Niekaralność za przestępstwo, a prawo posiadania broni.

 

W komunistycznej Polsce została wytworzona reguła, że posiadanie broni jest na gruncie prawa przywilejem i wyróżnieniem będącym wyrazem zaufania organów państwa do obywatela. Tej zasadzie hołdowało komunistyczne prawo, komunistyczne sądy i komunistyczny aparat bezpieczeństwa. Z jakiego powodu? Moim zdaniem przyczyna jest zupełnie oczywista. Polak pod komunistyczną władzą nie był podmiotem we własnym kraju, wciąż musiał zasługami zdobywać kartki, pozwolenia na to czy inne reglamentowane prawo. Władza, rząd zawłaszczył przymioty suwerena i rozdawał różne dobra podstawowe, w formie rozlicznych przywilejów.

Niestety ten stan trwa do dzisiaj. Naczelny Sąd Administracyjny, Policja wciąż takiej komunistycznej zasadzie hołdują. W tym obszarze pojawia się problem niekaralności. Nie będę nawet starał się przekonywać jak łatwo można było stać się w komunistycznej Polsce wyrzutkiem społeczeństwa. Wielu znanych dzisiaj posłów w PRL było karanymi przestępcami, nawet wielokrotnie. Za co? Za niepokorność wobec złej i nieludzkiej władzy, która wówczas nazywała się jedynie sprawiedliwa i dobra. Ta właśnie karalność eliminowała tych ludzi z kręgu oficjalnie praworządnych. Za tym szły przeróżne zakazy, w tym zakaz posiadania broni.

Ten stan przeniesiony został do tzw. wolnej Polski, wraz z obecnie obowiązującą ustawą, rodem z peerelu. Dzisiaj karalność niemal za każdy rodzaj przestępstwa jest przeszkodą uzyskania prawa posiadania broni. W dniu wejścia w życie ustawy z 1999 roku, tj. w marcu 2000 roku, zgodnie z art. 15 ust. 1 pkt 6 pozwolenia na broń nie wydawało się osobom co do których istniała uzasadniona obawa, że mogą użyć broni w celach sprzecznych z interesem bezpieczeństwa lub porządku publicznego, w szczególności skazanym prawomocnym orzeczeniem sądu za przestępstwo z użyciem przemocy lub groźby bezprawnej albo wobec których toczy się postępowanie karne o popełnienie takiego przestępstwa. Znaczyło to dokładnie to, co pan komendant wojewódzki milicji obywatelskiej – przepraszam policji… – chciał aby znaczyć miało.

W 2011 roku próbowano ucywilizować to nieludzkie prawo, modyfikując przepis w ten sposób, aby katalog był jednoznaczny. Obecnie przepis stanowi, że nie wydaje się pozwolenia na broń osobom stanowiącym zagrożenie dla siebie, porządku lub bezpieczeństwa publicznego: a) skazanym prawomocnym orzeczeniem sądu za umyślne przestępstwo lub umyślne przestępstwo skarbowe, b) skazanym prawomocnym orzeczeniem sądu za nieumyślne przestępstwo: – przeciwko życiu i zdrowiu, – przeciwko bezpieczeństwu w komunikacji popełnione w stanie nietrzeźwości lub pod wpływem środka odurzającego albo gdy sprawca zbiegł z miejsca zdarzenia. Karalność niemal za wszystko stanowić miała podstawę do odmowy wydania pozwolenia na broń. Na straży standardów Polski ludowej stanął jednak Naczelny Sąd Administracyjny i uznał, że o tym kto stanowi zagrożenie dla siebie, porządku lub bezpieczeństwa publicznego decydują organy policji we własnym zakresie, na podstawie nieznanych ustawie kryteriów. Próba ucywilizowania prawa deklarowana przez posłów uległa wyrokowi sądu, bo przecież nie może być tak, że organy władzy czegoś tam nie mogą zrobić gdy zrobić decydują…

To są standardy postsowieckiej Polski, bez związku z prawodawstwem cywilizowanej Europy. Może unijne prawo dzisiaj nie jest najlepszym wzorcem, ale z całą pewnością prawo tworzone w ramach Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej, na długo przed powstaniem eurokołchozu, było prawem odbijającym blask wolnego świata. Takim prawem póki co jest unijna dyrektywa z 1991 roku, w sprawie kontroli nabywania i posiadania broni. Ta dyrektywa wciąż moim zdaniem odbija światło wolności, chociaż czarną burkę próbuje jej zarzucić komisarz Elżbieta Bieńkowska.

W dyrektywie ustanowione są minimalne standardy, które w Europie uznano za wystarczające. W dyrektywie między innymi czytamy państwa członkowskie zezwalają na nabywanie i posiadanie broni palnej wyłącznie osobom, które przedstawią ważną przyczynę i które nie stanowią zagrożenia dla samych siebie, dla porządku publicznego lub dla bezpieczeństwa publicznego; wyrok skazujący za popełnione umyślnie przestępstwo z użyciem przemocy uznaje się za element wskazujący na takie zagrożenie. Co to znaczy? Znaczy to dokładnie tyle, że wyrok skazujący za popełnione umyślnie przestępstwo z użyciem przemocy uznaje się za element wskazujący na zagrożenie dla samych siebie, dla porządku publicznego lub dla bezpieczeństwa publicznego.

W prawodawstwie krajowym wystarczająca jest, z punktu widzenia europejskiego standardu, regulacja taka i nie ma potrzeby wykluczania każdej osoby mającej zatarg z prawem z kręgu osób nie mogących posiadać prawa do broni. Jaki jest sens zakazywania posiadania broni osobie np. skazanej za przestępstwo podatkowe czy zniesławienie albo znieważenie innego Polaka, lub na drobne czyny karane łagodnymi karami?

Aby odczarować tą zaklętą rzeczywistość w projekcie ustawy o broni i amunicji zaproponowano zmierzającą ku standardom europejskim regulację. Wciąż zbyt mało nawiązującą do wolności z tym w zupełności się zgadzam, ale zmieniającą odrobinę komunistyczne przyzwyczajenia władzy. W art. 10 ust 1 projektu jest tak napisane: pozwolenia na broń nie wydaje się osobie która została skazana prawomocnym wyrokiem na karę pozbawienia wolności lub ograniczenia wolności za umyślne przestępstwo; która została skazana prawomocnym wyrokiem na karę pozbawienia wolności lub ograniczenia wolności za nieumyślne przestępstwo: a) przeciwko życiu i zdrowiu, b) przeciwko bezpieczeństwu w komunikacji popełnione w stanie nietrzeźwości lub pod wpływem środka odurzającego albo gdy sprawca zbiegł z miejsca zdarzenia.

Proponowana regulacja i tak znacznie przewyższa restrykcyjność minimalnego standardu obowiązującego w Europie, a jednak w istotnym zakresie odbiegająca od aktualnego zamordyzmu. To jednak zbyt radykalne rozwiązanie dla wychowanków milicyjnych instruktorów komunistycznej wolności. To moja refleksja na dzisiaj.