Jak to z bronią palną było onegdaj, na Wołyniu

Lipiec, zbliża się kolejna rocznica niewyobrażalnej rzezi bezbronnych Polaków na Wołyniu. Sięgnąłem zatem po bardzo starą książkę, ale w nowym wydaniu:

Aby nie pisać zbyt wiele o samej książce, której przecież jeszcze nie przeczytałem, a już pierwsze strony sprawiają, że muszę pisać o niej na blogu poświęconym broni palnej, kilka zdań z okładki:

Tenże Henryk “Harry” Cybulski, autor książki, komendant samoobrony Przebaraża, zaczyna opowieść od przedstawienia siebie. To chłopski syn, jeden spośród dziesięciorga dzieci polskiego rolnika gospodarującego na kilkunastu hektarach wołyńskiej ziemi. Okazuje się, już na samym początku książki, że broń palna, sport strzelecki, łowiectwo były niezwykle ważne w jego życiu. Czy to później zaowocowało skuteczną samoobroną? Tego dowiem się gdy przeczytam książkę. Dzisiaj o tym jak to było z bronią palną onegdaj na Wołyniu. Może nawet szerzej, jak to było zacząć posiadać broń w przedwojennej Polsce. Nie myślę, że w innych częściach Polski było inaczej.

Henryk “Harry” Cybulski opisuje swoje zainteresowanie sportem, przetarłem oczy z zachwytu, jak to kiedyś mogło być normalnie w sprawie broni palnej:

Teraz zestawcie to z obecną Polską, z tym dziadostwem, zamordyzmem urzędniczo-policyjnym i totalitarną kontrolą każdego kto pomyśli o posiadaniu broni palnej. W Polsce, a właściwie nie Polsce, a PRL-bis (może być też -pis), w której przyszło nam żyć,  powyższe nie do pomyślenia. Polski Ojciec stałby się przestępcą, który udostępnił broń osobie nieuprawnionej. Późniejszy dowódca samoobrony Przebaraża, dzięki któremu być może tysiące ocalały, stałby się naznaczonym przez prawo karne wyrzutkiem, który nielegalnie dysponował bronią palną. Nie wspominam nawet o tym “straszliwym” procederze strzelania do kołka nie na certyfikowanej strzelnicy. Mówię wam, to byłby dzisiaj breaking news o sprowadzeniu zagrożenia dla życia, zdrowia i mienia okolicznych mieszkańców.

Obecna Polska tak bardzo chce nawiązywać do tej przedwojennej. Tylko w czym? W słowach? W obyczajach? W dokonaniach? Niechże ta dzisiejsza Polska nawiąże do tej przedwojennej choćby w dostępie do broni palnej, który przecież wówczas nie był na wzór amerykański! Wówczas nie było jeszcze ludzi sowieckich, wówczas jeszcze byli Polacy.

Obecna Polska, a właściwie źle piszę, krzywdzę Polskę, Polska to my Polacy, a ci co to chcą być reprezentantami Polski, czyli uczestnicy sejmowego i rządowego koryta, ci co chcą nawiązywać do przedwojennej Polski, robią to wyłącznie gębą.

Na tej jednej stronie książki, na samiutkim początku widzimy esencję kultury posiadania broni palnej w Polsce. Właśnie taki, co najmniej taki, musimy stawiać sobie cel. W króciutkim fragmencie, który być może zachęci was do sięgnięcia po tą książkę, widzę jak wyglądała wówczas ta dziedzina życia społecznego i dostrzegam jak bardzo sowietyzacja życia dokucza nam dzisiaj. Sowieckie myślenie polityków mówiących o sobie prawica, że na posiadanie broni to my się nie nadajemy, bo nie jesteśmy gotowi. Sowieckie prawa reglamentujące nawet alarmowe zabawki, te dzisiaj są dla niepoznaki malowane unijnymi barwami. Nasza rzeczywistość wcale nie ma to związku z Polską!

Nie dajmy się okłamać, że restrykcyjna reglamentacja dostępu do broni palnej ma cokolwiek wspólnego polską kultura, zwyczajami i tradycją. To nie nasze dziedzictwo, nie nasza spuścizna po przodkach, to nie nasze odwieczne tradycje i obyczaje. Restrykcja, rygorystyczna reglamentacja dostępu do broni palnej, to wciąż nie wypalona konsekwencja sowieckiego jarzma nałożonego nam w 1944 roku, gdy za posiadanie broni palnej Polak był karany śmiercią. Dzisiaj złagodzono te barbarzyńskie obyczaje, dzisiaj Polaka czeka wyłącznie więzienie. System wciąż jest barbarzyński, niepolski, to system made in soviet union.

Biorę się za dalsze czytanie książki, coś mi się zdaje, że będzie o czym pisać na trybunie.