Kto będzie przeciwko obywatelskiemu projektowi ustawy o broni.

Komentarz na dzisiaj (27.04.2016 r.) Przez całe dziesięciolecia w PRL cywilny dostęp do broni został powierzony organizacjom koncesjonowanym. Koncesjonowanie polegało na powierzeniu im majątku oraz praw. Przynależność do tych uprzywilejowanych organizacji dawała bon na przywileje. Przywileje nadawało państwo posiadaczom bonu. Organizacje były  oczywiście społeczne, samorządne i niezależne, zarządzane przez wiernych przyjaciół systemu. Do organizacji nie przyjmowano każdego, członkostwo było nobilitacją statusu społecznego. W tym stanie cywilny dostęp do broni dotrwał końca PRL-u.

Upadek tzw. komuny nie był żadnym upadkiem, a układem okrągłego stołu, opitym darmową i resortową – przez co wyjątkowo dla niektórych smaczną – wódeczką. Koncesjonowane organizacje niczym nie niepokojone dotrwały do roku 99. W tym czasie opozycjoniści wespół z byłym milicjantem ułożyli nową o broni ustawę. Nawet nie specjalnie się silili na zmiany, przestawili datę i ustawa z 1961 roku od 2000 roku nieprzerwanie była obowiązującym prawem. Organizacje obrosłe tłuszczykiem, dbające o samorealizację i osobiste pasje byłych towarzyszy żołnierzy i milicjantów, nie były w swej uprzywilejowanej pozycji niepokojone. Milicja Obywatelska zapisem ustawy przemianowana w Policję, nie przerwanie dbała o porządek i bezpieczeństwo publiczne. Dbanie to polegało między innymi na tym, że praworządnym i zdrowym na umyśle Polakom często odmawiano prawa do posiadania broni. W tym czasie towarzysze milicjanci i towarzyszenie żołnierze nadal cieszyli się, niczym nie niepokojeni, dobrodziejstwem posiadania broni.

Nastał rok 2011 i nieprzewidziane sprawy. Ustawa wymknęła się spod kontroli. Ustawodawca ogłosił: dość uznaniowości. Nagle się okazało, że to nie widzimisię policjanta jest prawem, a litera ustawy. Ta litera ma wyznaczać kto i kiedy ma mieć prawo do posiadania broni. Niestety zmiany prawa z 2011 roku sprawiły skutek zupełnie przypadkowy. Nagle rzeka ludzi stanęła w kolejkach do broni. Nie to jednak było przypadkiem, to było oczekiwaniem twórców tego prawa. Pomyślcie, człowiek naturalnie szuka prostej drogi. Droga zupełnie prosta okazała się „ścieżka sportowa”. Efekt: pełna kasa koncesjonowanej organizacji sportowej. Tak pełna, że owiana tajemnicą strzeżoną bacznie nawet przed poselskim okiem. Również nastał niespodziewanie czas, że w mundurach resortowi nie mają już uznaniowego prawa rozdawania przywileju dla swych towarzyszy broni.

Wreszcie wypłynęła na przestronne wody obywatelska ustawa, a właściwie dopiero jej projekt. Po obywatelsku regulująca prawo posiadania broni. Po obywatelsku, bo bez konieczności przynależności do takiej czy innej organizacji, bez płacenia składek, bez korporacyjnej zależności. Bez patentów, bez licencji, bez czasu oczekiwania zależnego od prezesowskiej woli. Ustawa bez trwałych, realnych i ponadprzeciętnych zagrożeń, bez policyjno-milicyjnej uznaniowości. Bez konieczności uczestnictwa w zawodach sportowych, bez konieczności znacznego zaangażowania w kolekcjonerstwo broni. Wreszcie bez liczby egzemplarzy broni. Ustawa czytelna, bez niezrozumiałej treści. Ustawa dla zwykłego Polaka, na miarę jego chęci, zawartości kieszeni i osobistych możliwości.

Po tych kilku, mam nadzieję celnych spostrzeżeniach, zgadnijcie kto woła: ta ustawa nazbyt restrykcyjna, czy ta co obowiązuje, nie jest dla nas dobra? Po co kombinować przecież obecnie wiemy co w przepisach mamy. Mamy dostęp do broni, wolność mamy! Tych i innych głośno wygłaszanych haseł wszyscy się spodziewajmy.

Na koniec zapominałbym krótkiego uzupełnienia mojego wywodu. Są jeszcze zdeklarowani wolnościowcy i liberałowie, dla których każde prawo będzie nadmiernie krępowało prawo posiadania broni. Ci jednak wbrew niektórym opiniom, są naszymi sprzymierzeńcami. Kierunek bowiem mają obrany tak jak my, na wolność obywatelską. Idziemy tylko w różnymi tempie i różnymi krokami.

dobroni_mniejszepoglzmn