Sukces podhalańczyka na zawodach snajperskich w Czechach.

(polska-zbrojna.pl:) W Military Snipers World Championship w czeskim Bzenec wystartowały dwie pary strzelców wyborowych z 1 Batalionu Strzelców Podhalańskich z Rzeszowa i 5 Batalionu Strzelców Podhalańskich z Przemyśla. Dołączyli do 70 najlepszych snajperów w Europie. Swoje reprezentacje do rywalizacji wystawiły jednostki wojskowe i policyjne z Czech, Słowacji, Słowenii, Finlandii, Niemiec, Włoch, Francji i Belgii. Polacy w tym gronie znaleźli się po raz pierwszy.

Od pierwszego dnia zawodnicy zmagali się w wielu konkurencjach. Na pierwszym etapie odbyło się „zerowanie broni”, czyli przystrzeliwanie (sprawdzenie celności) karabinu na odległość 100 metrów. Następnie organizatorzy zawodów sprawdzili umiejętności taktyczne strzelców. Punkty można było zdobyć np. za skryte podchodzenie do celu i wykrycie zamaskowanego strzelca wyborowego wojsk przeciwnika. – Zawody rozpoczęliśmy w deszczu. Było mokro i zimno. Mimo to każdy z zawodników leżał w trawie i obserwował przedpole nawet po pięć godzin – opowiada st. szer. Adam Czaja z 5 Batalionu Strzelców Podhalańskich.

– Otrzymaliśmy współrzędne i zdjęcie celu. Musieliśmy prowadzić obserwacje wskazanej osoby przez kilka godzin i na komendę pociągnąć za język spustowy. Na oddanie dwóch strzałów mieliśmy 10 sekund. Podczas zadania byliśmy obserwowani przez instruktorów. Wykrytych snajperów eliminowano z konkurencji. Ci, którzy nie zostali zlokalizowani, mieli pół minuty, by zebrać cały sprzęt i dobiec do wskazanego miejsca. Nam się udało – opisują jedną z konkurencji żołnierze.

Polscy strzelcy mierzyli z karabinów TRG-22 Sako. Musieli trafiać do celów na dystansie od 25 do 600 metrów. Celowali do różnego rodzaju plansz, rysunków, graffiti, zdjęć terrorystów przetrzymujących zakładników, do metalowych kręgów i płyt. Za zadania dostawali także m.in. likwidację celów ukrytych, na przykład w budynkach. Trafiali do ładunków wybuchowych wielkości pudełka zapałek. Prowadzili ogień w tunelach, celowali z różnych postaw: leżącej na boku, siedzącej, z wolnej ręki i pojazdu.

Do tych najtrudniejszych zadań żołnierze zaliczają przerwanie pociskiem przewodu elektrycznego o grubości 3 milimetrów oraz trafienie zapalnika granatu F-1. Ale to nie wszystko. Strzelcy przyznają, że najbardziej wyczerpująca była dla nich ostatnia konkurencja. Organizatorzy zawodów poderwali snajperów o piątej rano i dali im jedynie pięć minut na przygotowanie się do działania. Na strzelnicy żołnierze musieli przyjąć pozycję siedzącą i mierzyć do wskazanego celu, którym był ładunek wybuchowy. – Przez ponad cztery godziny nie mogliśmy jeść, pić, poruszać się, ani rozmawiać. A żeby nas zdekoncentrować, to przed nami i za nami organizatorzy rzucali granaty dymne i hukowe – opowiada st. szer. Czaja. Żołnierze byli obserwowani przez kilkunastu instruktorów i ku ich zaskoczeniu Polacy poradzili sobie z tym zadaniem najlepiej. Za bezruch i koncentrację żołnierze z 21 BSP otrzymali dodatkowe punkty. – Po 4,5 godzinach podszedł do nas instruktor i dał komendę do strzału. Na trafienie w cel mieliśmy trzy sekundy – dodaje żołnierz.

Podhalańczycy nie wrócili do Polski z pustymi rękami. Adam Czaja z 5 Batalionu Strzelców otrzymał wyróżnienie za oddanie najprecyzyjniejszego strzału podczas zawodów. Żołnierz trafił w zapalnik granatu F-1, który miał mniej niż 8 milimetrów. St. szer. Czaja od trzech lat jest strzelcem wyborowym, a od ośmiu zajmuje się łowiectwem.

W klasyfikacji generalnej polscy żołnierze nie stanęli jednak na podium – zajęli 19. miejsce. Ale nie czują się przegrani. – Debiutowaliśmy w tego rodzaju zawodach pośród najlepszych snajperów z Europy. I choć byliśmy dobrze przygotowani, to niektóre konkurencje nas zaskoczyły. Ale przetarliśmy szlaki. Jeśli za rok znów staniemy do rywalizacji, na pewno powalczymy o miejsce na podium – zapewnia st. szer. Czaja.

(źródło: polska-zbrojna.pl)