Niesprawiedliwa dla Polaków reglamentacja posiadania broni, to spuścizna PRLu

W dzisiejszym wydaniu tygodnika Gazeta Polska artykuł pt.:

Kogo interesują niewyjaśnione zbrodnie, zachęcam do zapoznania się z podsumowaniem niemocy tzw. organów ścigania. Nie o tym chciałem napisać kilka słów.

Kim był Piotr Jaroszewicz nie muszę chyba szerzej pisać. Najogólniej można powiedzieć, że Piotr Jaroszewicz to wysokiej rangi towarzysz generał komunistycznego wojska i towarzysz polityk komunistycznej partii w Polsce. Jednym słowem ważny peerelowski komunista.

W momencie gdy Piotr Jaroszewicz został zamordowany (1992 rok) miał miał kolekcję broni, a z naładowanym pistoletem wręcz się nie rozstawał.

Ta informacja mnie szczególnie w tekście zainteresowała, bo obrazuje pewien stan spuścizny po PRLu, który trwa do dzisiaj. Wiele razy na różne sposoby pisałem, że posiadanie broni przez znamienitych towarzyszy w czasie PRLu i po jego zakończeniu w tzw. wolnej Polsce, było dość swobodne. Oni mieli broń, im się broń należała. W ich przypadku było jasne, że broń służy do obrony, że broń zapewnia bezpieczeństwo.

W przypadku zwykłych Polaków nagle rozum milicyjnym, a później policyjnym decydentom się przestawiał. Okazywało się, że zwykły Polak z bronią mógł stanowić zagrożenie dla siebie, innych i porządku publicznego. Towarzysz z PRLu mógł cieszyć się z posiadania broni, a zwykł Polak mógł co najwyżej cieszyć się, że towarzysz z PRLu się cieszy.

Podejrzewam, że struktura posiadaczy broni nie zmieniła się radykalnie od czasów PRLu. Zmienia się od czasu zmian w prawie o broni z 2011 roku, ale wciąż nowi posiadacze broni to nie jest większość.

Wspominam o tym, bo podejrzewam istnienie mechanizmu powodującego opór środowisk PiSu przed istotnymi zmianami prawa do broni. Moim zdaniem ten mechanizm polega na tym, że politycy PiS patrzą na Polaków przez pryzmat temperatury sporów politycznych w Sejmie, przez pryzmat tego co robią na miesięcznicach smoleńskich UBywatele. Nienawiść, którą dostrzegają w sporze politycznym podsuwa im myślenie, że gdyby Polacy mieli broń to by się wystrzelali. Myślę, że pokusa takiego myślenia pojawia się w kręgach decyzyjnych PiSu. Oczywiście o tym wprost nie powiedzą, ale myślą i to myślenie może kierować ich działaniami.

Chciałbym aby politycy PiS nabrali przekonania, że prawdę powiedział kiedyś tow. Jerzy Dziewulski w tym temacie… Warto wsłuchiwać się w głos tego byłego milicjanta, on wie co mówi. Mówił kiedyś mianowicie, w przypływie szczerości, że „…kto powinien mieć broń, powinien ją otrzymać”. Tak jest aż do dzisiaj. Te słowa dotyczył ustawy z 1999 roku, a poprzednia ustawa z 1961 roku były dokładnie w tym samym celu uchwalona. Byli towarzysze mieli mieć broń i ją otrzymywali i mają ją do dzisiaj. Mają ją byli ubecy, esbecy, którym własnie obniżono emerytury – nikt im pozwoleń nie pozabierał. Nie piszę aby pozwolenia im zabierać, niech mają. Mi to nie przeszkadza.

Piszę aby odrzucić myślenie, że nie wolno Polakom pozwolić na posiadanie broni bo się pozabijają. Absolutnie nie jest to prawdą. Fakty temu przeczą. Gdyby Polacy mieli się wzajemnie zabijać to już by się zabijali, a przecież się nie zabijają. Z całą pewnością nie przy użyciu broni posiadanej zgodnie z prawem. Cyba był nielegalnym posiadaczem broni i nie zważał na administracyjne zakazy.

Zakazując posiadania broni Polakom, wcale nie zakazuje się tego beneficjentom PRLu. Oni już broń mają, załatwili sobie zanim PiS przyszedł do władzy, mają. Czas aby zwykli Polacy też mogli mieć broń. Też nie będą do nikogo strzelać, a będzie sprawiedliwie. Reglamentacja posiadania broni palnej w Polsce to spuścizna PRLu. Też wymaga zmiany, jak inne dziedziny życia społecznego. Należy odrzucić myślenie, że tej dziedziny nie należy tykać, bo da się broń do ręki postkomunie. Nic bardziej błędnego nie można pomyśleć. Pozytywna zmiana prawa do broni sprawi tylko jeden skutek. Zwyczajni Polacy będą mieli łatwiej.