Miny, zasieki i partyzanci
- Autor: Andrzej Turczyn
- 7 lipca 2017
- komentarze 4
Jacek Katzer
Okres międzywojenny w Europie to czas wzmożonych prac nad liniami umocnień. Państwa Starego Kontynentu usiłowały się odgrodzić od sąsiadów kompleksami betonowych bunkrów i twierdz, aby uniknąć w przyszłości strat na miarę I Wojny Światowej. Wszyscy wiedzą o francuskiej Linii Maginota wzniesionej wzdłuż granicy z Niemcami (1929 – 1939), a później naprędce rozbudowywanej wzdłuż granicy z Belgią (1939-1940), ale mało kto już pamięta o francuskiej małej Linii Maginota wzniesionej wzdłuż górzystej granicy z Włochami. W tym samym czasie Czesi wybudowali kordon umocnień w Sudetach wzdłuż granicy z Niemcami, Niemcy natomiast wznieśli Wał Pomorski, (który miał ochraniać nawis operacyjny Pomorza przed atakiem z Polski) oraz Międzyrzecki Rejon Umocniony. Belgowie realizowali swoją doktrynę obronną poprzez budowę grupy warownej Eben-Emael.
II RP też usiłowała wznosić linie umocnień hołdujące strategii rodem z I Wojny Światowej ale rozwinięte granice państwa oraz konieczność przygotowania do wojny albo z Niemcami albo z Sowietami nie pozwoliły na rozpoczęcie prac na znaczącą skalę. Zapatrzenie wyższej kadry oficerskiej na „zwycięską Francję” odcisnęło jednak swoje piętno na polskiej obronności. Podobnie jak Francja, Polska nie zaminowała żadnych obszarów przygranicznych (oraz nie wzniosła w kluczowych punktach pół zasiek, potykaczy oraz pułapek typu partyzanckiego)!!! Miny, które są tanim i efektywnym środkiem zwalczania piechoty i czołgów (o czym przekonali się Alianci pod El-Alamein), które się łatwo układa w czasie pokoju i które stanowią bardzo efektywny sposób znacznego spowolnienia postępu natarcia przeciwnika oraz zwiększenia jego strat nie zostały w ogóle wykorzystane w kampanii wrześniowej. Polskie dowództwo w 1939 roku generalnie nie zdecydowało się do przygotowania w jakikolwiek sposób obszaru przygranicznego do wojny (pola minowe, zasieki, okopy, rowy przeciwczołgowe, pułapki itp.) z uwagi na szkody w zbiorach zboża jakie by to uczyniło. Dla porównania Niemcy w pasie przygranicznym o głębokości 150km przyspieszyli żniwa w 1939 roku.
Można sobie łatwo wyobrazić, że dzięki umiejętnie rozmieszczonym polom minowym, we wrześniu 1939 roku, ofensywa niemiecka przebiegała by znacznie wolniej, a co za tym idzie polska piechota i kawaleria byłaby w stanie wycofać się na czas z zagrożonych okrążeniem pozycji. Natarcie niemieckie było by również okupione większymi stratami w tym szczególnie w wojskach zmechanizowanych.
O sile dobrze zorganizowanej i działającej na znanym sobie terenie partyzantki nie trzeba już dzisiaj przekonywać. Nic nie stało na przeszkodzie aby Wojsko Polskie wystawiło samodzielne oddziały (złożone z ochotników i dobrze wyposażone w broń lekką) których zadaniem byłoby zostawać na zajętych przez nieprzyjaciela terenach i od razu nękać go atakami na linie zaopatrzenia, magazyny, mosty itp. Przykład majora Hubala który jako dowódca Oddziału Wydzielonego Wojska Polskiego mając pod swoją komendą średnio 70 ludzi (nigdy więcej jak 300) był w stanie przez 8 miesięcy nękać i wiązać nieprzyjaciela staczając z nim liczne zwycięskie potyczki. Do likwidacji tego oddziału Niemcy zaangażowali aż 8000 żołnierzy różnych formacji!!! Jak by na to nie patrzeć, to Obrona Terytorialna naprawdę ma sens.