73 rocznica zakończenia II wojny światowej w Europie – nie świętuję, bo myśmy tę wojnę tak naprawdę przegrali
- Autor: Andrzej Turczyn
- 8 maja 2018
- Brak komentarzy
8 maja 1945 r. w Karlhorst marszałek Georgij Żukow o godz. 22.30 przyjął bezwarunkową kapitulację niemieckich sił zbrojnych od feldmarszałka Wilhelma Keitla. W Moskwie, ze względu na dwugodzinną różnicę czasu, był już 9 maja. Oznacza to, że istnieją dwie oficjalne daty tego wydarzenia – 8 maja w państwach zachodnich i 9 maja w Rosji, a wcześniej w ZSRS i państwach bloku sowieckiego.
Przedśmiertny dekret Hitlera o mianowaniu admirała Karla Doenitza głową państwa dotarł do jego kwatery w Szlezwiku-Holsztynie 1 maja 1945 r. Głównym celem nowego przywódcy dogorywającej III Rzeszy było jak najszybsze zawieszenie broni na froncie zachodnim.
Doenitz zakładał, że walczące nadal z Armią Czerwoną wojska niemieckie będą mogły swobodnie cofać się na zachód i po przejściu linii frontu poddadzą się Amerykanom bądź Brytyjczykom, unikając w ten sposób niewoli sowieckiej. Wiązano z tym nadzieję na przepuszczenie na zachód także cywilnych niemieckich uchodźców.
Naczelny dowódca wojsk brytyjskich na froncie zachodnim, marszałek Bernard Montgomery, przyjął 4 maja 1945 r. w swej polowej kwaterze kapitulację wojsk niemieckich w północno-zachodnich Niemczech, Danii i Holandii. Akt ten podpisał wydelegowany przez Doenitza admirał Hans-Georg von Friedeburg.
Następnego dnia von Friedeburg przybył na dalsze rokowania do kwatery naczelnego dowództwa alianckich sił ekspedycyjnych w Reims we Francji. 6 maja 1945 r. dołączył do niego generał Alfred Jodl. Obaj starali się przeforsować wariant zawieszenia broni na zachodzie i przepuszczania przez linię frontu żołnierzy i uchodźców, cofających się ze wschodu.
Naczelny aliancki dowódca, generał Dwight Eisenhower, nie wyraził na to zgody, obawiając się, że separatystyczny rozejm wywoła polityczny zatarg Zachodu ze Stalinem. Eisenhower zagroził jednocześnie zaryglowaniem linii frontu po upływie 48 godzin, czym wymusił zgodę Doenitza na bezwarunkową kapitulację całości niemieckich sił zbrojnych.
Odpowiedni dokument Jodl i von Friedeburg podpisali w Reims 7 maja 1945 r. o godzinie 2.41 nad ranem. Przewidywał on przerwanie walk 8 maja o godzinie 23.01.
Sygnatariuszem wspomnianego dokumentu był również przedstawiciel Armii Czerwonej w naczelnym dowództwie sił alianckich, generał Iwan Susłoparow. Stalin uznał jednak, że Związek Sowiecki jako główne mocarstwo koalicji antyhitlerowskiej nie może zaakceptować tej formy przypieczętowania zwycięstwa nad Niemcami. Od razu zażądał ponowienia aktu kapitulacji, tym razem w obecności przedstawicieli naczelnych dowództw czterech głównych państw sojuszniczych.
Strona zachodnia wyraziła na to zgodę, choć nie traktowała całej sprawy zbyt prestiżowo. Brytyjczykom wystarczało, że szef sztabu Eisenhowera, generał Walter Bedell Smith, złożył podpis w Reims także w ich imieniu.
Brytyjski samolot wojskowy dostarczył 8 maja 1945 r. na berlińskie lotnisko Tempelhof trzyosobową delegację niemiecką z feldmarszałkiem Wilhelmem Keitlem na czele. Przygotowany dokument zawierał te same warunki bezwarunkowego poddania się wojsk niemieckich, jakie ustalono poprzedniego dnia w Reims.
Ceremonia odbyła się w byłym kasynie oficerskim szkoły saperskiej w dzielnicy Berlina Karlshorst. Poza Keitlem jako przedstawiciele głównych rodzajów niemieckich sił zbrojnych kapitulację podpisali von Friedeburg i generał lotnictwa Hans-Juergen Stumpff.
Jako przedstawiciel naczelnego dowództwa sowieckich sił zbrojnych w roli sygnatariusza wystąpił marszałek Gieorgij Żukow, alianci zachodni powierzyli to zadanie brytyjskiemu generałowi lotnictwa Arthurowi Tedderowi. Ponadto dokument podpisali jako świadkowie naczelny dowódca amerykańskiego lotnictwa strategicznego gen. Carl Spaatz i dowódca 1. armii francuskiej gen. Jean de Lattre de Tassigny.
Podpisy złożono o godzinie 22.30. W Moskwie, ze ze względu na dwugodzinną różnicę czasu, był już 9 maja i dlatego ten właśnie dzień w Związku Sowieckim i krajach mu podporządkowanych obchodzono jako Dzień Zwycięstwa.
Kapitulacja III Rzeszy zakończyła działania wojenne w Europie. Nadal jednak toczyły się walki z Japonią na Dalekim Wschodzie. Dopiero jej kapitulacja – 2 września 1945 r. – była końcem II wojny światowej, która pochłonęła ponad 50 mln ofiar – poległych, zamordowanych i zmarłych w wyniku działań wojennych.
Polscy historycy różnią się w ocenie znaczenia 8 maja 1945 r. dla Europy i naszego kraju. Według jednych badaczy, koniec wojny w Europie oznaczał przede wszystkim zwycięstwo nad nazizmem i ocalenie narodu polskiego przed biologiczną zagładą. Dla innych, 8 maja jest dniem klęski narodów wschodniej Europy, oddanych przez zachodnich aliantów pod sowieckie panowanie. (PAP)
Nie ma czego świętować. Przegraliśmy tą wojnę, może byliśmy po stronie zwycięzców, ale straty jakie ponieśliśmy jako naród jest druzgocący. Straciliśmy istotną część powierzchni Polski. Wymordowano Polaków kilka milionów, obawiam się, że w istotnej części tych niezwykle wartościowych. Wpadliśmy w jarzmo sowieckiej niewoli. Od czasów “zwycięstwa” rządzą nami komuniści ich następcy, wyznający zupełnie podobne co oni zasady. W związku z “wygraną” wojną poniosła Polska gigantyczne straty, za które pokonani nam nie zapłacili. Z czego zatem się cieszyć? No może z tego, że nie wszystkich Polaków Niemcy i Ruscy wymordowali.
Wobec bilansu strat jakie poniosła Polska i Polacy stawianie tezy, że myśmy tą wojnę wygrali, jest tak głupie jak głupim może być nazywanie dobra złem i klęski zwycięstwem. Zwróćcie uwagę, że my do dzisiaj nie możemy się podnieść po konsekwencjach tej straszliwej wojny.
Strat materialne można odbudować, tych bym tak nie żałował. Najgorsze moim zdaniem są straty w ludziach. Wybito nam elitę, wygnano część z Polski. Nie ma polska głowy i ta głowa wciąż nie może się odrodzić. W konsekwencji tej wojny rządzi nami to co widać. Sowiecka mentalność władzy, wszechobecne dziadostwo, złodziejstwo, prywata. To wszystko przytaiło się nam po tej “zwycięsko” zakończonej wojnie.
Nie, nie będę świętował naszej dziejowej klęski. Tą wojnę w istocie wygrali Niemcy oraz Ruscy, czyli nasi śmiertelni wrogowie. Kto nie wierzy, niech pojedzie sobaczyć jak żyją za Odrą. Ruscy też wygrali, gdyby nie ta wojna z głodu by komuniści i cała Rosja zdechła, od komunistycznego dobrobytu jaki im urządził Lenin oraz Stalin.
Pamiętajcie proszę o wsparciu Fundacji Trybun.org.pl. Ta strona istnieje dzięki zaangażowaniu tych, którzy finansują jej działanie. Wspieranie tego co robię jest wówczas, gdy opiera się nie o słowa, a o czyny.