W internecie się wygrywa lub przegrywa ważne sprawy

Kampanie internetowe nie są niczym nowym i mają m.in. na celu wywoływanie szumu informacyjnego i wpływanie na opinie odbiorców. Mogą być prowadzone oddolnie przez jednostki lub wynajęte firmy – tłumaczy w poniedziałek PAP dr Łukasz Olejnik.

Konsultant cyberbezpieczeństwa i prywatności zwraca uwagę, że kampanie informacyjne z powodzeniem były stosowane do wywierania wpływu na opinie i nastroje w wielu krajach, także podczas ważnych wydarzeń.

“Były obecne (także jako zwykłe, konwencjonalne akcje PR) w USA, nawet zanim wprowadzono do nich element wykradzionych danych ze sztabu jednego z kandydatów, które przedefiniowały rozumienie tego zjawiska. Były obecne w wyborach we Francji. Także zanim wyciekły dane wykradzione ze sztabu jednego kandydata – wtedy ich charakter, intensywność jak i dynamika zasadniczo się zmieniły” – mówi badacz, afiliowany przy Centrum Polityki Technologii Informacyjnych (ang. Center for Information Technology Policy) Uniwersytetu Princeton i autor Prywatnik.pl.

Olejnik zwraca uwagę, że nie zawsze łatwo “szybko ustalić podłoże takiej akcji”.

“Działania mogą być prowadzone zarówno przez aktywistów, jak i zwyczajnych ludzi, oddolnie – niektórzy z nich mogą nawet automatyzować lub koordynować swoje działania. Wtedy dyskurs jest przecież naturalny. Czasem może być to działanie wynajętej firmy. Ale istnieją też +rynki+, gdzie można nabyć kompleksową usługę oczerniania polityka czy dziennikarza (50 tys. dolarów), wywołać masowe protesty (200 tys. dolarów), wyprowadzając ludzi na ulice, ale także je tłumić, czy nawet wpływać na wybory – wtedy jest to kampania dłuższa i odpowiednio droższa. Wszystko to kwestia zasobów i kosztów. Narzędzia istnieją i właściwie wszystko zależy od motywacji, celu i projektu kampanii lub strategii obronnej. Ten element powinien być uwzględniony w polityce bezpieczeństwa informacji każdego sztabu – coraz częściej – obok strategii bezpieczeństwa cyfrowego” – podkreśla Olejnik.

Zaznacza jednocześnie, że oszacowanie sukcesu takiej akcji nie zawsze jest możliwe. W wielu przypadkach celem kampanii internetowych jest “oddziaływanie psychologiczne”.

“(Celem może być też – PAP) utwierdzenie opinii u jednych, podkopanie u innych. Wywołanie szumu. Kroi się je na miarę. Może chodzić np. o wprowadzenie do debaty jakiejś koncepcji albo wygaszenie innej. A zatem zarówno o zaangażowanie, jak i proces przeciwny. Najprościej obrazowo wyobrazić sobie to na popularnym przykładzie Twittera w sytuacji, gdy celem jest wprowadzenie jakiegoś poglądu czy informacji. Wtedy można robić to na wiele sposobów – promowane tweety, zaczepianie innych kont, czy też korzystanie z tych wcześniej uwiarygodnionych. Celem zawsze jest zaangażowanie dużych grup ludzi, najlepiej także postronnych i najlepiej zbudowanie akcji, która się sama utrzymuje. A jeśli można to powiązać z informacjami i wydarzeniami z innych kanałów (albo umiemy się pod nie podłączyć), to mamy kolejny element amplifikacji” – dodaje badacz.

“Internet to pole wymiany opinii. Często jest też polem inicjatyw oddolnych. Nie wszystkie były takimi w istocie, ale to przecież nie znaczy, że nie było ich w ogóle” – podsumowuje Olejnik.

W weekend doszło w Polsce do akcji tzw. astroturfingu, która polegała na publikowaniu na portalach społecznościowych fali komentarzy zamieszczanych w jednym momencie. Pochodziły one z kont prawdziwych osób mieszkających na terenie Ameryki Południowej, a także Afryki, Pakistanu i Korei Południowej. Najczęstszym takim wpisem było: “Precz z kaczorem dyktatorem!”. Miały być one reakcją na próbę zmian w polskim systemie sądowniczym.

Na portalu Digital Forensic Research Lab Atlantic Council podano, że 22 lipca miała też miejsce fala wpisów na Twitterze sygnowanych hashtagami #StopAstroTurfing i #StopNGOSoros. Wiele z nich miało treść: “Sprzeciwiam się wykorzystywaniu mechanizmu #AstroTurfing aby manipulować Polską!”. Według analizy zamieszczonej na portalu kampania przeciwko kampanii astroturfingu wyglądała “jakby była prowadzona przez małą grupę hiperaktywnych użytkowników”.

Astroturfing można tłumaczyć jako “sianie sztucznej trawy”, ponieważ pochodzi od słowa astroturf, marki popularnej w USA sztucznej trawy. (PAP)


Pomijam kontekst polityczny ostatnich spraw w Polsce, w które można wpleść powyższe informacje. Wstawiam tą depeszę PAP, bo uważam że jednak nie dość mocno o broni palnej pisze i mówi się w internecie. Wolna przestrzeń jest wciąż niezagospodarowana. Mam nadzieję, że mój blog jest jednym z nielicznych miejsc w przestrzeni internetowej gdzie pisze się tak wiele o sprawach dostępu do broni. Oczywiście króluje Facebook. Nie podejmuję konkurencji z tym gigantem.

Internet stoi otwarty. Jest nieskończenie wiele miejsca do pisania o broni. Zachęcam do tworzenia stron, blogów, forów do dyskusji. Dla każdego znajdzie się miejsce, każdy znajdzie grono swoich odbiorców. Wcale nie musi być to sterowane. Ta dziedzina życia społecznego może samoistnie się rozwijać. Możemy się różnić, możemy się spierać, każdy może mieć własną rację. Niezależnie od różnic będziemy tworzyć archipelag dyskusji o broni.

Jestem też przekonany, że przyjdzie moment, że spotkamy się ze zorganizowaną akcją światowego lewactwa wymierzoną w dostęp do broni. Gdy przestrzeń publiczna nie będzie zawczasu przez nas zagospodarowana – przegramy.