Dożywocie za zabójstwo instruktora na strzelnicy w Chorzowie

Karę dożywocia wymierzył w środę Sąd Okręgowy w Katowicach Hubertowi Ch., który zastrzelił instruktora na strzelnicy w Chorzowie i próbował zabić drugiego mężczyznę. Sąd zastrzegł, że o warunkowe zwolnienie będzie mógł się on ubiegać najwcześniej po 30 latach.

Wymierzona oskarżonemu kara jest zgodna z wnioskiem oskarżenia. Obrona domagała się umorzenia postępowania – przekonywała, że Ch. cierpi na zaburzenia psychiczne i podczas zbrodni mógł być niepoczytalny. Wyrok jest nieprawomocny.

Do zabójstwa doszło pod koniec września 2014 r. 25-letni wówczas Hubert Ch. przyszedł na strzelnicę i podobnie jak inni klienci korzystał z niej pod opieką instruktora. Gdy zostali sam na sam i instruktor odwrócił się do niego plecami, sprawca skierował broń w jego stronę i otworzył ogień, oddał kilkanaście strzałów. Ofiara to były policjant i instruktor w Szkole Policji w Katowicach Waldemar Ż. Miał 46 lat.

Po zabiciu instruktora sprawca spakował kilka sztuk broni i amunicję do torby i chciał opuścić strzelnicę, powstrzymał go współwłaściciel obiektu, do którego Ch. także zaczął strzelać. Dlatego odpowiadał też za usiłowanie zabójstwa – za drugi czyn sąd skazał go na 15 lat więzienia. Mężczyzna poddał się, gdy na miejsce przejechała policja i doszedł do wniosku, że nie ma szans wydostać się na zewnątrz. „Chciał zabić jak największą liczbę osób” – powiedział sędzia Józef Kapuściok.

W środę, przed ogłoszeniem wyroku, sąd po raz kolejny przesłuchał oskarżonego, by poznać jego motywację. Mężczyzna oświadczył, że nie jest w stanie powiedzieć, dlaczego zabił instruktora. „Mam bardzo duże luki w pamięci z tego okresu” – powiedział. Nie potrafił też wyjaśnić, dlaczego po zastrzeleniu Ż. zapakował do torby kilka sztuk broni i ponad 100 sztuk amunicji oraz opowiedzieć o tym, co miał zamiar dalej zrobić. W „ostatnim słowie” przeprosił wszystkich poszkodowanych w tym „karygodnym zajściu”.

Broniąca Ch. mec. Wioleta Chabora uważa, że jej klient jest chorą osobą. W mowie końcowej kwestionowała opinie biegłych, według których jej klient był w trakcie zbrodni poczytalny. Jej wniosek o powołanie nowych biegłych został jednak oddalony przez sąd. Podobnie jak oskarżenie, skład orzekający uważa sporządzone już opinie za pełne i niebudzące wątpliwości. Obrona chciała umorzenia postępowania, a gdyby sąd uznał winę – możliwie łagodnej kary.

Sąd potwierdził, że Ch. nie jest osobą całkowicie zdrową – miał zaburzenia psychiczne – ale nie cierpiał na chorobę, która wykluczałaby odpowiedzialność karną. „Zdaniem sądu poczytalność oskarżonego nie budzi wątpliwości” – wskazał sędzia. Sądu nie przekonały wyjaśnienia oskarżonego, który mówił, że nie pamięta co nim kierowało. Skład orzekający uznał, że to tylko przyjęta linia obrony.

Odnosząc się do kary dożywocia Kapuściok podkreślił, że Ch. zabił całkowicie niewinnego człowieka, by zrealizować swój plan, którego szczegółów nie chciał zdradzić. „Dla niego życie nie miało żadnej wartości” – powiedział przewodniczący składu orzekającego.

Prok. Marzanna Misiak wniosła o wymierzenie oskarżonemu takiej kary, jaką orzekł sąd. Wniosek poparła pełnomocniczka rodziny zastrzelonego mec. Amelia Zembaczyńska. Podkreślała, że była to zbrodnia z premedytacją, która zostawia bliskich Ż. z bólem, smutkiem i cierpieniem na całe życie. Adwokat podkreślała, że Ch. stanowi zagrożenie dla społeczeństwa.

„Za problemy finansowe i osobiste chciał wziąć odwet nie na konkretnym człowieku, ale na społeczeństwie. Wziął ze strzelnicy broń, aby +zabić trochę ludzi+” – powiedziała Zembaczyńska i dodała, że gdyby Ch. udało się opuścić strzelnicę mógł zabić dziesiątki ludzi. Jego zamiary porównała do zbrodni popełnionej przez Andersa Breivika.

Proces toczył się po raz drugi. W pierwszym wyroku sąd okręgowy skazał mężczyznę na 25 lat więzienia, zastrzegając, że o zwolnienie mógłby starać się najwcześniej po 20 latach. Ponowne przeprowadzenie procesu nakazał Sąd Apelacyjny w Katowicach, wskazując m.in., że w pierwszym wyroku sąd pominął kwestię motywacji sprawcy. Nakazał też bardziej wnikliwą ocenę stanu zdrowia oskarżonego. (PAP)


 

Sprawa stara, która dowodzi, że to nie służby zapewniają bezpieczeństwo w chwili i miejscu zbrodni, a praworządni, cywilni, uzbrojeni obywatele. Morderca został zatrzymany na strzelnicy przez innego instruktora, który go powstrzymał przy użyciu broni. Gdyby łobuz wyszedł z torbą pełną broni i amunicji, rzeź niewinnych ludzi byłaby pewna. To tak dla utrwalenia tego, że są wielkim głupstwem słowa: za bezpieczeństwo obywateli odpowiada Państwo. Nie sam obywatel za swoje bezpieczeństwo tylko Państwo i stosowne służby, które to Państwo – Służby Państwowe, które to państwo powołuje, które wypowiada pewien wiceminister, który powinien stracić posadę jak najszybciej.

Moim zdaniem takie zbrodnie jak ta powinny skłaniać ludzi do zdobywania pozwoleń na broń. Politycy zaś powinni ochoczo domagać się zmiany prawa i liberalizacji przepisów o broni. Jak powiedziała pani prokurator oskarżająca tego mordercę: Wziął ze strzelnicy broń, aby +zabić trochę ludzi+” – powiedziała Zembaczyńska i dodała, że gdyby Ch. udało się opuścić strzelnicę mógł zabić dziesiątki ludzi. To prawda, bo przecież nikt by go nie był w stanie powstrzymać. Kto? Bezbronni i rozbrojeni Polacy? Służby, którym niemożliwe zadania stawia nierozsądny polityk? Byłaby masakra.

Za powstrzymanie tego zbója medal powinien dostać instruktor, który uniemożliwił wyjście mordercy ze strzelnicy. Jak się dowidziałem, był bardzo chwalony przez policjantów za sprawną akcję, nie miał żadnych nieprzyjemności w związku z wymianą ognia z mordercą, ale broni-pistoletu do dzisiaj nie odzyskał, bo stanowi materiał dowodowy w sprawie. Może przy okazji wyroku minister Ziobro zainteresowałby się i tą sprawą, skoro odznaczeni zostali obywatele, którzy powstrzymali mordercę z nożem ze Stalowej Woli.