Efekt broni.

Rafał Kawalec

Gdy w 1977 r. laureat nagrody nobla, współtwórca bomby atomowej, Richard Feynman wygłaszał mowę inauguracyjną dla studentów Caltech, bardzo dużo uwagi poświęcił rzetelności prowadzenia badań. Nawoływał, by wręcz każdy próbował samodzielnie obalić własną teorię i wyszukiwał w niej luk. Nieco zgryźliwie przy tym dodał, że w niektórych dziedzinach nauki badacze nie chcą mieć nic wspólnego z rzetelnością. Jako przykład podał parapsychologię, ale również i klasyczną psychologię.

Niestety psychologowie badający tak zwany „efekt broni” nie wzięli sobie jego mowy do serca. Nie tylko nie zadali sobie trudu „obalenia własnej teorii”, ale również nie wykazali się rzetelnością przy interpretacji wyników – po prostu zrobili to, co Feynman piętnował – przestali prowadzić badania, gdy tylko otrzymali wynik zgodny ze swoimi oczekiwaniami. Przyjrzyjmy się więc tym eksperymentom.

On ma broń – prądem go

Jednym z najczęściej cytowanych eksperymentów jest ten, w którym studenci wzajemnie razili się prądem. Najpierw badany student sam był rażony prądem i informowany, że to kara za kiepski esej, a następnie wprowadzano go do pokoju w którym albo leżała broń, albo rakiety tenisowe, albo po prostu nic. Następnie umożliwiano mu porażenie prądem człowieka, który rzekomo ocenił jego pracę jako zła.

Połowę studentów w pokoju z bronią dodatkowo poinformowano, że należy ona właśnie do złośliwego recenzenta. W efekcie studenci w pokoju z bronią znacznie chętniej i mocniej razili innych prądem, niż ci którzy mieli rakiety do tenisa, lub nic nie mieli. Wniosek: Sam widok broni wzbudza agresję.

Problem z rzetelnością prowadzenia badań polega na tym, że, aby eksperyment uznać za udany, powinien być powtarzalny. I choć na oryginalny eksperyment media powołują się często, to przemilczają fakt, że, choć był powtarzany, wyniki nie zawsze były takie same.

Mniej więcej połowa prób wykazywała, że taki efekt nie występuje, a zdarzały się i takie, z których ciężko było wysunąć wnioski. Dopiero kryminolog Gary Kleck, zbierając dane o tych eksperymentach, zauważył, że bardzo dużo zależało od okoliczności. Im więcej warunki eksperymentu były bardziej „realistyczne”, tym rzadziej występował „efekt broni”.

Co ważne, należy zauważyć, że w oryginalnym eksperymencie badani studenci nie mogli dysponować bronią. Przy próbach powtórzenia go również broń była poza zasięgiem badanych. Gary Kleck znalazł tylko jeden eksperyment, gdzie broń była w dyspozycji badanego człowieka i akurat to badanie nie wykazało “efektu broni”. Za to był on wyraźniejszy, gdy badano ludzi, którzy na co dzień zupełnie nie mają z bronią kontaktu. Budzi to pytanie: czy aby na pewno był to efekt broni, czy może efekt owocu zakazanego? A może po prostu broń działa tak tylko na ludzi, którzy jej nie mają? Richard Feynman nakazałby kolejne eliminowanie różnych hipotez, aż wyniki będą jednoznaczne. Ale to przecież psychologowie, nie fizycy.

Z czym ci się kojarzy broń?

Drugi słynny eksperyment dotyczył reakcji wywołanych przez dany bodziec. Grupę badaną poinformowano, że będą badać szybkość czytania. Następnie najpierw im pokazywano nazwę broni, lub zwierzęcia, a po nich słowo agresywne lub nieagresywne. I faktycznie wykazało to, że po przeczytaniu nazwy broni czytanie słowa agresywnego następowało o 9 ms szybciej niż nieagresywnego. W przypadku gdy bodźcem była nazwa zwierzęcia, różnica pomiędzy czytaniem słów agresywnych i nieagresywnych była mniejsza – o 5 ms szybciej zaczynano czytać słowo nieagresywne. W czym zatem problem?

W tym, że autorzy – celowo lub nie – zadbali, by między słowami agresywnymi a nazwą broni dało się wytworzyć skojarzenie, a między zwierzętami a słowami nieagresywnymi już nie. Ot wyobraźmy sobie badanego studenta, który najpierw po słowie „maczeta” dostaje słowo „rzeź”, a potem po słowie „motyl” dostaje słowo „słuchać”. Jeżeli dodatkowo uwzględnimy, że jest to człowiek, który nigdy nie strzelał i broń kojarzy mu się tylko z morderstwem, wynik staje się oczywisty jeszcze przed przeprowadzeniem badania.

Była spora szansa, że po słowie “strzelba” będzie słowo “strzał”, ale absolutnie nie było szansy, by po słowie „królik” pojawiło się słowo „marchewka”. Co ciekawe, gdy rozpatrzymy tylko słowa nieagresywne okaże się, że niezależnie od bodźca, różnice w czasie czytania są praktycznie pomijalne. Osoby które wcześniej przeczytały nazwę broni zaczynają je czytać po 691 ms, a osoby które wcześniej przeczytały nazwę zwierzęcia już po 689 ms. Czy przy tej wielkości 2 ms to wynik, który warto brać pod uwagę? Eksperyment miał jeszcze drugą część, gdzie nazwy broni i zwierząt zastąpiono czarno-białymi rysunkami, co dołożyło tylko kolejny problem – o ile broń na rysunkach można rozpoznać natychmiast, to była spora szansa, że np. słowo „relaks” zostanie wyświetlone wtedy, gdy badany student wciąż będzie analizował, czy na rysunku był przekrojony owoc, czy stek wołowy.

Jeśli lubisz broń – zatrąb

Trzeci słynny eksperyment był jednocześnie najprostszym. Autorzy wsadzili do samochodu karabin, a następnie inscenizowali awarię samochodu na skrzyżowaniu i oceniali jak długo i zawzięcie kierowcy za nimi będą trąbić, gdy ten karabin będzie widoczny, a jak będzie to wyglądać gdy go schowają. Wynik był nieco zaskakujący – gdy karabin był widoczny kierowcy trąbili dłużej i energiczniej. Co to znaczy?

Pomijając absurdalność sytuacji, wciąż nie wiemy czy zadziałał widok karabinu, czy może medialna kampania przeciwko broni spowodowała powstanie negatywnego wizerunku jej właścicieli. Ale nawet jeżeli zadziałał widok karabinu, to znów sprowadza nas do sytuacji z eksperymentu pierwszego: To nie właściciel broni miał problem z agresją, tylko ci drudzy.

Obserwacje własne

Osobiście wierzę, że istnieje efekt broni, tylko, że działa on zupełnie inaczej niż twierdzili badacze przeprowadzający powyższe eksperymenty. I przede wszystkim (do czego doszedłem przed zapoznaniem się z praca Garry’ego Klecka) dotyczy on tylko osób, które jej nie mają.

Sam przeżyłem chwilę ekscytacji, gdy po raz pierwszy w życiu trzymałem w ręce naboje kalibru 9 mm, a później pistolet. Ekscytacja ta minęła wraz z kolejnymi wizytami na strzelnicy i obecnie swoją broń traktuję mniej więcej tak, jak modelarz swoje samoloty, czy fan sportu swój rower. To samo widziałem u osób, które na strzelnice zawitały po raz pierwszy. Przerażenie i ekscytacja, które bardzo szybko ustępują. Notabene zdarzyło mi się widzieć podobne przerażenie w oczach kogoś, kto po raz pierwszy trzymał piłę spalinową. I również szybko minęło.

Natomiast nigdy nie widziałem efektu broni u dzieci strzelców czy myśliwych. Ponieważ mój dziadek polował, mój ojciec, jako mały chłopak, musiał odsuwać w szafie jego strzelbę, by dostać się do swojej kurtki. Doznawał też wątpliwego zaszczytu czyszczenia flinty, gdy dziadek wracał z polowania. Dlatego on dziś traktuje broń tak samo jak piłę spalinową, czy siekierę: tylko jako narzędzie. Gdy człowiek już przywyknie do broni, przestaje czuć jakiekolwiek większe emocje w związku z jej używaniem (chyba, że zepsuje strzał na zawodach).

Dlatego pamiętajmy, niezależnie od tego co mówią naukowcy (do tego na podstawie nie do końca rzetelnych eksperymentów), że to palec pociąga za spust, nie na odwrót.

Uzupełnienie moje (A.T.)

Na stronie www.hoplofobia.info znalazłem nieco szersze rozwinięcie wyżej wspomnianego tematu. Zapraszam również do uważnej lektury.