“Wyklęty” – moje przemyślenia po obejrzeniu filmu.

W niedzielę z samego rana wybrałem się do kina na film “Wyklęty”. Na seansie o dziesiątej rano było 6 (słownie sześć) osób. No cóż pomyślałem, niedziela dzień wolny od pracy. Chociaż zaraz – sumienia ukuło boleśnie – właśnie takie dni mają służyć jakiejś głębszej refleksji. Wpadłem na seans o 3 minuty spóźniony. Film dopiero się zaczynał, starszy pan, oficer bezpieki – przekonywał sąd – że zawsze z honorem wykonywał swoje obowiązki. Film od tego skurwysyna się zaczyna i na tym czerwonym bydlaku kończy. Źle to brzmi? Jak można mówić per skurwysyn na starszego pana? Zapewne miłego czyjegoś sąsiada, a jakby się wykształcone dzieci oburzyły wobec takiego nazwaniu tatusia. Kto nie przeżył ten nie rozumie, taki był wówczas czas – przekonuje czerwony morderca i gwałciciel. Drżące dłonie starszego pana, nie ze strachu, ze starości. O samym filmie co tu pisać? Żaden ze mnie krytyk filmowy, kto ceni polskość, ten na film sam pójdzie.

Po filmie naszła mnie refleksja taka. Komuniści, ci czerwoni zbrodniarze, te bydlaki, z sowieckiego nadania, odwrócili w Polsce strukturę społeczną. Zwyczajne szumowiny społeczne, zwyrodniali mordercy i gwałciciele – w języku potocznym takich określa się po prostu skurwysyny – wspięły się na szczyt drabiny społecznej. Tam nauczyli się sikać już nie do zlewu, a do sedesu, nożem kroić chleb, a nie podrzynać gardła wolnych Polaków. Ci zaś zostali albo wymordowani, albo zepchnięto ich przy pomocy prawa i owych czerwony sk… na niziny społeczne. Dzisiaj żyje niewielu czerwonych morderców. Jak jeszcze dychają są kochanymi dziadziusiami, kochanymi tatusiami, dzięki którym synusiowie i córeczki pokończyli studia i mają dobrą pracę. Tylko starcza powłoka nakazuje okazać im szacunek. W istocie to maska, konsekwencja naturalnych procesów, ich ofiary nie miały szans na doczekanie czasu gdy sama starość będzie wymuszała – jak to w naszej cywilizacji – szacunek. Polacy winni są czerwonym oprawcom jedynie pogardę i ściganie aż do śmierci. Polacy powinni zamykać ich w więzieniach niezależnie od starczego wieku, jak by się dało wymierzać karę śmierci. Prawdziwe jest zdanie z filmu cytowane przeze mnie, w trakcie oglądania, na Twitterze:

Niestety to tylko marzenia, bo odwrócona struktura społeczna ma swoje całkiem realne i niekorzystne dla wszelkiej sprawiedliwości konsekwencje… W czasie gdy historia filmu trwała żołnierze mogli mówić, jak poniżej cytowałem z sali kinowej. Niestety odwrócona struktura społeczna i o tą dziedzinę zadbała, pustosząc nieprawdopodobnie stan posiadania i umysły Polaków. Widać to na każdym niemal kroku.

Po “Wyklętym” mam jedną jeszcze refleksję, najtrudniejszą chyba do przyjęcia dla dzisiaj żyjących Polaków, którzy jeszcze myślą i czują po polsku. Wyklęci wybrali niewłaściwego boga jako opiekuna swojej sprawy. Wybrali boga z ryngrafu, a właściwie bozię. Boga, którego przedstawicielami na ziemi byli zdrajcy w czarnych, do stóp szatach. Załgani duszpasterze, jak ten z filmu, który odmawiał ślubu żołnierzowi, bo tak biskup – ze strachu przed komunistami – kazał. Biskupy i kardynał już wówczas okazali się geopolitycznymi realistami. Biskup kazał, bo purpuraci przehandlowali polską sprawę, zawierając układ z 1950 roku komunistami, nazywając w nim Żołnierzy Wyklętych zbrodniczymi bandami podziemia zbrojnego (pkt. 8 zdradzieckiej umowy). Zrobili to aby zachować swoje życie i srebrniki, w języku dzisiejszym – koryto. Taki bóg nie mógł pomóc, bo to bóg był jedynie z nazwy podobny do Wszechmogącego Boga objawionego w Biblii. Ten mógł wiele sprawić, ale Tego nikt zdaje się o pomoc nie prosił. Pewne jest, że to nie ten Bóg był na ryngrafach…