74 lata temu po 63 dniach walki zakończyło się klęską wojskową i katastrofą humanitarną Powstanie Warszawskie

Powstanie zakończyło się zupełną, absolutną klęską. Klęska wojskowa, klęska humanitarna, klęska na niewyobrażalną skalę. Setki tysięcy ofiar, zabitych i wygnanych z Warszawy. Ta zbrodnia na naszym narodzie musi dać naukę na przyszłość. Przez zaklęcia polityków nie stanie się nic, co mogłoby uchronić nas od podobnych hekatomb.

Za cały komentarz to tej straszliwej klęski mam do powiedzenia to, co na poniższym krótkim filmie. Moim zdaniem, lepiej dzieci nie uczyć tej tragicznej historii, jeżeli nie nauczymy ich na tej podstawie, że muszą być praktycznie przygotowane na niebezpieczeństwa, przez posiadanie prawa do broni. Cywila w obliczu wojny nic tak nie broni indywidualnie jak karabin przygotowany na wszelki wypadek. Dowodów na to z czasów minionej wojny światowej są ilości niezliczone.

2018-10-02 06:33 (PAP) 74 lata temu po 63 dniach heroicznego i samotnego boju upadło Powstanie Warszawskie

2 października 1944 r., po 63 dniach heroicznego i samotnego boju prowadzonego przez powstańców z wojskami niemieckimi, wobec braku perspektyw dalszej walki, przedstawiciele KG AK płk Kazimierz Iranek-Osmecki “Jarecki” i ppłk Zygmunt Dobrowolski “Zyndram” podpisali w kwaterze SS-Obergruppenfuehrera Ericha von dem Bacha-Zelewskiego w Ożarowie układ o zaprzestaniu działań wojennych w Warszawie.

Powstanie Warszawskie było największą akcją zbrojną podziemia w okupowanej przez Niemców Europie. Planowane na kilka dni, trwało ponad dwa miesiące. Jego militarnym celem było wyzwolenie stolicy spod niezwykle brutalnej niemieckiej okupacji, pod którą znajdowała się od września 1939 r.

Dowództwo AK zakładało, że Armii Czerwonej zależeć będzie ze względów strategicznych na szybkim zajęciu Warszawy. Przewidywano, że kilkudniowe walki zostaną zakończone przed wejściem do miasta sił sowieckich. Oczekiwano również pomocy ze strony aliantów.

Opanowanie miasta przez AK przed nadejściem Sowietów i wystąpienie w roli gospodarza przez władze Polskiego Państwa Podziemnego w imieniu rządu polskiego na uchodźstwie miało być atutem w walce o niezależność wobec ZSRS. Liczono na to, że ujawnienie się w Warszawie władz cywilnych związanych z Delegaturą Rządu na Kraj będzie szczególnie istotne w związku z powołaniem przez komunistów PKWN.

Premier Stanisław Mikołajczyk, udający się pod koniec lipca 1944 r. na rozmowy ze Stalinem, liczył, iż ewentualny wybuch powstania w stolicy wzmocni jego pozycję negocjacyjną wobec Sowietów.

Opinii premiera nie podzielał Naczelny Wódz gen. Kazimierz Sosnkowski, który uważał, że w zaistniałej sytuacji zbrojne powstanie pozbawione jest politycznego sensu i w najlepszym przypadku zmieni jedną okupację na drugą. W depeszy do gen. Komorowskiego pisał: “W obliczu szybkich postępów okupacji sowieckiej na terytorium kraju trzeba dążyć do zaoszczędzenia substancji biologicznej narodu w obliczu podwójnej groźby eksterminacji”. Pomimo takiego stanowiska, gen. Sosnkowski nie wydał w sprawie powstania jednoznacznego rozkazu.

Przy podejmowaniu decyzji o rozpoczęciu walki w stolicy nie bez znaczenia były także działania propagandy sowieckiej. Pod koniec lipca na ulicach Warszawy zaczęły pojawiać się bowiem odezwy informujące o ucieczce KG AK i o przejęciu dowództwa nad siłami zbrojnymi podziemia przez dowództwo Armii Ludowej. Z kolei oddana przez Sowietów Związkowi Patriotów Polskich radiostacja Kościuszko wzywała warszawiaków do natychmiastowego podjęcia walki. W tej sytuacji KG AK obawiała się, że komunistyczna dywersja może doprowadzić do niekontrolowanych i spontanicznych wystąpień zbrojnych przeciwko Niemcom, na czele których będą stawać komuniści.

Za rozpoczęciem walk w stolicy przemawiała również ewakuacja Niemców, która w drugiej połowie lipca 1944 r. objęła niemiecką ludność cywilną i wojskową, oraz widoczne przejawy zaniku morale niemieckiej administracji i wojska, wywołane sytuacją panującą na froncie, a także zamachem na Hitlera (20 lipca 1944).

Były również poważne obawy co do konsekwencji bojkotu zarządzenia gubernatora Fischera wzywającego mężczyzn z Warszawy w wieku 17-65 lat, do zgłoszenia się 28 lipca 1944 r. w wyznaczonych punktach stolicy, w celu budowy umocnień. Istniało niebezpieczeństwo, że zarządzenia niemieckie, mogą doprowadzić do rozbicia struktur wojskowych podziemia i uniemożliwić ropoczęcie powstania. Dodać należy, iż w ostatnich dniach lipca Niemcy wznowili gwałty i represje wobec ludności oraz rozstrzeliwanie więźniów.

Ogromne znaczenie przy podejmowaniu decyzji o powstaniu miały także nastroje panujące w Warszawie w lipcu 1944 r. Władysław Bartoszewski wspominając tamte dni w jednym z wywiadów mówił: “Dla nas Powstanie było oczywiste – my albo oni. Wóz albo przewóz. Czy Pan sobie wyobraża, że Niemcy mogliby ścierpieć na bezpośrednim zapleczu frontu Warszawę najeżoną ukrytą bronią i dyszącą chęcią odwetu? Takie bajki można opowiadać dzieciom”. (“Gazeta Wyborcza” 3-4 sierpnia 2002)

Rozkaz o wybuchu powstania wydał 31 lipca 1944 r. dowódca AK gen. Tadeusz Komorowski “Bór”, uzyskując akceptację Delegata Rządu Jana S. Jankowskiego.

1 sierpnia 1944 r. do walki w stolicy przystąpiło ok. 40-50 tys. powstańców. Jednak zaledwie co czwarty z nich liczyć mógł na to, że rozpocznie ją z bronią w ręku.

Na wieść o powstaniu w Warszawie Reichsfuehrer SS Heinrich Himmler wydał rozkaz, w którym stwierdzał: “Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców, Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy”.

Przez 63 dni powstańcy prowadzili heroiczny i samotny bój z wojskami niemieckimi. Ostatecznie wobec braku perspektyw dalszej walki 2 października 1944 r. przedstawiciele KG AK płk Kazimierz Iranek-Osmecki “Jarecki” i ppłk Zygmunt Dobrowolski “Zyndram” podpisali w kwaterze SS-Obergruppenfuehrera Ericha von dem Bacha-Zelewskiego w Ożarowie układ o zaprzestaniu działań wojennych w Warszawie.

Gen. Komorowski wspominając to wydarzenie pisał: “Po raz drugi w tej wojnie musiała Warszawa ulec przewadze wroga. Na początku i na końcu wojny stolica Polski walczyła sama. Ale warunki walki w roku 1939 były całkiem inne niż w roku 1944. Pięć lat temu Niemcy stały u szczytu swej potęgi. Słabość Sprzymierzonych uniemożliwiała danie pomocy Warszawie. Upadek stolicy Polski był pierwszy w szeregu zwycięstw niemieckich. W roku 1944 sytuacja była odwrotna. Niemcy chyliły się ku upadkowi i my wszyscy mieliśmy gorzkie przeświadczenie, że upadek Warszawy będzie prawdopodobnie ostatnim zwycięstwem Niemców nad Sprzymierzonymi”. (T. Bór-Komorowski “Armia Podziemna”).

Według postanowień układu żołnierze AK z chwilą złożenia broni mieli korzystać ze wszystkich praw konwencji genewskiej z 1929 r., dotyczącej traktowania jeńców wojennych. Takie same uprawnienia otrzymali żołnierze AK, którzy dostali się do niemieckiej niewoli w czasie walk toczonych od początku sierpnia w Warszawie. Niemcy przyznali prawa jeńców wojennych także członkom powstańczych służb pomocniczych.

W podpisanym dokumencie strona niemiecka stwierdzała ponadto, że osoby uznane za jeńców wojennych “nie będą ścigane za swoją działalność wojenną ani polityczną tak w czasie walk w Warszawie jaki i w okresie poprzednim, nawet w wypadku zwolnienia ich z obozów jeńców”.

Odnośnie ludności cywilnej znajdującej się w czasie walk w mieście, Niemcy zapewnili, że nie będzie stosowana wobec niej odpowiedzialność zbiorowa. Dodatkowo gwarantowali, iż: “Nikt z osób znajdujących się w okresie walk w Warszawie nie będzie ścigany za wykonywanie w czasie walk działalności w organizacji władz administracji, sprawiedliwości, służby bezpieczeństwa, opieki publicznej, instytucji społecznych i charytatywnych ani za współudział w walkach i propagandzie wojennej. Członkowie wyżej wymienionych władz i organizacji nie będą ścigani też za działalność polityczną przed powstaniem”.

Zgodnie z żądaniami niemieckiego dowództwa miasto mieli opuścić wszyscy jego mieszkańcy. Układ przewidywał, że ewakuacja “zostanie przeprowadzona w czasie i w sposób oszczędzający ludności zbędnych cierpień”, a “dowództwo niemieckie dołoży starań, by zabezpieczyć pozostałe w mieście mienie publiczne i prywatne”.

O realizacji ustaleń zawartych w układzie z 2 października 1944 r. tak pisał prof. Norman Davis: “W pierwszym stadium Niemcy z pewnością trzymali się postanowień zawartego układu. Po Powstaniu nie wróciły straszliwe masakry, jakie się zdarzały w czasie jego trwania. Nie próbowano tępić Żydów czy innego +niepożądanego elementu+ i – ogólnie rzecz biorąc – ewakuowanych do obozów przejściowych nie bito, nie głodzono ani nie maltretowano na inne sposoby. Wiele tysięcy ludzi znalazło sposób, aby się wymknąć z oczek sieci, wielu też natychmiast zwolniono. Przeważająca część jeńców z Armii Krajowej została – zgodnie z umową – odesłana do regularnych obozów jenieckich pozostających pod nadzorem Wehrmachtu. (…) Kobiety, które trafiły do niewoli, zgodnie z umową kierowano do specjalnych obozów (…) albo po prostu uwalniano. Jednak w miarę upływu czasu, gdy początkowa masa zaczynała topnieć, ujawniały się bardziej nieprzyjemne aspekty hitlerowskiej machiny. Kiedy dokonano ostatecznych obliczeń, okazało się, że znacznie ponad 100 000 warszawiaków wysłano na przymusowe roboty do Rzeszy, wbrew układowi o zaprzestaniu działań wojennych w Warszawie, a dalsze kilkadziesiąt tysięcy umieszczono w obozach koncentracyjnych SS, w tym w Ravensbrueck, Auschwitz i Mauthausen”. (N.Davis “Powstanie ’44”)

W wydanej nazajutrz po kapitulacji odezwie do “Do Narodu Polskiego” Krajowa Rada Ministrów i Rada Jedności Narodowej z goryczą stwierdzały: “Skutecznej pomocy nie otrzymaliśmy. (…) Potraktowano nas gorzej niż sprzymierzeńców Hitlera: Italię, Rumunię, Finlandię. (…) Sierpniowe powstanie warszawskie z powodu braku skutecznej pomocy upada w tej samej chwili, gdy armia nasza pomaga wyzwolić się Francji, Belgii i Holandii. Powstrzymujemy się dziś od sądzenia tej tragicznej sprawy. Niech Bóg sprawiedliwy oceni straszliwą krzywdę, jaka Naród Polski spotyka, i niech wymierzy słuszną karę na jej sprawców”.

W czasie walk w Warszawie zginęło ok. 18 tys. powstańców, a 25 tys. zostało rannych. Poległo również ok. 3,5 tys. żołnierzy z Dywizji Kościuszkowskiej.

Straty wśród ludności cywilnej były ogromne i wynosiły ok. 180 tys. zabitych.

Pozostałych przy życiu mieszkańców Warszawy, ok. 500 tys., wypędzono z miasta, które po powstaniu zostało niemal całkowicie zburzone. Specjalne oddziały niemieckie, używając dynamitu i ciężkiego sprzętu, jeszcze przez ponad trzy miesiące metodycznie niszczyły resztki ocalałej zabudowy.

Do niemieckiej niewoli poszło ponad 15 tys. powstańców, w tym 2 tys. kobiet. Wśród nich niemal całe dowództwo AK, z gen. Komorowskim (mianowanym przez prezydenta W. Raczkiewicza 30 września 1944 r. Naczelnym Wodzem), gen. Pełczyńskim i gen. Chruścielem na czele.

Wielkość strat poniesionych przez stronę polską w wyniku powstania powoduje, że decyzja o jego rozpoczęciu do dziś wywołuje kontrowersje.


2018-10-02 07:30 (PAP) K. Utracka: Ludność cywilna nie była przygotowana na to, że Powstanie Warszawskie będzie trwało tak długo (wideo)

Ludność cywilna była całkowicie nieprzygotowana na to, że Powstanie Warszawskie będzie trwało aż 63 dni – mówi PAP Katarzyna Utracka, historyk, zastępca kierownika Pracowni Historycznej Muzeum Powstania Warszawskiego.

Jak oceniła Katarzyna Utracka w rozmowie z PAP, Powstanie Warszawskie w powszechnej świadomości najczęściej kojarzy się z żołnierzami Armii Krajowej, powstańcami czy barykadami. „Jednak powstanie to nie tylko walka, ale również życie na zapleczu frontu, to, co się działo w poszczególnych rejonach i dzielnicach Warszawy objętych walką, gdzie obok powstańców była ludność cywilna. Część z cywilów zupełnie nie miała pojęcia o wybuchu Powstania Warszawskiego, więc było to dla nich dużym zaskoczeniem. Ludność cywilna była całkowicie nieprzygotowana na to, że walka będzie trwała aż 63 dni” – stwierdziła historyczka.

Przed wybuchem powstania w Warszawie mieszkiwało 920 tys. ludzi, z czego 720 tys. w lewobrzeżnej części miasta, czyli tam, gdzie toczyły się powstańcze walki. Historyczka powiedziała, że w czasie zrywu miasto zostało odcięte od reszty kraju. Spowodowało to problemy z zaopatrzeniem w żywność. Bombardowania uszkadzały sieci kanalizacji, a to z kolei spowodowało, że zaczęło brakować wody, co było niezwykle uciążliwe. Brakowało ponadto lekarstw i żywności.

„Pierwsze dni powstania to była euforia i ogromna radość ludności cywilnej, która włączyła się w akcję powstańczą, wspierała powstańców – transportowała rannych, budowała barykady, gasiła pożary, tworzyła słynne Komitety Obywatelskie, które były zaczątkiem administracji powstańczej, organizowała kuchnie, jadłodajnie dla bezdomnych, uchodźców, pogorzelców, których przybywało. Z biegiem czasu te nastroje opadły, ludzie zaczęli się zastanawiać, czy to wszystko ma sens” – powiedziała Utracka.

Jak wskazała historyczka, należy w tym kontekście pamiętać o wydarzeniach, jakie rozegrały się w czasie powstania na Woli. „Pamiętajmy o rzezi, a właściwie ludobójstwie, Woli w pierwszych dniach powstania, kiedy Niemcy systematycznie mordowali ludność cywilną – kobiety, mężczyzn i dzieci. W przeciągu kilku dni zamordowali oni 40 tys. osób. Części osób jednak udało się przeżyć i uciec na Starówkę czy do Śródmieścia. Byli świadkami tych wydarzeń, przekazywali informacje. Na pewno to nie wpłynęło dobrze na morale ludności cywilnej, która, kiedy zaczęły się systematyczne bombardowania, przeniosła się do piwnic” – powiedziała Utracka.

Historyczka powiedziała również, że często, kiedy rozmawia z powstańcami, podkreślają, że to nie oni – żołnierze, powstańcy, którzy mieli zagwarantowany prowiant, dach nad głową – byli bohaterami, ale właśnie ludność cywilna, która każdego dnia walczyła o przetrwanie. „Wraz z wybuchem powstania nie zatrzymało się życie – ludzie umierali, rodzili się, były karmiące kobiety, małe dzieci, którymi trzeba było się zająć i zapewnić opiekę. Ta ciągła walka o przetrwanie, o zdobycie jedzenia i wody, sprawiły, że ludność cywilna w pewnym momencie po prostu miała dość” – oceniła Utracka.

Polski Czerwony Krzyż prowadził rozmowy z Niemcami, aby zorganizować wyjścia dla ludności cywilnej, zwłaszcza dla kobiet i dzieci. Takie wyjścia odbyły się w dniach 7-8 września. Jak oceniła historyczka, „wyszła wówczas niewielka liczba ludzi, większość jednak chciała mimo wszystko pozostać w mieście do końca”.

Po rzezi Woli Niemcy zaczęli wysiedlać ludność cywilną z Warszawy. W ocenie Katarzyny Utrackiej miało to praktyczne uzasadnienie. „Niemcy stwierdzili, że po pierwsze ludność cywilna przyda im się jako tania siła robocza, a po drugie zauważyli, że mordowanie ludności cywilnej powoduje, że zostaje wstrzymana ofensywa oddziałów niemieckich pacyfikujących pozycje powstańcze. Stwierdzili zatem, że bardziej będzie się im opłacało, jeżeli usuną ludność cywilną z Warszawy” – uzasadniła historyczka.

W tym celu powstał obóz przejściowy w Pruszkowie – Dulag 121. „Przez ten obóz przeszła powstańcza Warszawa, ludność cywilna” – oceniła historyczka. Szacuje się, że przez ten obóz przeszło pół miliona Warszawiaków. Byli tam poddawani selekcji – część została wywieziona na roboty przymusowe do III Rzeszy, inni trafiali do obozów koncentracyjnych. Większość jednak została wysiedlona w głąb Generalnego Gubernatorstwa. Nie zostali oni objęci opieką ze strony Niemców, a jedyną pomoc, jaką im zagwarantowano, była pomoc Rady Głównej Opiekuńczej, czyli polskiej organizacji charytatywnej.

„Największe wysiedlenia z Warszawy nastąpiły oczywiście po upadku powstania. Wówczas Warszawę opuściła największa liczba ludności cywilnej. Był to prawdziwy exodus. Możemy we wspomnieniach cywilów przeczytać opisy tego, jak mieli właściwie tylko chwilę na to, żeby się spakować, wziąć najpotrzebniejsze rzeczy” – powiedziała historyczka.

Zachowały się archiwalne zdjęcia z ewakuacji miasta. „To rzeczywiście wygląda porażająco. Widać długie kolumny cywilów, którzy pchali wózki, byli obładowani tobołkami i pierzynami. Duża część z nich już nigdy nie wróciła do Warszawy, niektórzy zginęli na robotach przymusowych czy w obozach koncentracyjnych” – stwierdziła Utracka.

Jak podkreśliła historyczka, fakt opuszczenia Warszawy w momencie kapitulacji stolicy nie był końcem gehenny. Często ten dramat trwał albo wręcz zaczynał się. „Ci, którzy opuścili Warszawę na początku powstania, jeszcze nie doświadczyli tego okrucieństwa powstania, tego, co tu się wydarzyło. Ten prawdziwy dramat pojawił się dopiero po ewakuacji” – oceniła Utracka.

Szacuje się, że straty ludności cywilnej wahają się od 120-130 tys. do nawet 180 tys. „Są to ogromne rozbieżności. To jest ten element, który musimy nadrobić po wielu latach zaniedbań. Los cywilnej ludności Warszawy jest często mało znany i zapomniany. Myślę, że należy pamiętać o tych ludziach”– stwierdziła historyczka.

Utracka powiedziała również, że od kilku lat pracownicy Muzeum Powstania Warszawskiego zbierają nazwiska osób, które zostały zamordowane w czasie powstania – w czasie rzezi Woli, ale również w innych dzielnicach, ponieważ ludność cywilna była mordowana także na Ochocie, na Starówce, Czerniakowie, Mokotowie, w Śródmieściu, na Żoliborzu. „Właściwie nie było takiego rejonu Warszawy, gdzie ludność cywilna nie byłaby mordowana czy nie byłyby przeprowadzane egzekucje” – wyjaśniła historyczka.

Kilka lat temu została otworzona przez Muzeum plenerowa wystawa pt. „Zachowajmy ich w pamięci”, która jest prezentowana w parku przy Cmentarzu Powstańców Warszawskich. Na tym cmentarzu spoczywa największa liczba poległych i zamordowanych powstańców, żołnierzy Armii Krajowej oraz cywilów. Na blisko stu podświetlonych słupach zostały zamieszczone imię i nazwisko zmarłej osoby, a także miejsce jej zamieszkania przed powstaniem.

Muzeum Powstania Warszawskiego do tej pory udało się zebrać blisko 60 tys. nazwisk cywilnych ofiar zrywu. „Ta praca trwa cały czas, prowadzimy kwerendy, ale przede wszystkim apelujemy do rodzin, których bliscy, znajomi zginęli w Powstaniu Warszawskim, żeby przekazywali te informacje do MPW” – zaapelowała historyczka.

„Gdy idziemy na Cmentarz Powstańców Warszawy, to zawsze widzimy, że większość ludzi leży w zbiorowych mogiłach jako tzw. NN-ki, czyli +nazwisko nieznane+. Parafrazując słowa Zbigniewa Herberta, chcemy tych ludzi nazwać, zawołać po imieniu, nazwisku, przywrócić ich tożsamość”– powiedziała Katarzyna Utracka.

W 2015 r. Sejm RP ustanowił 2 października Dniem Pamięci o Cywilnej Ludności Powstańczej Warszawy.


2018-10-02 06:33 (PAP) Exodus mieszkańców Warszawy po powstaniu

Ok. 650 tys. mieszkańców Warszawy wypędzono z miasta w czasie i po upadku powstania. Większość trafiła do obozu przejściowego w Pruszkowie, skąd po segregacji wywieziono ich na roboty do Niemiec, do Generalnego Gubernatorstwa i obozów koncentracyjnych.

Ludność Warszawy była wysiedlana z miasta już podczas powstania. “Kiedy Niemcy zajmowali kolejne dzielnice, wypędzali ich mieszkańców. Obóz zaczął działać już 6 sierpnia 1944 r., jeszcze w trakcie trwania rzezi Woli. I od tego momentu mieszkańców Warszawy zaczęto wysiedlać do Pruszkowa. Najpierw do obozu trafili mieszkańcy Woli, później Ochoty, Powiśla, Starego Miasta, na koniec Mokotowa i Żoliborza, a po upadku powstania – ludność ze Śródmieścia” – opowiadała PAP dyrektor Muzeum Dulag121 Małgorzata Bojanowska.

Obóz został zorganizowany na terenie warsztatów kolejowych, w pustych halach, z których już wcześniej wywieziono maszyny. Hal było kilka. Zbiorczą, do której trafiali wszyscy po przybyciu do obozu była największa hala nr 5. Tam przybyli spędzali z reguły dzień lub dwa, ale czasem nawet dwa tygodnie. W pewnym momencie byli wypędzani na plac przed halą, gdzie rozpoczynała się segregacja, która przebiegała w sposób brutalny, z udziałem psów. Podczas niej często rozdzielano rodziny.

Osoby zdolne do pracy trafiały do hal 3, 4 i 6, niezdolne – do hali nr 1. Na terenie obozu, w hali nr 2 działała komisja lekarska, złożona z niemieckich lekarzy z Wehrmachtu i polskich tłumaczek. Wystawiała ona zaświadczenia umożliwiające zwolnienie z obozu, później wymagające jeszcze akceptacji Gestapo lub kierowała do hali nr 1.

Ludność była transportowana do obozu na trzy sposoby – pociągiem z Dworca Zachodniego, piechotą z Warszawy lub kolejką EKD (Elektryczna Kolej Dojazdowa). Kiedy zapadła decyzja o utworzeniu obozu, Niemcy poinformowali delegaturę Rady Głównej Opiekuńczej w Pruszkowie, że będzie odpowiedzialna za całość zabezpieczenia żywieniowego, sanitarnego i medycznego. Był to jedyny obóz przejściowy na teren którego mogli wchodzić Polacy pracujący w tzw. służbach pomocniczych.

“I tak naprawdę od zaangażowania ludności Pruszkowa i okolicznych miejscowości zależało jakie będą warunki w obozie. W związku z tym różne miejscowe grupy włączały się w tę pomoc. Byli to lekarze i pielęgniarki, VI Rejon Armii Krajowej +Helenów+, który przekazał posiadany zapas medykamentów i żywności. Pomagali również księża i okoliczni mieszkańcy, którzy przynosili i przywozili żywność, czasem przerzucając ją przez ogrodzenie. Ludność pomagała także zwalnianym z obozu, przyjmując na nocleg, a czasem nawet oferując dach nad głową na dłuższy czas” – relacjonowała Bojanowska.

Trudno ocenić jak długo pojedyncze osoby przebywały w obozie, mogły to być dwa dni, ale też nawet dwa tygodnie. Nie robiono nawet spisów przybyłych, nie nadawano im numerów. “To był po prostu tłum, który tu wegetował” – zaakcentowała. Każda z hal była ogrodzona drutem kolczastym i strzeżona przez wartownika, podobnie jak cały teren obozu. Teoretycznie poruszanie się między halami było zabronione i wymagało zezwolenia, jednak w praktyce czasami się to udawało.

Na miejsce obozu wybrano Pruszków z kilku powodów. Przede wszystkim było to miejsce poza działaniami powstańczymi, dobrze skomunikowane kolejowo, z dużym terenem liczącym 53 ha. W obozie panowały wyjątkowo trudne warunki. “Przybywały tam często osoby w złym stanie fizycznym, które nie były w stanie wyjść z hali i potrzeby fizjologiczne musiały załatwiać na miejscu. W tym celu wykorzystywano tzw. rowy rewizyjne, które szybko stały się rodzajem śmietnika. Ludzie siedzieli na betonowej podłodze zabrudzonej smarami, tylko miejscami przykrytej słomianymi matami, pełnymi robactwa. W jednym momencie według szacunków w obozie było nawet 75 tys. osób. Przepełnienie utrudniało m.in. dotarcie z jedzeniem do chorych w odległych kątach hal. Prowadzono jednak kuchnię, która starała się wydawać trzy posiłki dziennie” – mówiła.

Ludność Warszawy napływała do Pruszkowa mniej więcej do 10 października. Wtedy skończyły się masowe wysiedlenia z miasta, ale do końca miesiąca trwała jeszcze ewakuacja szpitali, do obozu trafiały też osoby z łapanek z rejonu podwarszawskiego.

Według szacunków po powstaniu wysiedlono ok. 650 tys. osób, z czego 550 tys. to mieszkańcy stolicy, a 100 tys. ludność miejscowości podwarszawskich. Wysiedleńcy najpierw byli spędzani do obozowych hal, a potem segregowani. Osoby uznane za zdolne do pracy wywożono na roboty przymusowe do Niemiec. Ocenia się, że było to ok. 150 tys. osób, teoretycznie od 14 do 60 lat, jednak wiek oceniano jedynie na podstawie wyglądu, więc zdarzało się, że jechały osoby i młodsze i starsze.

Drugą grupą były osoby uznane za niezdolne do pracy, czyli głównie kobiety z małymi dziećmi, osoby starsze, chore lub ranne. Kierowano ich na teren Generalnego Gubernatorstwa. Było to ok. 350 tys. osób. “Można powiedzieć, że Niemcy generalnie mało się nimi interesowali. Na transport czekali bardzo długo, jechali nawet trzy dni, po przyjeździe na miejsce pociąg się zatrzymywał, ludzie byli wyganiani i pozostawiani sami sobie. Ich los zależał od pomocy miejscowej ludności, ponieważ z reguły swoje domy opuszczali tak jak stali” – podkreśliła Bojanowska.

Kolejna grupa 60 tys. osób została wywieziona do obozów koncentracyjnych m.in. do Auschwitz, Buchenwaldu, Dachau i Sachsenhausen. “W zasadzie nie było tu żadnego klucza, była to po prostu forma kary za powstanie dla ludności cywilnej. Generalnie wyjeżdżający z obozu nie byli informowani o kierunku jazdy, co powodowało ogromny strach przed wywiezieniem właśnie do obozu” – przyznawała dyrektor.

Ostatnia grupa wysiedlonych, licząca ok. 100 tys., to osoby, które udało się z obozu zwolnić w sposób legalny lub nie. Zwolnienia załatwiano ze względu na choroby, przede wszystkim zakaźne. Niemcy nie chcieli bowiem ryzykować rozprzestrzenienia się epidemii w Rzeszy. Wiele osób było zwalnianych w sposób nielegalny, jedynie pod pozorem choroby. Część opuszczała obóz dzięki przekupieniu strażników, jako część polskiego personelu obozu lub poprzez ucieczkę.

Osoby wymagające opieki lekarskiej trafiały do okolicznych szpitali m.in. do placówki psychiatrycznej w Tworkach, gdzie przybyło 2,5 tys. osób, a także do licznych małych szpitalików często urządzanych w prywatnych domach. “Nie jest niestety znana liczba osób, które zmarły na terenie obozu, w wyniku przeżyć związanych z wypędzeniem lub zastrzelenia przez Niemców podczas pobytu m.in. w związku z podejrzeniem o udział w powstaniu czy podczas ucieczki” – powiedziała Bojanowska.

Do obozu trafiała przede wszystkim ludność cywilna, jednak do transportów przedostawali się również powstańcy, co wiązało się z ryzykiem, ponieważ Gestapo starało się ich odnaleźć. Oficjalnie do Pruszkowa trafiła grupa walczących w zrywie z Mokotowa i Żoliborza. Zostali skierowani do oddzielnej, strzeżonej hali. Później trafili do obozów jenieckich w Niemczech.

Niemcy starali się wysiedlić całą ludność, która była po powstaniu w Warszawie. Według szacunków w mieście pozostało ok. tysiąca ukrywających się w ruinach tzw. robinsonów. Części prawdopodobnie udało się też uciec w drodze do Pruszkowa. W październiku, w związku z przepełnieniem obozu uruchomiono dodatkowe – w Ursusie, Włochach i Piastowie.

Obóz funkcjonował do 16 stycznia 1945 r. Wtedy strzegący go Niemcy uciekli, a na miejscu pozostała jedynie część polskiego personelu i grupa jeńców sowieckich, dzień wcześniej wywiezionych. Po wojnie teren wrócił do swojej poprzedniej funkcji tzn. uruchomiono ponownie warsztaty kolejowe, które działały tam do końca lat 90.

“Przez lata o tym miejscu i jego historii pamiętali głównie kolejarze tu pracujący i okoliczna ludność. W latach 40. powstał tu pierwszy pomnik upamiętniający historię obozu, a w 1990 r. – drugi pn. +Tędy przeszła Warszawa+. Co roku odbywają się tu też uroczystości rocznicowe na przełomie września i października” – podsumowała dyrektor Muzeum Dulag121, które od 2010 r. działa na miejscu sąsiadującym z dawnym terenem obozu. Placówka dokumentuje historię ludności wypędzonej z Warszawy po powstaniu i osób jej pomagających.

Ta strona działa dzięki darowiznom na rzecz Fundacji Trybun.org.pl oraz mojemu codziennemu wysiłkowi. Z otrzymanych darowizn jest opłacany serwis PAP. Proszę abyście brali to pod uwagę przy gospodarowaniu waszymi pieniędzmi.