Nie lubisz broni? To jej sobie nie kupuj, ale nie zabraniaj innym kupowania.

„Lewicowe grupy są rzekomo takie tolerancyjne wobec stylu życia innych ludzi, ale nie są tolerancyjne wobec naszego”

– Sarah Palin na konwencji NRA w 2011 r.

Rządzi w Polsce i Europie lewica (socjaliści od słowa socjalizm, to samo co solidarność społeczna), w Polsce z szyldem narodowa. Narodowi w formie, socjalistycznie w treści – ta zasada dotyczy zatem nas w całej pełni.

To, że nie można liczyć, że statystyki, badania czy innego rodzaju merytoryczne argumenty wpłyną na przebieg debaty na temat broni, odkryli  Amerykanie już dawno. W książce Dana Bauma pt. Wolność i spluwa. Podróż przez uzbrojoną Amerykę, do której wiele razy odwoływałem się na blogu, autor wprost to wyartykułował odwołując się do publikacji Donalda Braman i Dana M. Kahan Overcoming the Fear of Guns, the Fear of Gun Control, and the Fear of Cultural Politics: Constructing a Better Gun Debate, opublikowanym w „Emory Law Journal” (2006, vol. 55, no. 4):

Wydaje się, że debata na temat broni zależy teraz od odpowiedzi na konkretne pytanie o fakty: czy broń czyni społeczeństwo bardziej, czy mniej bezpiecznym. […] Uważamy jednak, że dopóki statystyki będą służyć poparciu partyjnych argumentów, debata o broni pozostanie daremna. […] Dla jednej części amerykańskiego społeczeństwa broń symbolizuje honor, panowanie człowieka nad naturą i indywidualną samowystarczalność. […] Innej części amerykańskiego społeczeństwa broń kojarzy się jednak z czymś odmiennym: z utrwalaniem złej hierarchii społecznej, prymatem siły nad rozumem i kolektywnym wyrazem obojętności na dobrostan obcych ludzi.

Płytkość rozumu jaki w sprawie dyskusji broni palnej prezydują polscy politycy, nie wywołuje we mnie nadziej, że oni rozumieją istotę problemu. Nie łudzę się, że oni cokolwiek zrozumieją. Jestem prawie pewny, że ci intelektualnie kalecy ludzie są szczerze przekonani, że broń w ręku praworządnego Polaka oznacza śmierć i spustoszenie. Nie wynika to z niczego więcej, niż tylko ze złego myślenia o Polakach. Oni nami pogardzają. Być może z poczucia, powszechnego w socjalizmie, poczucia wyższości polityka nad poddanym. Być może ta pogarda jest niewyartykułowana, a wynika z pozy pobożnisia, oddanego trosce o innych.

W Polsce nie istnieją politycy, którzy gotowi są powiedzieć: Nie lubię broni. Nie wychowałam się z nią. Ale praw nie uchwala się na podstawie tego, co człowiekowi mówi instynkt. Prawa uchwala się na podstawie konstytucji, dbając o to, co będzie najlepsze.

W krajach, które mają znacznie większy dostęp do broni nie istnieje epidemia strzelanin, których dokonują praworządni posiadacze. Ta prosta obserwacja zastępowana jest zatroskanym wyrazem twarzy polityka. Cóż ma powiedzieć, skoro jego wiedza opiera się wyłącznie o irracjonalny strach i zapewne całkiem szczere przekonanie, że Polacy są nieprzygotowani.

Obawiam się, że niechęć do broni jest wpisana w polityczne DNA polskich polityków. Obawiam się, że nie można polskich polityków namówić na zmianę poglądów. Obawiam się także, że część z nich w istocie nie ma własnych przekonań, bo partyjny system wyborczy obowiązujący w Polsce sprawia, że istotne są wyłącznie przekonania partyjnego prezesa.

Po co ja to piszę? Po to aby było jasne, że do polityków nie ma sensu apelować to rozsądne regulacje w sprawie broni. Ich trzeba wymienić. Na nic prosta reguła wyrażona w tytule: Nie lubisz broni? To jej sobie nie kupuj! Prezes tej czy innej partii nie lubi broni i nie interesuje go twoje zdanie.

Gdyby ktoś chciał wreszcie zmiany, gdyby ktoś chciał aby stosowane w Polsce było zdanie Nie lubisz broni? To jej sobie nie kupuj! – musi dokonać wyboru. Dzisiaj być może wreszcie będzie na to szansa. Czas na Ruch 11 Listopada. W tej partii obowiązuje reguła: Nie lubisz broni? To jej sobie nie kupuj, ale nie zabraniaj innym kupowania.

District of Columbia v. Heller to sprawa przełomowa w debacie o posiadaniu broni, szukam wsparcia do tłumaczenia wyroku i uzasadnienia