitologie  demokracji.

Jeśli polskość ma być więcej niż łatwym sentymentalizmem i prowadzić do odrodzenia prawdziwej wspólnoty, musi odrzucić wszystko co proponują nam Obcy: z ich mediami, establishmentem i „elitami” przywleczonymi na ruskich czołgach. Nie tylko ze względu na dyskursywną nicość i semantyczne zaprzaństwo, ale dlatego, że niemożliwe jest budowanie społeczności ludzi wolnych wraz z tymi, którzy noszą piętno niewolnictwa.

Jeśli patriotyzm ma nie być łzawym wspomnieniem, a honor kategorią z przeszłości – „pogarda dla szpiclów katów tchórzy” – to nie werset z wiersza Herberta, ale obowiązek, przed którym nie wolno uciekać.

Fałszerze języka, dla których „słowa mają znaczenie odwrotne albo nie mają żadnego”, nie mogą nam mówić – co i jak powinniśmy robić. „Strzelać” do nich – to zignorować ten przekaz, nie słyszeć go i nie oglądać.

Mogą panowie Kaczyński i Duda pochylać się w nad bełkotem „opozycji” i spełniać żądania antypolskiej hałastry – bo nie sobie wyrządzają krzywdę, lecz tym, którzy uwierzyli, że w imię partyjnych interesów nie wolno zła nazywać po imieniu.

Zdrajcy paktujący z wrogiem i ślący dziś donosy do brukselskich eurołajdaków, nie mogą dyktować warunków polskości. „Strzelać” do nich – to uznać takich  za Obcych i wykluczonych z polskiej wspólnoty.

Mogą panowie Kaczyński i Duda nawoływać do „porozumienia i dialogu”, a nawet „wybaczać” nie w swoim imieniu, bo nie oni płacą cenę za zabójczy mezalians z Obcymi.

Piewcy ruskich łgarstw i szydercy ze śmierci Polaków, nie narzucą nam swoich „poglądów”. ”Strzelać” do nich – to zbojkotować zachowania, które nie mieszczą się w polskiej tradycji, skazać na hańbę i zapomnienie.

Mogą panowie Kaczyński i Duda tłumaczyć to „pluralizmem” i „prawem demokracji”, bo nie im zabrano marzenia o Niepodległej, gdy zastąpiono je państwem esbeków i kanalii.

Zawodowi kłamcy, półgłówki i propagandyści – nie są Polakom do niczego potrzebni. „Strzelać” do nich – to odmówić „polemiki” z łajdactwem, a wytworom owych miernot, cech racjonalności.

Mogą panowie Kaczyński i Duda słać apele do wrogich gadzinówek i traktować z atencją pospolitych chamów, bo kto raz został zakładnikiem mitologii demokracji, zawsze będzie głupcem i niewolnikiem.

Gdyby jednak przyszło komuś do głowy praktykować logikę mackiewiczowską – czeka go samotność. Tam, gdzie większość akceptuje życie w kłamstwie i dobrowolnie uczęszcza „na przyspieszone kursy padania na kolana” – „postawa wyprostowana” i logika mackiewiczowskastają się niedościgłą metaforą, a ludzi, którzy chcieliby je przyjąć, skazują na wykluczenie.

Tacy nie znajdą sprzymierzeńców. Ani wśród wyznawców partii rządzącej ani w kręgu autorytetówi zaprzedanych intelektualistów. Tym bowiem, wystarczy dar medialnego namaszczenia i bojaźliwa pewność, że propaganda chroni od wszelkich wątpliwości.

Gdyby więc Panu Cogito zamarzyło się „strzelać” i wbrew logice tłumu uwierzyć słowom Mackiewicza – niech będzie gotowy powtórzyć za Mistrzem:

Kiedyś nazwałem tę drogę “donikąd”. Dziś uznana została przez “instynkt narodu” za docelową. W tym zdaniu nie ma (złośliwej) ironii. Jest tylko stwierdzenie faktu. Nie ja wygrałem. Wygrali ci, którzy organizują “instynkt narodu”. Ja przegrałem z kretesem. Więc proszę o pobłażanie.