Geneza reglamentacji posiadania broni w Polsce ma swoje uzasadnienie także w wydarzeniach Poznańskiego Czerwca ’56
- Autor: Andrzej Turczyn
- 29 czerwca 2018
- 1 Komentarz
2018-06-28 06:33 (PAP) 62 rocznica Poznańskiego Czerwca ’56
62 lata temu, 28 czerwca 1956 roku, robotnicy zakładów im. Stalina podjęli strajk generalny i zorganizowali demonstrację uliczną, krwawo stłumioną przez milicję i wojsko. Życie straciło 58 osób, co najmniej 239 osób zostało rannych. Zatrzymanych i aresztowanych było ok. 850 osób. Robotniczy bunt przeszedł do historii jako Poznański Czerwiec.
Zryw robotników w Poznaniu zaliczany jest do pierwszych wystąpień w bloku wschodnim, które skutkowały – dekady później – obaleniem komunizmu w Polsce i w Europie Środkowo-Wschodniej. Poznański Czerwiec nazywany jest też pierwszym z “polskich miesięcy” – kolejnych kroków ku wolności.
Przyczyną wzrostu niezadowolenia społecznego w 1956 roku były m.in. spadek poziomu życia, ignorowanie przez władze żądań płacowych robotników, zła organizacja pracy i marnotrawstwo. Ówczesna sytuacja w Poznaniu i Wielkopolsce należała do najtrudniejszych w kraju.
Wśród bezpośrednich powodów Poznańskiego Czerwca wymienia się fiasko rozmów delegacji poznańskich robotników z władzami centralnymi. Dodatkową okolicznością był też fakt, że w Poznaniu trwały właśnie Międzynarodowe Targi Poznańskie. Dzięki zagranicznym gościom targów, protestujący chcieli upublicznić swoje racje.
Protest rozpoczął się 28 czerwca 1956 roku o godz. 6 rano w Zakładach im. Stalina (obecnie Cegielskiego), kiedy to pracy nie podjęła załoga W-3. Robotnicy obeszli inne wydziały Zakładów; ich załogi przyłączyły się do protestu.
Robotnicy wyszli z zakładu i ruszyli w kierunku siedzib Miejskiej Rady Narodowej i Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Do pochodu przyłączyli się pracownicy Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego, Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego i innych zakładów.
Przed południem, na placu przed siedzibą Miejskiej Rady Narodowej zgromadziło się ok. 100 tys. ludzi. Demonstrujący domagali się poprawy warunków materialnych, wznosili hasła antykomunistyczne i antysowieckie, żądali też zaprzestania prześladowania religii katolickiej.
Śpiewali hymn, Rotę i pieśni religijne. Wśród wznoszonych haseł były m.in.: „Chcemy wolnej Polski”, „Precz z bolszewizmem”, „Żądamy chleba!”, „My chcemy Boga”, „Jesteśmy głodni”, „Żądamy religii w szkołach!”.
Wyłoniona z tłumu delegacja udała się na rozmowy z przewodniczącym MRN, Franciszkiem Frąckowiakiem. Delegaci domagali się przyjazdu premiera Józefa Cyrankiewicza lub I sekretarza KC PZPR Edwarda Ochaba. Grupa manifestantów, która weszła do Zamku, wywiesiła na maszcie znajdującym się na dachu budynku białą flagę. Pozrywane zostały też czerwone flagi z sąsiedniego budynku KW PZPR.
Po godz. 10 w tłumie rozeszła się plotka o aresztowaniu robotniczej delegacji. Demonstranci ruszyli w kierunku więzienia przy ul. Młyńskiej, oraz w kierunku gmachu Wojewódzkiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Publicznego na ul. Kochanowskiego. Z dachu budynku Zakładu Ubezpieczeń Społecznych przy ul. Dąbrowskiego zrzucono urządzenia służące do zagłuszania zachodnich audycji radiowych.
Ok. godz. 11 demonstranci dostali się na teren więzienia, uwolnili znajdujących się tam więźniów i przejęli broń. Weszli też do budynku sądu i prokuratury, skąd wyrzucili na ulicę akta i podpalili je. Na ul. Kochanowskiego demonstranci rzucający kamieniami zostali oblani przez funkcjonariuszy UB strumieniami wody. Także ok. godz. 11 padły pierwsze strzały, które zapoczątkowały wielogodzinne starcia.
Do ochrony wyznaczonych obiektów komendant Oficerskiej Szkoły Wojsk Pancernych i Zmechanizowanych skierował ok. 300 elewów, 16 czołgów, 2 transportery BTR i 30 samochodów. Część pojazdów została opanowana przez demonstrantów, a załogi rozbrojone. Grupy demonstrantów zabrały broń ze studium wojskowego poznańskich uczelni, a także komisariatów MO w Poznaniu i podpoznańskich miejscowościach.
Do miasta wkroczyły jednostki 2. Korpusu Pancernego. O godz. 21 wprowadzono w Poznaniu godzinę milicyjną. Aresztowania uczestników demonstracji rozpoczęły się już w nocy z 28 na 29 czerwca. Ich następstwem były śledztwa, w trakcie których przemocą wymuszano zeznania na przesłuchiwanych.
Zryw robotników w Poznaniu zaliczany jest do pierwszych wystąpień w bloku wschodnim, które skutkowały – dekady później – obaleniem komunizmu w Polsce i w Europie Środkowo-Wschodniej. Poznański Czerwiec nazywany jest też pierwszym z “polskich miesięcy” – kolejnych kroków ku wolności.
29 czerwca załogi większości zakładów pracy w Poznaniu nie podjęły pracy. W godzinach popołudniowych kilka tysięcy demonstrantów idących ul. Dąbrowskiego próbowało dojść pod budynek WUBP; tłum rozszedł się na widok stojących tam czołgów. Do Poznania przybył premier Józef Cyrankiewicz, który wygłosił przemówienie radiowe.
W jego trakcie padły przytaczane później często słowa: “Każdy prowokator, czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej niech będzie pewny, że mu te rękę władza ludowa odrąbie”.
W trakcie uroczystości w 60. rocznicę Czerwca prezydent Węgier Janos Ader przypomniał, że po czerwcu 1956 r. “panowała nadzwyczajna moda wśród poznańskich studentów”, którzy, gdy zakładali marynarkę, nie wkładali ręki do jednego z jej rękawów. „Polscy studenci wiedzieli, że władza należy do narodu, że władza, która czyni z narodu zakładnika, nie jest władzą narodu, puste rękawy marynarek zawiadamiały o tym, że nawet bez ręki jest lepiej żyć niż bez wolności” – powiedział.
30 czerwca w mieście została całkowicie przywrócona komunikacja autobusowa, tramwajowa i trolejbusowa. Strajki trwały m.in. w ZNTK i Poznańskich Zakładach Sprzętu Motoryzacyjnego. Rozpoczęło się wycofywanie większości jednostek wojskowych z terenu Poznania.
Symbolem robotniczego buntu i jego krwawego stłumienia stał się trzynastoletni Romek Strzałkowski – najmłodsza, śmiertelna ofiara wydarzeń w Poznaniu. Do tej pory nie są znane okoliczności jego śmierci. Strzałkowski zginął wskutek rany postrzałowej klatki piersiowej, najprawdopodobniej po południu 28 czerwca 1956 r., na terenie garaży UB. Jego pogrzeb odbył się 2 lipca. Do tej pory śledczy badający okoliczności Czerwca zweryfikowali kilkanaście wersji śmierci trzynastolatka.
Efektem prowadzonych śledztw były trzy procesy podczas których sądzono 22 osoby. Ostatni, tzw., proces dziesięciu nigdy nie zakończył się wyrokami. Było to efektem zarówno odważnej postawy poznańskich adwokatów, jak i zbliżającego się przesilenia politycznego – odwilży październikowej.
Zdaniem historyków Czerwiec był jednym z czynników prowadzących do zmian politycznych w Polsce w październiku 1956 r. Szefem PZPR został wówczas Władysław Gomułka, z więzień i internowania wypuszczano więźniów politycznych, w tym kard. Stefana Wyszyńskiego.
28 czerwca 1981 r. na pl. Mickiewicza w Poznaniu odsłonięto Pomnik Poznańskiego Czerwca 1956. W 1983 roku pod Poznańskimi Krzyżami chciał się modlić Jan Paweł II, jednak nie zezwoliły na to ówczesne władze. Papież mógł się spotkać z wiernymi w tym miejscu dopiero w 1997 roku.
Od 1991 roku trwa śledztwo związane z przestępczymi czynami funkcjonariuszy państwa komunistycznego, sprowadzającymi się m.in. do pozbawienia życia szeregu osób, spowodowania obrażeń ciała, bezprawnych pozbawień wolności i znęcania się nad zatrzymanymi uczestnikami Czerwca.
Prowadząca postępowanie Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Poznaniu przesłuchała dotąd przeszło 1,4 tys. osób. Akta śledztwa liczą 171 tomów. Według komisji, “nawet bardzo ostrożne wnioski wynikłe z zebranego materiału obligują do przyjęcia, że liczbę osób pokrzywdzonych szacować należy na co najmniej 1137”. Komisja podała też, że z uwagi na „wielowątkowość, stopień skomplikowania i charakter sprawy oraz liczbę potencjalnych pokrzywdzonych”, nie sposób określić terminu zakończenia śledztwa.
W 2006 roku, podczas obchodów 50. rocznicy Czerwca w Poznaniu, prezydent Lech Kaczyński powiedział, że bez Poznania “nie byłoby Gdańska roku 1970, także Szczecina, Elbląga i Gdyni, a z kolei bez roku 1970 nie byłoby zdarzeń roku 1976, a potem powstania NSZZ “Solidarność”. W uroczystych obchodach wzięli też udział wówczas prezydenci Węgier, Czech, Słowacji i Niemiec.
10 lat później przy pomniku stanęli prezydenci Polski i Węgier. Prezydent Andrzej Duda podkreślił w trakcie obchodów 60. rocznicy Czerwca, że poznańscy robotnicy “domagali się dwóch prostych rzeczy: chleba i wolności, ale tak naprawdę chodziło o godność”.
“Ludzie nie wytrzymali (..) i gwałtownie zareagowali na poniżenie, na odbieranie im godności, na to, że władza, która mieniła się władzą ludową, spychała ich w biedę, spychała ich w nędzę, okłamywała ich i okradała. I powiedzieli zdecydowanie: nie!” – oświadczył prezydent Duda.
Prezydent Węgier Janos Ader podkreślił, że w czerwcu 1956 roku w Poznaniu „zdemaskowano nieludzką naturę dyktatury komunistycznej”.
Podkreślił, że protestujący nie domagali się rzeczy niemożliwych, tylko tego, bez czego nie można w godny sposób żyć. “Jednak – dla ówczesnej władzy było to niedopuszczalne przewinienie, główny grzech” – mówił prezydent Węgier. 28 czerwca stał się historycznym dniem, gdy robotnicy uznali, że “miarka się przebrała” – dodał Ader. (PAP)
To co moim zdaniem jest ważne dla tytułowej tezy podkreśliłem w tekście. Każdy zryw wolnościowy potrzebuje po pierwsze zdeterminowanych obywateli i to jest najważniejsze, a po wtóre potrzebna jest broń palna. Bez tego żadnej wolności się ani nie zdobędzie, ani nie utrzyma na zawsze.
Jak czytacie powyżej wówczas w 1956 roku rozumieli to Polacy. Rozumiała to też komunistyczna dyktatura. Odrąbywała rękę podniesioną na nią i bardzo dbała, aby broń palna nigdy nie trafiła w niezaufane wobec komunistycznej władzy ręce. Władza postkomunistyczna, czyli tak co rządzi w Polsce od 1989 roku, wychowana i przepełniona komunistycznymi kłamstwami, pieczołowicie przyjęła i uskutecznia tą samą regułę, okraszając się przeróżnymi z bezpieczeństwem związanymi hasłami. Broń tylko dla zaufanych, jako przywilej, jako wyraz zaufania władzy.
Jestem pewny, że i wówczas w 1956 r, gdy komunistyczna władza zakazywała posiadania broni, nie mówiła tego, że czyni to aby było bezpieczniej komunistycznymi milicjantom, ubekom i sołdatom strzelać go robotników. Uzasadnieniem tego było to co jest dzisiaj – bezpieczeństwo i porządek publiczny. Co komunistycznej władzy przyświecała tak naprawdę w zakazach dotyczących broni, nikt nie ma wątpliwości. Dalszy ciąg tej historii rozważcie sami…
Moim zdaniem nie można w Polsce zerwać z komunistycznym systemem reglamentacji posiadania broni, bo rządzą ludzie o mentalności panów milicjantów. Oni nie pojmują, że wolność osobista, wolność Narodu, wolność od ucisku i jarzma nakładana na obywateli przez opresyjną władzę opiera się właśnie na prawie posiadania broni. Bez prawa ludzi do posiadania i noszenia broni tak naprawdę nie ma i nie będzie obywatelskich wolności.
Czas na Ruch 11 Listopada my, tak samo jak wolni Amerykanie, doskonale to rozumiemy.