Polski Żyd, bankier amerykańskiej rewolucji
- Autor: Andrzej Turczyn
- 16 lutego 2019
- Brak komentarzy
Piotr Setkowicz
Kiedy w roku 1775 koloniści z Ameryki Północnej zbuntowali się przeciwko Wielkiej Brytanii, pewnie niewielu znawców polityki międzynarodowej dawało im jakiekolwiek szanse. Wystąpili przeciwko najpotężniejszemu wtedy państwu na świecie. Wielka Brytania stworzyła imperium, nad którym nie zachodziło słońce. W roku 1763 wygrała wojnę z jedynym państwem, które mogło zagrozić jej dominacji na świecie, Francją.
Buntownicy utworzyli tak zwaną Armię Kontynentalną. Składała się ona z ochotników, myśliwych i farmerów, którzy co jakiś czas musieli wracać do swoich gospodarstw, żeby uprawiać pola. Czy ktoś przy zdrowych zmysłach mógł się spodziewać, że ta zbieranina pokona doborowe oddziały króla Jerzego III?
O wyniku wojny decyduje nie tylko liczba żołnierzy, ich uzbrojenie i wyszkolenie czy mądrość dowódców. Ważne jest jeszcze, za jaką sprawę ludzie walczą i giną. Większość mieszkańców Europy byłaby zadowolona, gdyby byli traktowani przez władzę tak, jak mieszkańcy brytyjskich kolonii
w Ameryce. Oni jednak patrzyli na tę sprawę inaczej. Znaczna część z nich emigrowała za ocean, bo w Wielkiej Brytanii czy w innych europejskich krajach nie mogli żyć ani oddawać czci Bogu tak, jak chcieli.
Gdy znaleźli się za oceanem, musieli sobie radzić sami. Korona Brytyjska nie interesowała się ich losem, dopóki się nie wzbogacili. Wtedy ogłosiła im, że mają obowiązek płacenia podatków, ale właściwie nie mają żadnych praw. Niektórzy z nich uznali, że to nie jest w porządku, i wypowiedzieli jej posłuszeństwo. Postawili sobie niezwykły cel. Chcieli stworzyć państwo, które będzie broniło praw, jakie ich zdaniem Bóg przyznał każdemu człowiekowi. Najliczniejszą grupę tych „buntowników” stanowili ludzie wierzący, że prawda o Bogu znajduje się w Biblii i że Bóg pomaga tym, którzy chcą zrobić coś dobrego. Uważam, że się na Nim nie zawiedli. Co prawda ziemia nie rozstąpiła się pod nogami brytyjskich żołnierzy, ale okazało się, że w wielu krajach są tacy, którzy dla ich sprawy gotowi są zaryzykować własne życie. Często byli to ludzie niepodzielający ich wiary.
My pamiętamy o swoich. Dzięki Kościuszce Armia Kontynentalna miała dobre fortyfikacje. Dzięki Pułaskiemu miała dobrą kawalerię, a Jerzy Waszyngton przeżył bitwę pod Brandywine. Jednak nie tylko Polacy pomagali Amerykanom. Fryderyk von Steuben nauczył ich walki na bagnety, zmusił do forsownych marszów, a przede wszystkim narzucił dyscyplinę zbliżoną do pruskiej. Dopiero wtedy ochotnicy marzący o wolności zaczęli wygrywać bitwy. Wojny nie wygraliby, gdyby nie pomoc Francji, która chciała zrewanżować się Wielkiej Brytanii za wojnę siedmioletnią. Jednak bez markiza de Lafayette ta pomoc mogłaby nie być odpowiednia. Jego zasługi jako dyplomaty przewyższają te, które oddał na polu bitwy, choć są one również niemałe. Było jeszcze wielu innych.
Do wygrania wojny, jak wiadomo, potrzeba trzech rzeczy – pieniędzy, pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy. O to, żeby rewolucji amerykańskiej tych pieniędzy nie zabrakło, starał się polski Żyd Chaim Salomon. Jest głównym bohaterem filmu „Synowie Wolności”, który nakręcono w 1939 roku. Napisano o nim kilka książek. Ma swoje pomniki. Wydano znaczek pocztowy z jego podobizną. Mimo to w USA nie jest on postacią bardzo znaną. W Polsce jego historii właściwie nikt nie zna, a jest ona naprawdę niezwykła.
Urodził się 7 kwietnia 1740 roku w Lesznie. Jego ojciec był miejscowym rabinem. Rodzina przybyła kiedyś do Polski z Portugalii, prawdopodobnie uciekając przed prześladowaniami. U nas też nie wszyscy lubili Żydów. W roku 1760 r. ktoś podpalił dom Salomonów. Rodzina pozostała w Lesznie, a Chaim wyruszył na zachód Europy, najpierw do Holandii, potem do Niemiec. Pracował w bankach. Poznawał świat finansów i uczył się języków. Podobno władał dziesięcioma. Podróżował po wielu krajach. Zdobywanie pieniędzy przychodziło mu z dużą łatwością.
Około 1772 roku Chaim Salomon znalazł się w Nowym Jorku. Podobno przybył tam bez grosza przy duszy, ale w niedługim czasie stał się poważnym pośrednikiem w handlu międzynarodowym. W tym czasie zaprzyjaźnił się z Aleksandrem McDougallem, który wprowadził go do Synów Wolności, tajnej organizacji przeciwstawiającej się ściąganiu przez brytyjski aparat skarbowy podatków z kolonistów. Tak zwana „herbatka bostońska” została zorganizowana właśnie przez nich. Gdy w roku 1776 wybuchła wojna, Salomon całym sercem zaangażował się w sprawę niepodległości kolonii. Synowie Wolności podpalili Nowy Jork, aby utrudnić życie stacjonującym w nim wojskom królewskim. Po ugaszeniu pożaru, który strawił jedną czwartą budynków w mieście, władze przystąpiły do zwalczania konspiracji. Salomon został aresztowany i oskarżony o szpiegostwo.
Uratowała go znajomość języków obcych. Znaczną część armii brytyjskiej rzuconej do tłumienia buntu w Ameryce stanowili niemieccy najemnicy. W więzieniu był świadkiem, jak angielski oficer daremnie próbował porozumieć się z niemieckim żołnierzem. Salomon pomógł i okazało się, że zapotrzebowanie na takie usługi jest duże. O zarzutach wobec niego zapomniano. Był tłumaczem przez półtora roku. W tym czasie namówił podobno około 500 Niemców do przejścia na stronę amerykańską. W roku 1778 aresztowano go znowu. Zarzut był poważny, przygotowania do podpalenia floty brytyjskiej stacjonującej w porcie nowojorskim. Poddano go torturom i skazano na śmierć. Nie przeszukano jednak dokładnie jego ubrania, a zaszył w nim kilka złotych monet. Przekupiony strażnik pozwolił mu uciec.
Zamieszkał w Filadelfii, która była wtedy stolicą Stanów Zjednoczonych. Założył tam biuro finansowe. Współpracował z Robertem Morrisem piastującym stanowisko Superintendenta Finansów, czyli głównego bankiera tworzącego się państwa amerykańskiego. Poza tym kierował pocztą Kongresu. Im dłużej trwała wojna, tym więcej krajów życzących sobie porażki Wielkiej Brytanii było skłonnych pożyczać Amerykanom pieniądze. Najpierw była to Francja, potem Holandia, Hiszpania… Chaim Salomon negocjował warunki kredytów i pośredniczył w przekazywaniu pieniędzy. Dokładał też swoje. Pożyczył rządowi Stanów Zjednoczonych 650 tysięcy ówczesnych dolarów. To równowartość 18 milionów dzisiejszych, a oprócz tego sporo pieniędzy dawał.
W Chicago znajduje się pomnik pokazujący rolę pieniędzy na wojnie. W środku stoi Waszyngton, po jego prawej ręce Robert Morris, a po lewej Chaim Salomon. Morris był wyższy rangą, ale zasługa Salomona jest chyba większa. Losy wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych rozstrzygnęły się pod Yorktown, gdzie okrążono i zmuszono do kapitulacji armię brytyjską pod dowództwem lorda Cornwallisa. Na przeprowadzenie tej operacji Waszyngton potrzebował 20 tysięcy dolarów, lecz Morris zawiadomił go, że nie ma pieniędzy. Wtedy Waszyngton kazał mu zlecić tę sprawę Salomonowi, który rzeczywiście te pieniądze zdobył. Podobno pracował nad tym nawet w święto Jom Kippur.
Po zwycięstwie Salomon sfinansował budowę synagogi w Filadelfii. Pożyczał też pieniądze amerykańskim politykom, a w przyszłości prezydentom, Jamesowi Madisonowi i Jamesowi Monoroe’mu, żeby mogli spokojnie myśleć o losach kraju…
Wkrótce potem popadł w kłopoty finansowe i zachorował na gruźlicę, którą prawdopodobnie zaraził się, siedząc w angielskim więzieniu. Umarł jako nędzarz, nie doczekawszy się zwrotu pożyczek ani od państwa, o którym marzył i o które walczył, ani od polityków, których wspierał. Jego dzieci wielokrotnie dopominały się o zwrot długu. Ostatnią próbę podjął najmłodszy syn Chaima Salomona w roku 1864. Komisja senacka uznała roszczenie za uzasadnione, ale pieniędzy nie wypłacono…
Stany Zjednoczone to państwo, o które walczyli ludzie niezwykli i jest ono pod wieloma względami wyjątkowe, ale to jednak tylko państwo. Nie wszyscy deklarujący wierność zasadom, na których się ono opiera, są szczerzy. Dotyczy to w szczególności jego przywódców.
(artykuł pochodzi z miesięcznika Idź Pod Prąd sierpień-listopad 2018)
Ech ci polscy Żydzi, załatwili pieniądze aby powstała Ameryka – powiedziałby ktoś obłąkany nienawiścią do Ameryki i Żydów.
Ja napiszę, na szczęście kiedyś Rzeczpospolita była ostoją wolności i swobody wszelakiej i tu Żydzi znajdowali spokój przed nienawidzącymi ich katolickimi monarchami z Europy.
Na szczęście był w historii Polski Żyd – Chaim Salomon. Na szczęście bo to tak trochę dzięki niemu powstało najpotężniejsze chrześcijańskie mocarstwo na świecie. Na szczęście, bo to tak trochę ten człowiek finansował napisanie Drugiej Poprawki do amerykańskiej konstytucji!
Na szczęście, że powstało to mocarstwo z prawem do posiadania i noszenia broni przez przestrzegających prawa ludzi, bo dzisiaj jest kogo prosić o pomoc przed zniszczeniem Polski, bo dzisiaj jest skąd brać wzór i natchnienie w sprawach karabinowych.
Moim zdaniem czas jest zły, Rosja i Niemcy, wespół z Chinami chcą rozdać ostatnie karty i na nowo narysować mapę Europy. Teraz albo ich powstrzymamy, współdziałając z Ameryką, albo nasze granice znikną ostatecznie z mapy. To będzie definitywny koniec, bezlitosny. Gdyby tak się stało, nie będzie więcej 1918 roku.