Każda wojna toczy się przeciwko cywilom – UNICEF o przemocy wobec dzieci w konfliktach zbrojnych w 2017 r.
- Autor: Andrzej Turczyn
- 28 grudnia 2017
- komentarzy 10
Dzieci przebywające w strefach konfliktów zbrojnych w 2017 roku padały ofiarą szokującej fali przemocy i ataków oraz bezpardonowego łamania prawa międzynarodowego – podał w czwartek UNICEF w komunikacie prasowym.
“Dzieci są celem ataków, są wystawiane na ataki oraz brutalną przemoc we własnych domach, szkołach i na placach zabaw” – powiedział cytowany w komunikacie przedstawiciel Funduszu Narodów Zjednoczonych Pomocy Dzieciom (UNICEF) Manuel Fontaine.
W konfliktach na całym świecie dzieci używane są jako żywe tarcze, zabijane, okaleczane lub rekrutowane do walki – wylicza organizacja. Inne formy przemocy wobec dzieci, stosowane już standardowo w Iraku, Syrii, Jemenie, Nigerii, Południowym Sudanie i Birmie, to gwałt, przymusowe małżeństwa, porwania i niewolnictwo. W Iraku i Syrii dzieci były też celami snajperów oraz były zmuszone znosić oblężenia, intensywne bombardowania i walki.
Bywa, że dzieci porwane przez grupy ekstremistyczne, doświadczają przemocy po swoim uwolnieniu, gdy są zatrzymywane przez służby bezpieczeństwa – podaje UNICEF.
Dzieci cierpią też w konsekwencji konfliktów zbrojnych z powodu niedożywienia, chorób oraz traumy, gdyż nie mają dostępu do jedzenia, wody, urządzań sanitarnych i opieki zdrowotnej.
UNICEF wzywa wszystkie strony konfliktów do poszanowania prawa międzynarodowego i natychmiastowego zaprzestania łamania praw dzieci, celowego niszczenia infrastruktury cywilnej, w tym szkół i szpitali. Organizacja wzywa też państwa mające wpływ na strony konfliktów, ażeby użyły tej władzy w sprawie ochrony dzieci – napisano w komunikacie.
Zebrane przez UNICEF dane za 2017 rok pokazują między innymi, że w Afganistanie w pierwszych dziewięciu miesiącach wojny zginęło blisko 700 dzieci.
W Jemenie według zweryfikowanych danych prawie tysiąc dni walk spowodowało śmierć lub obrażenia u co najmniej 5 tys. dzieci, choć faktyczny bilans może być znacznie wyższy. Ponad 11 mln dzieci potrzebuje pomocy humanitarnej, a 1,8 mln cierpi na niedożywienie.
We wschodniej Ukrainie 220 tys. dzieci zmuszonych było żyć w ciągłym zagrożeniu związanym z minami i innymi pozostałościami materiałów wybuchowych, ponieważ 500-kilometrowa linia frontu w konflikcie rządu z separatystami stała się jednym z najbardziej zaminowanych miejsc na ziemi.
W Sudanie Południowym, gdzie konflikt wewnętrzny i zapaść ekonomiczna doprowadziły do ogłoszenia klęski głodu w niektórych rejonach kraju, dodatkowo 19 tys. dzieci wcielono do wojska lub grup zbrojnych. Od początku konfliktu w grudniu 2013 roku zabito lub okaleczono ponad 2,3 tys. dzieci.
W północno-wschodniej Nigerii oraz w Kamerunie, stowarzyszeni z Państwem Islamskim dżihadyści z Boko Haram zmusili przynajmniej 135 dzieci do przeprowadzenia samobójczych ataków terrorystycznych, czyli prawie pięć razy więcej niż w 2016 roku.
W Demokratycznej Republice Konga, w prowincji Kasai, przemoc spowodowała przymusowe wysiedlenie 850 tys. dzieci, a celem ataków padło ponad 200 ośrodków zdrowia i 400 szkół. Szacuje się też, że 350 tys. dzieci cierpi na ostre niedożywienie.
Dzieci były też ofiarami zabójstw, gwałtów i porwań w Republice Środkowoafrykańskiej. W RŚA oraz w Somalii były też zmuszane do udziału w walkach.
W Birmie dzieci mniejszości muzułmańskiej Rohingjów doświadczyły same szokującej skali przemocy lub były jej świadkami w związku z atakami i wypędzeniami w stanie Rakhine (Arakan), były też narażone na konsekwencje trwających ciągle napięć w przygranicznych stanach Kaczin, Szan oraz Karen. (PAP)
Nie trawię pierdolenia, przepraszam za to słowo ale inne nie będzie odpowiednie, nadętych ekspertów od wojny, że cywilowi karabin w wojennym konflikcie nic nie pomoże. W domyśle taki jedne z drugim ekspert mówi, że lepiej aby cywil był bezbronny, bo jak będzie z bronią to nie korzysta z praw międzynarodowych konwencji. Przekonują nas ci ludzie, że wojna toczy się według jakiś cywilizowanych reguł, że wróg będzie bezbronnego cywila traktował jak dżentelmen.
Niech swoje mądrości powiedzą ci nieskończeni w głupocie eksperci rodzicom tych wszystkich dzieci, które na przeróżnych wojnach straciły życie. Niech im powiedzą, że karabin w ręku rodzica jest niepotrzebny, że nie uratuje przed gwałcicielem i łobuzem. Nie powiedzą, będą raczej robili przemądrzałe miny przekonując, że niczego nie rozumiemy, że oni wiedzą lepiej.
Na nic też są apele przeróżnych międzynarodowych organizacji. Żaden wojenny bandyta, co na wojnie robi te wszystkie straszne rzeczy tego nie słucha, a jak słucha ma to w nosie, lepsze słowo: w dupie. Bandziora w wojennej zawierusze przed wyrządzeniem krzywdy może powstrzymać tylko strach przed ołowiem wylatującym w jakiego kierunku z lufy. Kto twierdzi inaczej jest po prostu obłąkany.
Nie dajcie się też zwodzić temu, że nam w środku cywilizowanej Europy nic nie grozi. Każda ofiara wojny z dziurą w głowie też kiedyś tak myślała. Oczywiście nikt nie zna przyszłości. Oczywiście nikt nie jest w stanie obiecać, że wojny nie będzie albo, że nastanie. Nie wiemy, ale rozum podpowiada, że warto być przygotowanym, na wszelki wypadek, gdyby nic zdarzyć się nie miało. Opisy wojennych straszliwości nie są z Europy, ale ludzie, którzy są z miejsc wymienionych w depeszy idą do Europy…
Wnioski i zastosowanie jest zupełnie proste. Cywilny człowiek powinien posiadać broń palną, powinien potrafić się nią posługiwać, a nie tylko jak dostanie wezwanie do wojska. Niestety tych wniosków boją się przeróżni miłośnicy pokoju niedostrzegający, że na świecie toczą się brutalne wojny – pacyfiści oraz równie niebezpieczni dla fizycznej egzystencji – socjaliści uznający, że na wszystko najlepsze jest opiekuńcze państwo.
W chwili i na miejscu wojennej zbrodni nie ma ani dobrodusznego pacyfisty ani przedstawicieli opiekuńczego państwa. W chwili i miejscu wojennej zbrodni jest rozbrojona przez tych zwyrodnialców, trosce o nią, ofiara. Moim zdaniem w takich sprawach trzeba posługiwać się trzeźwym rozumem. Nie ufać przeróżnym ekspertom. Życie, bezpieczeństwo jest zbyt poważną sprawą, aby składać je w ręce innych i opierać się na nadziei, że ci inni nie zawiodą. Tak może rozumować człowiek pozbawiony instynktu samozachowawczego, innymi słowami: zwyczajny głupek.