Jak często broń używana jest do obrony?

Przedstawiam artykuł “Jak często broń używana jest do obrony?” w całości pobrany ze strony hoplofobia.info. Artykuł przedstawia badania amerykańskie. Badania, które w liczbach nie mają zastosowania do Europy i Polski. Badania te jednak przedstawiają mechanizm wykorzystywania broni palnej do obrony. Jedną z obaw przeciwników dostępu do broni palnej w Polsce jest to, że zwiększenie ilości broni palnej wpływa na zwiększenie przestępczości. Badania prowadzone w USA pokazują mechanizm zupełnie inny. Broń palna w rękach praworządnych obywateli służy skutecznej obronie. Samo okazanie broni palnej czy świadomość przestępcy, że przyszła ofiara dysponuje bronią palną, powstrzymuje sprawcę przestępstwa. To są skutki jakie niesie ze sobą dostęp do broni palnej przez praworządnych i zdrowych psychicznie obywateli. Przestępca zaopatrzy się w broń palną bez korzystania z ustawy o broni i amunicji, zyskując przewagę nad praworządnym Polakiem. Zadaniem przepisów prawa jest tą przewagę usunąć, tworząc przewagę praworządnego nad bezprawnym.

Za hoplofobia.info:

W roku 1993, czyli w okresie, kiedy przestępczość uliczna w USA znajdowała się w swojej szczytowej fazie, Gary Kleck i Marc Gertz postanowili uruchomić eksperyment mierzący częstotliwość, z jaką amerykańscy obywatele używają broni palnej w defensywie. Wyniki ankiety, która otrzymała oficjalnie nazwę The National Self-Defense Survey (NSDS), ukazały się drukiem dwa lata później na łamach jesiennej edycji kwartalnika branżowego “The Journal of Criminal Law and Criminology” w głośnym artykule pt. “Armed Resistance to Crime”. Krótko potem rozpętała się (w sensie – weszła do mainstreamu), trwająca z przerwami do dnia dzisiejszego, statystyczna wojna między zwolennikami i przeciwnikami stanowiska, że DGU (skrót od Defensive Gun Use) jest zjawiskiem powszechnym i przy okazji deklasującym jakąkolwiek przestępczą aktywność w powiązaniu z bronią. Dla adwokatów kontroli perspektywa wygrania tego sporu ma o tyle doniosłe znaczenie, że w miarę napływu kolejnych danych coraz mniej osób otwarcie kwestionuje skuteczność broni palnej, ale jeśli udałoby się dowieść, iż – mimo potwierdzonej wysokiej efektywności – z utylitarnego (kolektywnego) punktu widzenia jest ona jednak wykorzystywana relatywnie rzadko do czynienia rzeczy “społecznie pożytecznych”, a częściej do robienia krzywdy bliźnim, wówczas politycznie i symbolicznie można by na tym ugrać dużo więcej niż odprawiając rytualne tańce na grobach ofiar masowych mordów.

Kwestią notorycznie pomijaną w kontekście publikacji tekstu K-G jest fakt, że jego autorzy nie byli wcale pionierami w dziedzinie sondażowych analiz usiłujących skwantyfikować DGU. Na przestrzeni równo dwudziestu lat (1975-1995) zainicjowano piętnaście niezależnych prób estymujących częstość występowania zjawiska (szesnaście, jeśli doliczyć wywiad wykonany pod auspicjami CDC, szacujący interwencje z bronią w konfrontacji z włamywaczem na ok. milion incydentów, z czego połowa dotyczyła przestępstw, w których ofiara była pewna, że to broń wystraszyła intruza) i wszystkie one bez wyjątku wygenerowały rezultaty potwierdzające, iż wskaźniki obronnego użycia broni palnej przewyższają nawet najczarniejsze prognozy co do jej zastosowania w celach kryminalnych i/lub samobójczych, wahając się w przedziale od 760 tysięcy przypadków (Tarrance) do bagatela 3.6 miliona (“Los Angeles Times”), z czego najbardziej “kompromisowe” wartości pochodziły z ośrodka badań opinii publicznej Petera D. Harta (1981) i ogólnokrajowej ankiety zaprojektowanej przez Gary’ego Mausera (1990). W ramach przypomnienia: ekstrapolując wyniki sondy na resztę populacji, Kleck i Gertz ustalili, że Amerykanie sięgają po broń w defensywie przeciętnie 2.1-2.5 mln razy rocznie [1], wyłączając z tej puli funkcjonariuszy policji, koncesjonowanych pracowników ochrony i członków żandarmerii wojskowej, a także wykluczając manewry militarne i wszelkie bliskie spotkania z dziką zwierzyną. Naturalnie to są wszystko dane z przełomu lat 80. i 90. XX wieku, obecnie liczba ta byłaby skromniejsza z uwagi na ogromny, 75-proc. spadek ‘gun-related violence’, jaki dokonał się ciągu minionych dwóch dekad.

Jedynym źródłem, które systematycznie produkuje krańcowo zaniżone szacunki dotyczące DGU, jest narodowy sondaż wiktymizacyjny Departamentu Sprawiedliwości (National Crime Victimization Survey/NCVS). Jak łatwo się domyślić, jest to również ulubione źródło cytatów tej części środowiska akademickiego, która lobbuje za ostrą reglamentacją broni na wzór europejski. Zadziwiające, że ci skądinąd inteligentni ludzie nie dostrzegają absolutnie nic żenującego w powoływaniu się na konkluzje zaczerpnięte z ankiety, która bezpośrednio nie zadaje respondentom podstawowego pytania – czy użyli broni palnej do obrony własnej. A to raptem wierzchołek góry lodowej wątpliwości. Istnieje przynajmniej kilka powodów, dla których wnioski na temat DGU zawarte w raportach DOJ powinny być odbierane z głębokim sceptycyzmem:

  • Jak można zobaczyć w kwestionariuszu, osoby wytypowane muszą ujawnić przed urzędnikiem państwowym swoje nazwisko, imię, adres i opcjonalnie numer telefonu. Mimo iż otrzymują wcześniej gwarancję zachowania treści wywiadu w tajemnicy, wielu respondentów może odczuwać uzasadniony dyskomfort odpowiadając na pytania zahaczające o prywatne użytkowanie broni.
  • Zaraz na samym początku lokatorzy wyselekcjonowanego gospodarstwa domowego informowani są, że wywiad będzie przeprowadzany przez rząd federalny w postaci Amerykańskiego Biura Spisowego (US Census Bureau), co w kombinacji z brakiem anonimowości stanowi idealny pretekst do przemilczenia drażliwych/niewygodnych szczegółów, zwłaszcza jeśli egzaminowana jednostka ma dylemat odnośnie legalności konkretnego czynu. I już nie chodzi nawet o noszenie broni w miejscu publicznym bez wyrobionej licencji, a bardziej o niuanse prawne, tj. “szarą strefę” spowijającą każdy przejaw defensywnego wykorzystania broni do zastraszenia drugiej osoby. Przykładowo, w Kalifornii za oddanie strzału ostrzegawczego bez solidnego umotywowania kodeks karny przewiduje maksymalnie 3 lata więzienia i $10.000 grzywny.
  • Lokatorzy są nie tylko informowani, że będzie ich maglował urzędnik US Census Bureau; do ich wiadomości podaje się również fakt, że ankietę sponsoruje Departament Sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych. Innymi słowy, respondenci proszeni są nieobligatoryjnie o wyjawienie możliwej nielegalnej aktywności (która może ich kosztować dożywotnią utratę konstytucyjnego prawa do posiadania broni palnej) samemu szefowi organów ścigania w USA.
  • Respondenci mogą wspomnieć o incydencie z zaangażowaniem DGU, ale dopiero po tym jak zdefiniują lokalizację, w której doszło do aktu wiktymizacji. Jeżeli agresor zaatakował ofiarę z dala od jej miejsca zamieszkania – co jest wielce prawdopodobne, zważywszy że obecnie 3/4 konfrontacji z użyciem przemocy zdarza się poza domem ofiar (patrz tabela 7; gdy K-G robili pomiary, odsetek ten sięgał prawie 90 proc.) – a osoba napadnięta nie miała zezwolenia uprawniającego do noszenia broni, wówczas podanie lokalizacji zajścia równa się przyznaniu do bycia przestępcą.
  • Największe kuriozum: NCVS nie został domyślnie przystosowany do wykrywania przypadków DGU (patrz dodatkowy formularz). Ten groteskowy stan rzeczy utrzymuje się nieprzerwanie od 1973 roku, kiedy po raz pierwszy zarządzono narodową ankietę, i nie zmieniła tego nawet generalna krytyka wywierająca presję na przebudowę metodologii sondażu z roku 1992. Problem polega na sekwencji zadawanych pytań. Najpierw respondenci indagowani są o to, czy w przeciągu ostatnich sześciu miesięcy w ogóle doświadczyli wiktymizacji. Jeśli odpowiedź brzmi “tak”, wchodzi seria pytań kontrolno-uzupełniających, jeśli zaś odpowiedź jest przecząca, ankieter przestaje drążyć temat i ucina rozmowę. Przy tego rodzaju konstrukcji kwestionariusza zawsze istnieje ryzyko, że człowiek, który zdołał obronić się za pomocą broni palnej, ale nie odniósł kontuzji ani nie nie utracił dobytku, odpowie “nie” na pytanie o bycie ofiarą przemocy, co więcej, odpowie też “nie” w sytuacji, gdy chwycił za broń w celu ochrony innych osób, ponieważ nie będzie postrzegał siebie w kategoriach ofiary.
  • NCVS nie stawia ankietowanych w pozycji, w której muszą skłamać, żeby zaprzeczyć DGU. Na stronie dwunastej linkowanego arkusza, tuż przed kluczowym polem 42a, widnieje rubryka “Czy podjąłeś (podjęłaś) jakiekolwiek działania z intencją ochrony SIEBIE albo swojej WŁASNOŚCI w czasie kiedy przestępstwo było w toku?” (Did you do anything with the idea of protecting YOURSELF or your PROPERTY while the incident was going on?) Po udzieleniu odpowiedzi twierdzącej respondent proszony jest o wybranie (dobrowolne wskazanie) jednego z szesnastu wariantów samoobrony. Powiedzmy, że zaznaczył “groźby nożem”, choć w rzeczywistości groził intruzowi bronią palną – technicznie nie skłamał, bo nikt go przecież nie ciągnął za język w kwestii DGU, a jedynie zgodnie z prawdą oznajmił, iż poczynił wysiłki w kierunku ochrony siebie i dobytku.
  • NCVS nie uwzględnia na liście przestępstw dość powszechnego wykroczenia, mianowicie “wtargnięcia na teren prywatny” (trespassing).
  • Wreszcie sprawa ostatnia, ale równie ważna co reszta – NCVS konsekwentnie ponosi porażkę na odcinku raportowania przestępstw seksualnych i incydentów przemocy domowej, czyli zdarzeń, w których zgłoszenie DGU powinno być dla ofiary teoretycznie najmniej problematyczne.

Uznanie liczb wyabstrahowanych z federalnego sondażu za najbliższe rzeczywistości jest w pewnym sensie intelektualnie kuszące z racji ciągłości przeprowadzania ankiety, przez co może być ona interpretowana jako seria współzależnych badań, a nie tylko pojedynczy eksperyment. Jednakże spójność wyników traci na znaczeniu, gdy metodologia pozostaje niezmieniona od dziesięcioleci. Reprodukowanie identycznych rezultatów przy zaprzęgnięciu tych samych, niedoskonałych instrumentów mierniczych w żadnym razie nie przyczynia się do wzbogacania materiału dowodowego.

W odróżnianiu od bałwochwalców, traktujących NCVS jako nieomylny drogowskaz, Kleck i Gertz opracowali własny projekt w taki sposób, by w pierwszej kolejności wyeliminować możliwie jak najwięcej usterek metodologicznych, którymi obciążone były poprzednie replikacje sondaży. Skorzystali z najbardziej anonimowego mechanizmu selekcji – losowego generowania numerów telefonicznych (Random Digit Dialing/RDD). Reprezentatywna próba składała się z dorosłych Amerykanów powyżej osiemnastego roku życia, zamieszkujących 48 najgęściej zaludnionych stanów i okupujących gospodarstwa domowe wyposażone w telefon stacjonarny. Zwracam uwagę, że już na tym etapie można mówić o niedoszacowaniu rezultatów eksperymentu [2] – osoby niepełnoletnie i żyjące w biednych dzielnicach, bez dostępu do telefonu, zostały na starcie wykreślone z grona ankietowanych.

Brak filtra odsiewającego i weryfikującego zmyślenia respondentów wpływa na wskaźnik fałszywych alarmów (false positives), żeby zatem użycie broni palnej w defensywie mogło być sklasyfikowane jako pełnoprawne DGU, musiał zostać spełniony cały szereg kryteriów technicznych. Przede wszystkim – kontakt fizyczny, względnie wzrokowy między osobą broniącą się a domniemanym napastnikiem. Wypowiedzi respondentów o tym, że “czuli się zagrożeni” albo że “słyszeli dziwne odgłosy w przedpokoju” były natychmiast odrzucane jako niedostateczne do wyrokowania o wiarygodności DGU. Dalej: broń palna musiała być użyta w jakiejś “zastraszającej” formie. Minimalnym wymogiem było werbalne uprzedzenie agresora, że jest się uzbrojonym z jednoczesnym gestem wsuwania dłoni do kieszeni, ale wystarczyło też pokazać broń np. zadzierając bluzę lub odchylając poły kurtki. Celem tych zabiegów było sprawdzenie logicznej poprawności poszczególnych wypowiedzi. Dla respondenta, który zareagował przecząco na pytanie o DGU, wywiad się kończył. Ale jeśli na dzień dobry odpowiedział “tak”, kłamiąc z premedytacją albo fantazjując o wydarzeniu, wówczas czekało go brnięcie przez baterię dziewiętnastu pytań testujących prawdziwość jego historii. Realnie nie było więc takiej opcji, by okłamując ankieterów spontanicznie stworzyć zwartą narrację. Wszelkie obiekcje i podejrzenia, jakie mieli animatorzy NSDS co do szczerości respondentów, wszelkie wyłapane wewnętrzne sprzeczności w odpowiedziach, traktowane były jako informacje wadliwe i rugowane z finalnego zbioru danych. W sumie zdyskwalifikowano tą metodą 26 “niepewnych” przypadków.

O rzetelności badań duetu K-G najlepiej świadczą słowa Marvina Wolfganga, który zwykł przedstawiać samego siebie jako “największego przeciwnika broni palnej wśród kryminologów w Ameryce” i którego credo filozoficzne da się podsumować następująco:

Gdybym był prezydentem Państwa Światowego na wzór Huxley’owskiego Mustaphy Monda, odebrałbym broń wszystkim cywilom i może nawet funkcjonariuszom policji. Nienawidzę broni – ohydne narzędzia zaprojektowane do zabijania ludzi. [If I were Mustapha Mond of Brave New World, I would eliminate all guns from the civilian population and maybe even from the police. I hate guns–ugly, nasty instruments designed to kill people.]

Otóż ten sam człowiek, po zapoznaniu się z dziełem K-G, przeanalizowaniu procedur, jakimi się posłużyli, i wytknięciu paru standardowych ograniczeń cechujących wszystkie ankiety świata, w specjalnie wydanym oświadczeniu o wielce wymownym tytule “Hołd dla opinii, której się sprzeciwiałem” (“A Tribute To a View I Have Opposed”) napisał, cytuję:

Praca Gary’ego Klecka i Marca Gertza stanowi dla mnie twardy orzech do zgryzienia. Przyczyną mojego zakłopotania jest to, że na gruncie metodologii przedstawili oni niemalże bezbłędne badania na poparcie czegoś, co sam od lat negowałem, mianowicie defensywnego zastosowania broni przeciwko napaściom o charakterze kryminalnym. Nie podoba mi się ich konkluzja, że broń palna może być przydatnym narzędziem do obrony, ale z drugiej strony nie mogę obwiniać za to ich metodyki. Obydwaj z naukową uczciwością stawili czoła wszelkim potencjalnym zarzutom i wyszli z tego bez szwanku. [What troubles me is the article by Gary Kleck and Marc Gertz. The reason I am troubled is that they have provided an almost clear-cut case of methodologically sound research in support of something I have theoretically opposed for years, namely, the use of a gun in defense against a criminal perpetrator. I do not like their conclusions that having a gun can be useful, but I cannot fault their methodology. They have tried earnestly to meet all objections in advance and have done exceedingly well.] 

Najlepsze zachowałem na koniec.

Za prezydentury Clintona w 1994 roku Narodowy Instytut Sprawiedliwości (National Institute of Justice) sfinansował sondaż telefoniczny (National Survey of Private Ownership of Firearms/NSPOF), którego wykonanie zlecił przechylonej w lewą stronę waszyngtońskiej The Police Foundation. Operacja była nadzorowana przez dwóch dobrze znanych w amerykańskim środowisku strzeleckim przeciwników broni – Philipa J. Cooka i Jensa Ludwiga. Obydwaj tradycyjnie mocno polemicznie nastawieni do Klecka, tym razem mieli niepowtarzalną okazję udowodnić mu, że jest w błędzie, a jego ankieta sprzed roku to statystyczna aberracja o epickich proporcjach. Przejrzeli więc materiały upublicznione przez K-G, przeformułowali pytanie bazowe, nanieśli poprawki, które uważali za konieczne, i rozszerzyli wachlarz kwestii kontrolnych z dziewiętnastu do – uwaga – trzydziestu pytań. Efekt?

1.5 miliona DGU rocznie. A jeśli skorygować ten pomiar o respondentów, którzy zadeklarowali, iż broni palnej użyli więcej niż raz, liczba ta wzrasta do 4.7 miliona DGU.

Uzyskawszy wyniki stojące w całkowitej kontrze do ich światopoglądu, Cook i Ludwig doznali najwyraźniej szoku poznawczego, bo najpierw osłabili kategoryczność dotychczasowych twierdzeń, jakoby jedynym naukowo wiarygodnym źródłem szacunków na temat DGU była narodowa ankieta, potem wycofali się rakiem na pozycje totalnej negacji jakichkolwiek sondaży mierzących częstotliwość występowania omawianego tu zjawiska, aż wreszcie, idąc za ciosem, zdeprecjonowali wartość wszystkich przyszłych starań na tym polu, marginalizując ich znaczenie w kontekście debaty nad kontrolą broni [3]. Kleck skomentował tę woltę bardzo elokwentnie:

Gdy się zorientowali, że meczu nie wygrają, wzięli piłkę i poszli do domu. [Once they found they could not win the game, they decided to take their ball and go home.]

___________________

[1] Kleck żartuje, że jak umrze, to wyryją mu tę liczbę na nagrobku (I’m probably most frequently cited for one little, small part of the research I do, which is on defensive gun use. In fact, if most of you have heard my name, it’s probably in connection with one single number. One little number. They’re going to put it on my tombstone when I’m dead.)

[2] Główny zarzut, jaki kierowano pod adresem K-G, dotyczył oczywiście przeszacowania, a prym w tej materii wiódł ekspert od zdrowia publicznego z Uniwersytetu Harvarda, David Hemenway. Hemenway nigdzie nie raczył jednak wyjaśnić, czemu przeszacowanie ma być niby bardziej prawdopodobne niż niedoszacowanie. Gdyby naprawdę chciał on być konsekwentny w propagowaniu hipotezy o znacząco zawyżonych szacunkach DGU, musiałby przyznać, że wszelkie kalkulacje odnośnie przestępczego użycia broni również mogą być rażąco zawyżone. Z jakiegoś powodu nie zaproponował takiej konkluzji, choć sugerowałaby to stosowana przez niego, czysto spekulatywna logika.

[3To sum up, surveys are a decidedly flawed method for learning about the frequency with which innocent victims of crime use a gun to defend themselves. On the other hand, even if we could develop a reliable estimate of this frequency, it would only be of marginal relevance to the ongoing debate over the appropriate regulation of firearms commerce, possession, and use. (Cook, Ludwig, “You Got Me: How Many Defensive Gun Uses Per Year?” /1996/)

Tags: ,