Broń cenna jak życie, wspomnienia o samoobronie Wicynia w powiecie lwowskim

Otrzymałem do opublikowania na blogu niezwykle cenny materiał.

Wspomnienia Adolfa Czaka syna Rafała Czaka oraz Władysława Czak, które, obaj już nieżyjący Panowie, spisali. Z rękopisu do wersji elektronicznej przeniósł Bogusław Czak syn Adolfa. Wersja elektroniczna wspomnień jest wierną kopią rękopisu i nie była poddana obróbce stylistycznej ani też uzupełniana w żaden sposób. Lektura tekstu pokazuje, mimo braków stylistycznych, kawałek historii z perspektywy lokalnej, której trudno szukać w podręcznikach historii.


„Siły i środki będące w dyspozycji samoobrony wicyńskiej przeznaczonej do walki zbrojnej z banderowcami w latach 1939-1945 r.” (Wicyń – miejscowość w powiecie lwowskim siedziba gminy powiat Złoczów)

Przygotowanie obronne ludności polskiej zamieszkałej w Wicyniu podlegają periodyzacji i pokrywają się w zasadzie z działaniami militarnymi w czasie drugiej wojny między Polską a Niemcami hitlerowskimi, miedzy Związkiem Radzieckim i Niemcami oraz ich okupacji terenów Polski. Pierwszy okres trwał od 1939 roku do napaści przez Niemcy na wiązek Radziecki 22.06.1941. Drugi okres trwał od czerwca 1941 do lipca 1944 do chwili wyzwolenia Wicynia przez Armię Radziecką. Trzeci okres trwał od lipca 1944 do czerwca 1945 roku do czasu repatriacji ludności Wicynia na Ziemie Zachodnie.

Pakt Ribbentrop Mołotow był logiczna konsekwencją teorii zaostrzającej się walki klasowej, a rozbiór Polski miedzy ZSRR i Niemcy hitlerowskie przesuwał granicę socjalizmu i likwidował ich wrogów. Na zachodniej Ukrainie w czasie okupacji NKWD rozpoczęło swą działalność od stosowania indywidualnych represji i masowych wywózek na Sybir. Represje NKWD dotyczyły w pierwszej kolejności inteligencji polskiej, nauczycieli, policjantów i ich rodzin, gajowych, urzędników państwowych, wojskowych oraz ich rodzin a także rodzin zamieszkałych na uboczu pod lasem oraz bogatych gospodarzy. Masowe wywózki na Sybir „biełyje niedźwiedzie” przypadają na miesiące luty i kwiecień 1940 r. Młodych mężczyzn zdolnych do służby wojskowej werbowano w kwietniu 1941 i wcielano do służby wojskowej. Młodzież w wieku szkolnym organizowano na wyjazd na naukę do szkół w Związku Radzieckim. Syn córki Katarzyny, Emil Władek z Dunajewa pojechał i został zatrudniony w kopalni na Uralu. W 1941 roku wiosną przygotowano listę osób oraz całych rodzin polskich na wywóz na Sybir. Napad Niemiec hitlerowskich na Związek Radziecki ochronił ich od wywózki do Związku Radzieckiego. Podczas wycofywania się Armii Czerwonej z tych terenów działalność Ukraińców ożywiła się. Nastąpiły pierwsze mordy. Z relacji Jana Czaka, który pojechał do Złoczowa gdzie zwiedził więzienie stwierdził, że widział rów, w którym leżały ciała pomordowanych więźniów przysypanych wapnem. Były to ofiary reżimu stalinowskiego z tego więzienia w Złoczowie. Świadkowie twierdzili, że, przed mordowaniem na dziedzińcu więzienia ustawiono traktory gąsienicowe „Stalińce” z uruchomionym silnikami po to by nie było słychać strzałów i jęków mordowanych więźniów. W tym okresie nie było słychać by Ukraińcy masowo mordowali Polaków. Jedynie to nienawiść była skierowana przeciwko wycofującym się żołnierzom sowieckim. Armia niemiecka zajmuje tereny zachodniej Ukrainy nacjonaliści ukraińscy poczuli się pewniej gdyż uważali Niemców za swoich sprzymierzeńców. Mając poparcie ze strony Niemców zaczynają mordować Polaków. W każdej miejscowości wokół Wicynia tworzą się zbrojne placówki UPA, które napadają na Polskie rodziny, mordują je, zabierają dobytek i palą gospodarstwa. W tych warunkach ludność Polska przygotowuje się do samoobrony.

Według spisu ludności z 1938 roku w Wicyniu mieszkało1885 osób w 320 gospodarstwach ( z wykazu gospodarstw). W prawie w każdym z gospodarstwie było od 1 do 3 mężczyzn zdolnych do samoobrony. W związku z tym szacowana liczba osób zdolnych do samoobrony wyniosła około 600. W roku 1943 nastąpił gwałtowny napływ ludności polskiej do Wicynia z poszczególnych wiosek i miasteczek. Wicyń stał się obozem dla uchodźców. Latem 1943 roku stał się zamkniętym rejonem, z którego nikt nie mógł wyjść, bo czekała na niego śmierć i to w okrutnych mękach. Kontakt ze światem zewnętrznym został zerwany. Jeśli ktoś chciał się przedostać do Złoczowa to musiał wybierać drogę na bezdroża i dodatkowo ubezpieczenie zbrojne. Trzeba nadmienić, że ilość uzbrojonych Ukraińców była bardzo duża. Na każdym kroku można było wpaść na gromadę uzbrojonych wojowników. Według informacji dowódcy samoobrony, Wicyń dysponował około 800 mężczyznami zdolnymi do samoobrony. Jeśli chodzi o odziały zorganizowane to w marcu 1942 r. do Wicynia przybył ze swym odziałem Mikołaj Mazurek PS. „Dąb”, który został zakwaterowany we dworze w liczbie około 30 żołnierzy. Jesienią 1943 r. do Wicynia przybył odział podporucznika Winicjusza Weretczuka PS „Gryf”. Odział został rozmieszczony w centrum przy kościele u poszczególnych gospodarzy. „ Gryf” chodził w ubraniu leśniczego wołano na niego „Wenka” (Weniek) odział liczył około 30 osób. W Wicyniu została zorganizowana i zaprzysiężona czwarta kompania AK dowodzona przez st. sierżanta rezerwy Marcina Barabasza PS. „Soplica” Kompania składała się z ludności Wicynia i uciekinierów z sąsiednich wiosek i wchodziła w skład 52 pułku piechoty stacjonującego w Złoczowie. Należy nadmienić, że pułk składał się z 10 kompanii rozmieszczonych w terenie. Kompania w przybliżeniu liczyła 120 żołnierzy. W 1943 roku powstał odział KEDYWU dowódcą został Piotr Krupa PS. „Karp” Odział był przeznaczony do zadań specjalnych i był podzielony na małe grupy sześcioosobowe tzw. „szóstki”. Dowódcami szóstek byli Jan Gomiowski PS. Tygrys i Józef Panczocha PS Wiktor. W 1944 w Wicyniu okresowo stacjonował odział partyzantki radzieckiej, który liczył około 400 żołnierzy. Odział okresowo współpracował z kompanią AK stacjonująca w Wicyniu.

Równocześnie powstaje ośrodek samoobrony w Złoczowie, który opracował plan samoobrony ludności Polskiej na wypadek zbrojnych napaści banderowców na ludność zamieszkałą w poszczególnych wioskach. Samoobronę oparto na obronie punktów i placówek samoobrony, które organizowano równolegle z oddziałami wojskowymi. Wicyń był jedyna wioską w obwodzie złoczowskim, w której zamieszkiwali sami Polacy. Przygotowując się do samoobrony wyznaczono kierunki ataków banderowców sieć alarmową, całą wieś podzielono na rejony obronne, wyznaczono osoby odpowiedzialne za obronę tych rejonów. Wyznaczono obiekty na wartownie dla osób uzbrojonych w widły i pałki i kosy. Wybudowano schrony i stanowiska obronne dla osób posiadających broń palną w pozycjach stojąc i leżąc. Uzbrojeni w widły i pałki patrolowali na posterunkach od wieczora do rana teren szczególnie zwracając uwagę na przedpola prawdopodobnego ataku banderowców. Wybudowano ukrycia dla ludności oraz stanowiska dla strzelców obrońców w pozycji leżąc. Natomiast odziały uzbrojone znajdowały się na wartowniach przez całą noc w stanie alarmowym, to znaczy na sygnał alarmu zajmując pozycje obronne będąc w gotowości do odparcia ataku banderowców.

Jeśli chodzi o środki to jest trudna sprawa, bo broń posiadali niektórzy. Począwszy od 1939 roku nikt oficjalnie nie mógł wiedzieć, że sąsiad posiada np. karabin z pierwszej wojny światowej lub pistolet, myśliwi i kłusownicy mieli strzelby. Żołnierze po klęsce wrześniowej przynosili ze sobą karabiny. Największy ruch w zdobywaniu broni rozpoczął się od 1941 roku podczas napaści armii niemieckiej na Rosję Sowiecką. Podczas ucieczki Rosjanie pozostawiali dużo sprzętu wojskowego. Z czołgów wymontowywano karabiny maszynowe typu Diegtarjowa. W latach 1942 i 1943 gdy powstawały oddziały konspiracyjne broń kupowano od żołnierzy niemieckich oraz zdobywając przez rozbrajanie milicji ukraińskiej. Bardzo dużo automatów PPSz wz. 41 otrzymano od partyzantów sowieckich stacjonujących w Wicyniu. Inspektorat samoobrony w Złoczowie również dostarczał broni do Wicynia dla żołnierzy AK. Próba oceny stanu liczebnego uzbrojenia oddziałów w 1943 roku. Odział Dęba 30 sztuk broni długiej. Odział Gryfa 27 sztuk broni długiej. Odział KEDYW 18 sztuk broni długiej. Czwarta kompania AK 120 szt. broni razem na stanie było 195 sztuk broni długiej. Oprócz tego była znaczna liczba broni krótkiej. Jeżeli do tego doliczymy żołnierzy armii sowieckiej stacjonujących w Wicyniu około 400 sztuk broni to jest to potężna ilość broni przeznaczona do walki z banderowcami. Ponad to broń posiadali mieszkańcy Wicynia, niebędący członkami organizacji wojskowych. Stan jej nie był znany. Jaką bronią dysponowali żołnierze wchodzący w skład oddziałów: karabiny Mosin zwykły i wyborowy, Mauzery, samopowtarzalny SWT wz 1941, G 41, Sten, pistolety: rewolwer Nagan, TT wz 1933, VIS 1935, Walter. Ręczne karabiny maszynowe RKM DPM Diegtarjowa (magazynek talerzowy), RKM Diegtarjowa czołgowy z kolbą metalową, RKM MG 41 oraz strzelby myśliwskie, pistolety PPSz wz 41, MP -40 i MP 41. Trzeba zaznaczyć, że nikt nie prowadził ewidencji posiadanej broni. Jesienią 1943 roku niektórzy z oddziałów nosili broń oficjalnie. Największą ilość broni i amunicji uzyskano w lipcu 1944 roku. Na terenie Wicynia trwała walka pomiędzy wojskami Armii Radzieckiej, a Niemcami. Na pozostawionych pojazdach mechanicznych w czasie ucieczki żołnierzy niemieckich oraz bezpośrednio przy zabitych pozostało bardzo dużo karabinów, automatów oraz RKM i amunicji. Ta broń została zabrana przez ludność zamieszkałą w Wicyniu. Z posiadaniem broni nikt już się nie krył, mimo że zmieniła się władza. Zróbmy próbę na 20 gospodarstwach rozmieszczonych wzdłuż drogi głównej pod kościołem. Idąc droga na południe do drogi prowadzącej do kościoła do zakrętu do gospodarstwa Wieliczki po prawej stronie było 13 gospodarstw po prawej a po lewej 7 gospodarstw. Na 20 gospodarstw uzbrojonych było 15. W tych piętnastu gospodarstwach było 8 karabinów typu Mauser, 3 pepesze wz 41, 3 pistolety maszynowe MP-41; 2 RKM MG-41 i Diegtarjowa oraz CKM. Broń ta była przeznaczona do obrony przed banderowcami. Obrona objęto pas na odcinku 200 metrowym znajdujący się pod skuteczną kontrolą środków ogniowych broniących ludzi z wykorzystaniem ukształtowania terenu na głównym kierunku ataku banderowców. Ogień z 16 sztuk broni jest potężną zapora przed napastnikami oraz każdy posiadał po kilka granatów ręcznych w tym RG -42 i F-1. W przypadku alarmu o zagrożeniu ze strony UPA wszyscy wychodzili do ogrodów w kierunku kościoła zajmując pozycje do prowadzenia ognia.

Jesienią późno wieczorem słychać było jak hałas od strony Ciemierzyniec. Ktoś wszczął alarm powiadamiając mieszkańców Wicynia o zbliżających się banderowcach. Wszyscy wybiegli z bronią na ogrody w powietrze poleciały rakiety oświetlające przedpole. Rozpoczęła się strzelanina ze wszystkich broni w kierunku Ciemierzyc. Strzelanina rozszerzyła się od Mereszówki aż pode dwór i trwała 15 minut. Pociski smugowe były widoczne podczas lotu latały we wszystkie strony. Całe szczęście, że nie było ofiar, że nie zastrzelili swoich. W gorzelni, jako ochrona mienia znajdowało się dwóch sołdatów przerażeni strzelaniną dali drapaka w kierunku Pomorzan po drodze pogubili płaszcze i pepesze. Żeby potwierdzić zasoby broni będącej w posiadaniu niezorganizowanej ludności przytoczę przykład, jaki miał miejsce w czasie obławy przez żołnierzy sowieckich na terenie Wicynia. Zimowa pora sowieci organizowali łapanki mężczyzn do armii. W nocy obstawiono wieś żołnierzami, rano wchodząc do wioski każdy żołnierz miał pręt metalowy o długości około 3 metrów z jednego końca zaostrzony. Wchodząc do zagrody w stodole słomę dźgali raz przy razie w stajni obornik w podwórzu, jeśli coś leżało to tez sprawdzali. Ci, co mieszkali nad rzeką to broń wiązana na sznurki wrzucali do przerębli do rzeki. Pech chciał ze jakiś sołdat zauważył plamy oliwy na wodzie w przerębli i postanowił się przyjrzeć temu zjawisku i wyciągnął karabin. Powiadomił dowódcę, który zorganizował łamanie lodu na rzece w ten sposób wyłowiono duże zasoby broni. Po wyzwoleniu przez armię sowiecką działalność band nacjonalistów ukraińskich nie ustała. Banderowcy napadali na małe grupy żołnierzy sowieckich jak i tez na ludność polską. W nocy 30 listopada 1944 roku banderowcy napadli na Polaków zamieszkałych na Gołym Końcu w Ciemierzycach. Bardzo dużo ludzi zostało zamordowanych. Ci, co przeżyli wyprowadzili się do Wicynia. Do sąsiada Władysława Czaka wprowadziła się rodzina z dziećmi pokaleczonymi odłamkami granatu. Podczas napadu rodzina ukryła się w schronie do tego schronu wrzucono granat wszyscy zostali pokaleczeni odłamkami nikt nie zginął. Całe noce i dnie dzieci jęczały i płakały z bólu gdyż nie było leków na uśmierzenie bólu. W Wiśniowczyku w czasie „Mityngu” został zastrzelony agitator-oficer. Gdy pytano o konsekwencje tego czynu ruski stwierdził „niczewo u nas ludjej mnogo” nic się nie stało. Jesienią 1944 i wiosną 1945 roku zagrożenie ze strony banderowców nie malało. W dalszym ciągu obowiązywały warty tylko zmieniono wartownie i wartownicy byli uzbrojeni w broń a nie jak było dotąd w widły. Broń nosiło się oficjalnie. Jadąc na pole jesienią kopać ziemniaki orać i siać zboże trzeba było ze sobą zabierać broń. Na pole jechaliśmy we dwójkę z ojcem jeden siedział na wozie mając pod ręka broń a drugi pracował końmi. W czasie wykopów ziemniaków, kiedy na polu pracowało zazwyczaj więcej osób to mężczyźni zabierali broń długą i ładowali na wóz tak by nie było widać a krótką mieli przy sobie. Wiosną 1945 roku banderowcy zaatakowali Polaków w Dunajowie. Wywiązała się walka, banderowcy się wycofali. Mieszkańcy z tej walki wyszli zwycięsko nikt nie odniósł ran ani nie został zabity. Po tym napadzie do akcji wkroczyła milicja, w której służyli Ukraińcy. Przeszukali wszystkie zagrody broni nie znaleźli jeden chłopak przyniósł z lasu i oddał im karabin. Tymczasem mieszkańcy w Wicyniu przygotowują się do wyjazdu na Ziemie Zachodnie. Załatwiają formalności związane z wyjazdem. Wypełniają karty repatriacyjne wywożą sprzęt i żywność do Złoczowa. Banderowcy nie przeszkadzają. W Wicyniu jest też milicja ukraińska z siedzibą we dworze. W czasie wywózki w czerwcu 1945 roku pojechałem z Ojcem w kolumnie, w której było 20 furmanek przez Kropiwnę i Żuków do Złoczowa. Za Żukowem odział składający się z 20 banderowców zorganizował zasadzkę w miejscu gdzie z jednej strony był las a z drugiej zagajnik. Wszyscy byli dobrze uzbrojeni przeważnie broń automatyczna oraz karabiny maszynowe. Konwój zatrzymano kazano wszystkim zejść z wozów do rowu. Sami dokonywali rewizji szukając broni. Również dokonano rewizji osobistej. Wyprzęgnięto kilka koni i zabrano. Rozpoznano najstarszego syna Żukowskiego, który był Gajowym w lasach w Żukowie. Zabrano go ze sobą. Banderowcy opierającego się popychali i bili kolbami. Gajowy błagał o pomoc by go ktoś bronił, ale nikt nie miał odwagi stanąć w jego obronie. W końcu zniknęli w lesie prowadząc go na pewną śmierć. Po odejściu banderowców ruszyliśmy w dalsza drogę. Po przybyciu do Złoczowa przy stacji rozładowaliśmy wóz z towarem ja pozostałem na stacji a ojciec wrócił po resztę towaru i członków rodziny.


Tytuł publikacji nadałem samodzielnie, po jej przeczytaniu. Wydało mi się zupełnie oczywiste po przeczytaniu, że w warunkach wojennych broń w rękach ludności cywilnej jest cenna jak życie. Karabin w rękach cywila na jego życie się przekłada. Nie wiem jak bardzo cyniczni politycy (czyli wszyscy, także ci, którzy swoje gęby okraszają regularnie słowami patriotyzm, Polska) chcieliby zaklinać codzienność i otaczającą nas rzeczywistość, człowiek postawiony pośrodku pożogi wojennej ma myśl jedną, jak zdobyć i mieć karabin i naboje. Na nic wzniosłe hasła, na nic przepiękne deklaracje i zapewnienia, że mamy silne wojsko, że wojsko nas obroni. Rzeczywistość była, jest i będzie taka sama – w czasie wojny życie cywilowi ratuje posiadania przez niego broń palna. Z wojskiem w czasie wojny jest jak z policją w czasie pokoju, gdy jest potrzebne, wówczas go nie ma.

Powyższe nie jest pierwszym świadectwem o czasie ostatniej wojny światowe, z którego wynika, że broń w rękach zwykłego Polaka naprawdę wiele sprawia. Wiele, bo ratuje życie i Polak w czasie wojny tej broni bardzo potrzebuje. Już wcześniej kilka razy o obronie cywilów przed Ukraińcami pisałem. To historia, to świadectwo naszej przeszłości. Takie świadectwa budują nasze przekonania, naszą mądrość i powinny kształtować rozwiązania w przyszłości. Nie wymażecie tych świadectw tchórzliwi politycy, możecie tylko na ich temat zamilczeć. Jestem jedna przekonany, że przyjdzie taki czas, że wasze skalane sumienia będą przypominały o grzechach w sprawie zakazywania Polakom dostępu do broni.

Zachęcam do rozpowszechniania powyższej opowieści. Moim zdaniem ciekawa i wnioski z niej płyną zupełnie oczywiste. Polak musi mieć zapewniony dostęp do broni na wypadek wojny. Oznacza to ni mniej ni więcej tylko tyle, że ten dostęp jest konieczny zawsze, bo wojna ma to do siebie, że pojawia się w momencie najmniej oczekiwanym. Gdy tej broni Polak nie ma pod dostatkiem, są łzy, bezsilność, śmierć i zdjęcia trupów w podręcznikach do historii…

Wesprzyj projekt Fundacja Trybun.org.pl