Amerykański Dzień Niepodległości to narodowe święto posiadania broń palnej

Większość Amerykanów, jeśli pomyśli o powodach, dla których w ogóle mamy święto czwartego lipca, pomyśli o „Dniu Niepodległości”, upamiętniającym ogłoszenie Deklaracji Niepodległości. Jednak my, w CHQ, lubimy myśleć o 4 lipca jako o „Dniu uznania broni palnej”, ponieważ bez broni palnej i waleczności Amerykanów z nią związanej nie byłoby niepodległości, którą moglibyśmy teraz świętować.

Jedząc hot doga albo pijąc piwo łatwo zapomnieć, że pierwsze bitwy rewolucji amerykańskiej w Lexington i Concord rozegrały się o posiadanie broni i amunicji.

Rok po Herbatce Bostońskiej (16 grudnia 1773 r.) brytyjski parlament uchwalił ustawy, które wprowadziły zakaz importu broni palnej do kolonii, a także systematyczną konfiskatę broni i prochu strzelniczego, a jeśli to konieczne, użycie przemocy do przymusowego usunięcia broni z rąk kolonistów.

Jak Joel Bohy i Don Troiani napisali dla The American Rifleman:

 

W późnych godzinach nocnych 18 kwietnia 1775 r. brytyjskie kompanie grenadierów i lekkiej piechoty pod dowództwem ppłk. Franciszka Smitha, liczące około 700 ludzi, przeprawiły się przez rzekę Charles z Bostonu do Cambridge i potajemnie maszerowały na małe miasteczko Concord w stanie Massachusetts, gdzie znajdował się kolonialny magazyn zaopatrzenia w broń, armaty, proch, kule i inne materiały wojskowe.

W poprzednich miesiącach gen. Thomas Gage, brytyjski gubernator wojskowy Bostonu, otrzymywał od szpiegów wiadomości o dużej ilości broni przechowywanej w mieście i wokół niego. Okolice Bostonu były zajęte uzbrajaniem i szkoleniem w sztuce wojennej, i trzeba było coś zrobić, aby stłumić potencjalne powstanie.

Problem Brytyjczyków opisał generał brygady Lord Hugh Percy: „Tym, co sprawia, że ​​powstanie tutaj jest zawsze bardziej przerażające niż w innych miejscach, jest to, że istnieje prawo w tej prowincji, które zobowiązuje każdego mieszkańca do wyposażenia w broń, bagnet i całkiem sporą ilość amunicji”.

I miał rację: każdy człowiek był prawnie zobowiązany do zapewnienia sobie dobrej broni palnej, ze stalowym lub żelaznym stemplem, wyciora i szczotki, bagnetu przymocowanego do pistoletu, pochwy, pasem, miecza, tomahawka lub topora, pudełka na naboje mieszczące co najmniej 15 pocisków, 100 sztuk śrutu, sześć krzemieni, jeden funt prochu, 40 ołowianych kulek, plecaka i koca oraz manierki na kwartę wody.

Niektóre z tych rodzajów broni i sprzętu były dostarczane przez miasta i rozdawali je minutemani i milicja, ale większość ludność sama sobie zapewniała.

1 września 1774 r. 260 żołnierzy generała Thomasa Gage’a popłynęło w górę Mystic River i przejęło setki beczek prochu z prochowni w Charlestown. Wydarzenie to znamy jako „alarm prochowy”. W odpowiedzi amerykańscy rewolucjoniści oświadczyli, że każda próba Brytyjczyków brutalnej konfiskaty broni palnej od kolonistów byłaby interpretowana jako akt wojny.

Jak przypominają nam adwokaci Drugiej Poprawki na stronie Guaranteedmassgunlicense.com, dokładnie tak się stało 19 kwietnia 1775 roku. O świcie 19 kwietnia 1775 roku ponad 700 czerwonych kurtek przemaszerowało z Bostonu do Lexington i Concord, aby przejąć broń. Na ich drodze stanęła milicja – ponad 200 patriotów, w wieku od 16 do 60 lat – wszyscy z własną bronią, z nielicznymi wyjątkami. Stosunkowo nieliczna milicja w Lexington poniosła duże straty i była szybko pokonana przez armię brytyjską. Brytyjczycy mieli jednak mniej szczęścia w Concord. Po bezskutecznym przeszukiwaniu miasta w poszukiwaniu amunicji Brytyjczycy rozpoczęli marsz z powrotem w kierunku Bostonu – gdzie na północnym moście w Concord ogromna grupa milicji miejskiej zgromadziła się, by ich wypędzić. Po zaledwie trzech minutach ostrzału czerwone kurtki wycofały się.

Gdy Brytyjczycy wycofali się z Concord, przeszli przez Merriams Corner, a potem przez mały most nad Elm Brook. W tym miejscu kolonialiści, z posiłkami z innych miast, ostrzelali i zabili jeszcze więcej osób.

Zanim Brytyjczycy dotarli do Charlestown, a statki powróciły do ​​bezpiecznej strefy w Bostonie, ich straty wynosiły 73 zabitych, 174 rannych i 26 zaginionych, podczas gdy wśród amerykańskich patriotów było to odpowiednio 49, 41 i 5 osób.

Nieco ponad rok później, 4 lipca 1776 r., Deklaracja Niepodległości została ratyfikowana i ogłoszona, jej powody dobrze podsumował Kapitan Levi Preston, uczestnik bitew w Lexington i Concord. Podczas wywiadu udzielonego już później powiedział: „Jeśli chodzi o walkę z czerwonymi kurtkami, to przyświecało nam jedno: zawsze byliśmy wolni i chcieliśmy być zawsze wolni! Oni uważali, że nie możemy.”

Wojna, dzięki której Deklaracja Niepodległości stała się rzeczywistością, była, jak to określili Joel Bohy i Don Troiani w The American Rifleman, niezwykły triumfem Patriotów, który byłby niemożliwy, gdyby nie to, że każdy człowiek miał swoją broń.

(źródło conservativehq.com tłumaczenie Hanna Jazgarska)

Amerykanie nie boją się mówić o tym, że broń w ich rękach jest i była powodem tego, że są wolnymi ludźmi, żyjącymi w niepodległym kraju. U nas wciąż pytają pytania: po co ci broń palna. Odpowiedź: bo chcę być wolnym człowiekiem, bo to moje prawo naturalne, nie brzmi dobrze w polskiej rzeczywistości.

Myśmy jako naród utracili instynkt wolności, jesteśmy mentalnymi niewolnikami, myślącymi nie ideami, a pełnym garnkiem napełnianym przez troszczącego się od nas pana urzędnika/polityka itp. pana. Broń – symbol i gwarancja wolności – to na polskiej ziemi odpowiedź wywołująca wzruszenie ramion lub współczujące pukanie się w głowę. Co prawda to pukanie w pustą głowę, ale odpowiadającą statystycznie przekonaniem większości.

Dzień Niepodległości to moim zdaniem święto posiadania broni palnej. Jak widzicie Brytyjczycy, którzy chcieli ujarzmić niepokornych Amerykanów zaczęli od tego od czego każdy polityczny system nieprzyjazny obywatelskim wolnościom zaczyna – od konfiskat broni palnej. Nie udało im się na szczęście.

Cieszę się z amerykańskiego Dnia Niepodległości, bo gdyby nie ten dzień i nie historia, którą czytacie powyżej, nie byłoby dobrego wzorca, nie byłoby historii, którą można pokazywać jako prawdziwą i możliwą w życiu narodu. Jak to dobrze, że jest wolna Ameryka, jak to dobrze, że są wolni Amerykanie, który nie zapominają o fundamencie własnej wolności – posiadaniu broni palnej.

God bless America!