USA. Kandydatów do Sądu Najwyższego mianuje prezydent

Prezesa i sędziów amerykańskiego Sądu Najwyższego – który orzeka o prawomocności wyroków federalnych sądów niższych instancji oraz zgodności ustaw Kongresu z konstytucją – powołuje prezydent USA, a zatwierdza ich Senat.

Sąd Najwyższy liczy dziewięć osób, razem z prezesem (tzw. Chief Justice). Zatwierdzeni sędziowie sprawują swoją funkcję dożywotnio, co znaczy, że prezydent nie może ich odwołać. Mogą jedynie zostać usunięci w wyniku procedury impeachmentu – decyzji Kongresu – na podstawie oskarżenia o poważne przestępstwo (podobnie jak prezydent i inni członkowie rządu).

W historii USA żaden sędzia SN nie został jednak odwołany; w jednym tylko wypadku – ponad 200 lat temu – rozpoczęto procedurę impeachmentu, wobec sędziego Samuela Chase’a w 1804 r., ale Kongres go ostatecznie uniewinnił. Wakaty w SN w praktyce pojawiają się więc tylko w wypadku śmierci sędziego, jego ciężkiej choroby uniemożliwiającej wykonywanie obowiązków albo dobrowolnego odejścia na emeryturę.

Prezydenci nominują sędziów zazwyczaj zgodnie ze swymi preferencjami ideologicznymi. Nominaci rekrutują się z reguły spośród renomowanych prawników z doświadczeniem w sądach niższych instancji. W przeszłości do SN powoływano niekiedy prominentnych polityków, np. jego prezesem został były prezydent Howard Taft (1909-13) po ukończeniu swej kadencji.

Fakt, że prezydenci mianują zwykle kandydatów zgodnie ze swoją partyjną ideologią, nie znaczy, że zostawszy sędziami głosują oni zawsze zgodnie z oczekiwaniami Białego Domu. Najświeższym przykładem było poparcie ustawy o ubezpieczeniach zdrowotnych uchwalonej z inicjatywy prezydenta Baracka Obamy przez sędziego Johna Robertsa (także prezesa SN), powołanego przez republikańskiego prezydenta George’a W.Busha. Sędziowie podkreślają swoją apolityczność, chociaż w praktyce podejmują decyzje mające nieraz kluczowe polityczne znaczenie.

Zatwierdzenie nominacji przez Senat poprzedzają przesłuchania kandydatów przez senacką komisję wymiaru sprawiedliwości. Ze względu na ogromne znaczenie i prestiż SN w USA, są one zawsze pilnie śledzone przez media, które nie ukrywają swego poparcia lub dezaprobaty dla nominatów. Po przesłuchaniach komisja głosuje nad ich zatwierdzeniem, po czym ostateczną decyzję podejmuje w tej sprawie Senat w głosowaniu w pełnym składzie.

W historii USA tylko 12 nominatów prezydenta do SN (na ogólną liczbę 161) zostało przez Senat odrzuconych. Ostatnim takim głośnym przypadkiem było niezatwierdzenie przez Senat – zdominowany przez Demokratów – nominowanego przez prezydenta Ronalda Reagana sędziego Roberta Borka. W około 20 przypadkach nominaci sami zrezygnowali albo ich kandydatury zostały wycofane przez prezydenta przed głosowaniem w Senacie. Tak na przykład stało się z nominowaną przez prezydenta George’a W. Busha sędzią Harriet Miers, której wytknięto brak kompetencji do objęcia tak poważnego stanowiska.

W ostatnich dekadach wskutek rosnącej polaryzacji politycznej w Kongresie USA, proces powoływania sędziów SN staje się coraz częściej powodem partyjnych konfliktów i czasem ulega zakłóceniom. Po śmierci w 2016 r. konserwatywnego sędziego Antonina Scalii prezydent Obama mianował na zwolnione miejsce sędziego Merricka Garlanda, ale zdominowany przez Republikanów Senat odmówił wszczęcia procedury jego zatwierdzenia. Przez około rok sąd obradował w składzie 8-osobowym. Gdy prezydent Donald Trump mianował swojego kandydata, Neila Gorsucha, Demokraci w Senacie próbowali zablokować jego nominację poprzez tzw. filibuster, czyli niedopuszczanie do ostatecznego głosowania poprzez przedłużanie debaty, której przerwanie wymagałoby minimum 60 (na 100) głosów. Republikanie, którzy mają większość w Senacie, zmienili jednak reguły, postanawiając, że Gorsuch ma zostać zatwierdzony zwykłą większością głosów (tzw. opcja nuklearna), toteż udało im się zatwierdzić nominację prezydenta.

W obecnym składzie SN zasiada więc nadal czterech sędziów uważanych za konserwatywnych (Roberts, Gorsuch, Samuel Alito i Clarence Thomas), czworo sędziów uchodzących za liberalno-postępowych (Ruth Bader Ginsburg, Sonia Sotomayor, Elena Kagan i Stephen Breyer) oraz sędzia Anthony Kennedy, który ma opinię „centrowca”, gdyż głosuje, w zależności od sprawy, razem z blokiem liberałów lub konserwatystów. Równowaga ta może zostać zachwiana w razie śmierci sędziwej i schorowanej sędzi Ginsburg albo odejścia na emeryturę Kennedy’ego, który również jest już w podeszłym wieku.

Tomasz Zalewski (PAP)


Komentarz nie o USA, ale o Sądzie Najwyższym RP. PAP sypie dzisiaj informacjami o systemach powoływania sędziów w poszczególnych krajach Europy i nie tylko. Informacja o USA ciekawa, zważywszy, że zawiadamiałem o nominacji sędziego zwolennika indywidualnego prawa do posiadania i noszenia broni. Sąd Najwyższy to nie tylko prawo, to przede wszystkim wyznawane wartości.

Moim zdaniem w sporze o sądy w sposób oczywisty PiS ma rację i pomimo moich krytycznych uwag wobec tej partii z innych powodów, w tej sprawie nie można milczeć. Czas na odsunięcie z najwyższej instancji sądowej sędziów, którzy swoją pracę zaczynali w PRL. Nie ma w tym niczego dziwnego.

Sąd Najwyższy w Polsce to prosta kontynuacja PRL. Kontynuacja PRL, bo skoro sędziami Sądu Najwyższego chyba są wyłącznie sędziowie, który składali sędziowskie ślubowanie jeszcze w czasach PRL, to jak rozumować inaczej? Ślubowanie z czasów PRL miało rewolucyjną treść i czas aby sędziowie ślubujący w ten sposób przestali wymierzać sprawiedliwość w Polsce. Moim zdaniem to naprawdę zupełnie oczywiste oczekiwanie Polaków, którzy nie chcą żyć w postPRL.

Nawet Konstytucja Kwaśniewskiego pozwala na przesunięcie wszystkich sędziów w stan spoczynku, w razie reorganizacji sądu. No to o co idzie walka?