Coś mi się zdaje, że napastnicy, którzy zaatakowali dom prokuratora w Gdańsku nie przyszli tam przypadkiem…

Na początek kilka faktów, którymi oszczędnie gospodarują niektóre media w sprawie, o której pisałem we wpisie pt. Z cyklu broń ratuje życie: uzbrojony w legalną broń wojskowy prokurator postrzelił w Gdańsku dwóch mężczyzn usiłujących dostać się do jego mieszkania.

Prokurator z Gdańska, którego dom został napadnięty, nie mieszka w kamienicy, którą można podziwiać na medialnych zdjęciach. Mieszka w domu. Dom jest ogrodzony. Pan prokurator ma rodzinę – żonę, małą córeczkę. Wszyscy domownicy byli w domu, spali i zostali obudzeni nie śpiewem pijanych przechodniów, a waleniem w okna domu. Nie było to pukanie z prośbą o ogień, bo papieroski imprezowiczom pogasły w czasie radosnych wygłupów na sąsiadującej z domem halloweenowej imprezie. Każdy trzeźwy człowiek odebrałby to jako próbę wdarcia się przez okna. Rozpoczął się bardzo niebezpieczny atak na dom i mieszkających tam domowników.

Na ogrodzonej posesji prokuratora nie ma żadnej przyczepy kempingowej, po której jak podają niektóre media, wstawieni panowie mieli sobie radośnie skakać z papieroskami w zębach, w ramach urozmaicenia picia piwka lub wódeczki. Moim zdaniem napastnicy weszli na teren nieruchomości nie przez furtkę, a przeskoczyli przez solidne ogrodzenie. Mam nieodparte wrażenie, że nie weszli od strony ulicy, od tej strony nie da się wejść.

Pan prokurator posiada od lat pozwolenie na broń do ochrony osobistej. Przypuszczam, że z powodu gatunku spraw kryminalnych, które prowadzi. Jest bywalcem strzelnicy, doskonali  swoje umiejętności w posługiwaniu się bronią palną.

Teraz wyobraźcie sobie sytuację, która zapewne trwała zaledwie kilkadziesiąt sekund. Spróbujcie w wyobraźni stanąć tam gdzie stał napadnięty w nocy człowiek – wyrwany ze snu, w domu, do którego usiłuje się wedrzeć paru agresywnych napastników. Stańcie obok łóżeczka ukochanej i przerażonej córeczki, mając świadomość, że jesteście ostatnią linią obrony dziecka i żony.

Weźcie pistolet do ręki, który macie zgodnie z prawem do obrony. No i teraz  powiedzcie co byście zrobili? Rozum i okoliczności mówią, że sprawa rozegra się na długo przed przybyciem policji. Nie zdążą policjanci przyjechać, bo przecież nie mają cudownych zdolności przenoszenia się w przestrzeni.

Telefon na policję? OK, wykonany, policja przyjedzie za kilkanaście, no może kilka minut. Krzyczycie do napastników, że policja za moment tu będzie. Nie reagują, nadal walą w okna, jakby chcieli je robić i wejść do domu. Rzucacie ch…mi i k…mi, ostrzegacie, że macie broń palną, że będą strzały. Wszystko aby odstraszyć intruzów, aby odstąpili od ataku – na nic to wszystko, nie reagują.

No i co pozostaje? Pozostaje pistolet trzymany w ręku. To jedyna nadzieja na skuteczną obronę przed napastnikami. Padają strzały na postrach, napastnicy nie reagują jakby byli naćpani. Sąsiedzi mówią, że strzałów padło ze siedem.

Tak na marginesie to bardzo ciekawe jakie będą wyniki badania krwi niemiłych panów? Co tam zostanie wykryte? Mam nadzieję, że się tego dowiemy i dziennikarze współczujący intruzom – “ofiarom” zechcą o tym napisać.

Wreszcie trzeba strzelić aby zatrzymać, ale nie zabić, aby nie trafić przypadkiem w sąsiednie budynki – okolica jest zabudowana budynkami mieszkalnymi. Widać to wyraźnie w telewizyjnych informacjach.

Tak tą całą sprawę trzeba postrzegać, a nie wierzyć w jakieś “informacje” o zbłąkanych imprezowiczach tańcujących na dachu przyczepy kempingowej, do których walił z Glocka narwany prokurator.

Współczucie i zrozumienie należy się napadniętej rodzinie, małemu dziecku, przerażonej kobiecie i wreszcie ojcu i mężowi. Tam stał z pistoletem w ręku nie prokurator w wojskowym mundurze, a ojciec i mąż, który musiał bronić bezpieczeństwa swojej rodziny.

Medialna dezinformacja wpływa na odbiór społeczny tej sprawy. Sprawa jest czarno-biała. Użycie broni oczywiście uzasadnione. Zamiast dezinformowania opinii publicznej powinny być w całym internecie pochwały dla dzielnego faceta, który stanął w obronie dziecka, żony i wreszcie swojego życia.

Co z tego, że przypadkiem jest prokuratorem. Chociaż zaraz, może to istotna kwestia?! Może warto zacząć stawiać pytania czy przypadkiem to wykonywany zawód nie był powodem ataku? Może napadnięty prokurator zaszedł jakimś chuliganom za skórę? Może za bardzo szukał prawdy w jakiejś  sprawie? Może ktoś chciał mu coś pokazać?

Broń palna w rękach przestrzegającego prawa obywatela okazała się ratunkiem dla całej rodziny. Nic innego by nie powstrzymało tego ataku. Takie jest moje zdanie.

 

Uzupełnienie 31.10.2019 r..

W komentarzu ktoś twierdzi, że tam jest kamper. Szanowni państwo ja posługuję się precyzyjnymi określeniami. Napisałem, że na nieruchomości prokuratora nie ma… Tak twierdzę. Może jest gdzieś obok, może nawet jest kamper na sąsiedniej nieruchomości, jak to ma wynikać ze zdjęć. Problem medialnej manipulacji polega na tym, że wytwarza się przekonanie, że dwaj panowie weszli sobie na kampera, za ogrodzeniem pana prokuratora, a ten do nich strzelał gdy na tym kamperze byli. Nawet przeczytałem, że panowie mają obrażenia jak po upadku z wysokości i to w kontekście przyczepy kempingowej czy kampera. Może panowie nawet skorzystali z kampera aby wejść na ogrodzoną nieruchomość prokuratora. Tego to ja nie wiem.

Widzę, że WP podaje dość rzetelny opis zdarzeń. Poczytajcie, bo warto. Panowie napastnicy byli na dachu domu, dobijali się do okna dachowego. wdrapali się na piętro domu, jeden wisiał na zakratowanym oknie. Znaleziono odciski butów i rąk na parapecie, kracie i oknie dachowym. WP pisze o kamperze, który stał… na sąsiedniej nieruchomości. Piszą o dziecku w sypialni do którego okna dobijał się jeden z kolesi. Okno było wprawdzie zakratowane, ale wisiał na nim i próbował wyszarpać kratę.

Patrol policji przyjechał po niespełna 10 minutach od wezwania. Zastali strzelca na podwórku. Ubrany był w kapcie, koszulkę i spodnie. W dłoni trzymał pistolet, który spokojnie odłożył. Nie było napastników na miejscu, zdołali uciec.

Proponuję aby ci co bronili “imprezowiczów” powoli zaczęli się wstydzić.