Zabił lichwiarza używając jego broni, pewnie zostanie skazany za zabójstwo

2019-11-22 16:59 (PAP) Opole/ Wątpliwości w procesie o zabójstwo w Zawadzie

Oskarżony nie działał w afekcie, a jego wyjaśnieniach są poważne sprzeczności – stwierdzili biegli sądowi, którzy w piątek wystąpili przed Sądem Okręgowym w Opolu podczas procesu Marka M., oskarżonego o zabicie swojego wierzyciela – Macieja Z.

Do zdarzenia doszło w grudniu 2018 roku w podopolskiej Zawadzie, gdzie oskarżony Marek M. prowadził warsztat samochodowy. Do jego warsztatu przyjechał Maciej Z., który udzielał mu pożyczek na lichwiarskich warunkach. Jak wyjaśniał oskarżony, tego dnia Maciej Z. zażądał podpisania in blanco pokwitowania pożyczki na 20 tys. złotych, grożąc mu przystawionym do głowy pistoletem.

Według wyjaśnień oskarżonego, w pewnym momencie, uderzył on Macieja Z. pięścią w twarz, a następnie wykonał cios w głowę pokrzywdzonego leżącym na warsztacie młotkiem ciesielskim. Później, w obawie przed reakcją pokrzywdzonego, strzelił w jego kierunku z odebranego mu wcześniej pistoletu, kiedy ten podnosił się z podłogi. Zwłoki Macieja Z. zakopał na swojej posesji. Jak twierdził, bał się pokrzywdzonego, bo ten miał grozić jemu i jego rodzinie, a był znany jako osoba bezwzględna i pozbawiona skrupułów.

Zaginięcie Macieja Z. zgłosiła policji jego rodzina. Jeden z jego kolegów dopytywał się o niego w warsztacie Marka M., jednak ten miał go zapewnić, że nie wie, gdzie jest poszukiwany. Kilka dni później funkcjonariusze zatrzymali przedsiębiorcę, a obok jego warsztatu znaleziono zwłoki Macieja Z.

W piątek biegły psycholog nie znalazł podstaw do stwierdzenia, jakoby oskarżony działał w afekcie. W ocenie biegłego przeczy temu zachowanie oskarżonego, który bezpośrednio po zabójstwie sprzedał samochód w swoim komisie i ustalał w domu szczegóły dotyczące organizacji zbliżających się świąt Bożego Narodzenia. Psycholog zauważyła także, że Marek M. po morderstwie zachowywał się racjonalnie, zacierając ślady zbrodni.

Lekarz sądowy, opisujący ustalenia z sekcji zwłok ofiary zwrócił uwagę, że Maciej M. otrzymał trzy silne uderzenia młotkiem w głowę, z których każde było potencjalnie śmiertelne. Dwa z nich ofiara otrzymała najprawdopodobniej już leżąc. W ocenie lekarza, Maciej M. miał jeszcze szanse na przeżycie, pod warunkiem, że udzielono by mu natychmiastowej pomocy lekarskiej. Strzał w głowę, kiedy pocisk przeszedł przez kość skroniową i cały mózg, musiał spowodować natychmiastową śmierć, nawet jeżeli ofiara w tym momencie jeszcze żyła.

Zastrzeżenia oskarżycieli wywołała uwaga lekarza o braku śladów na ubraniu i ciele ofiary, potwierdzających wyjaśnienia Marka M., który powiedział, że zwłoki sam przeciągnął przez podwórko i zakopał kilkadziesiąt metrów od miejsca zdarzenia. “Nie ma żadnych śladów wskazujących pośrednio, że zwłoki były wleczone. Teren był usiany kamieniami i gdyby ofiara była ciągnięta przez oskarżonego, zostawiłyby ślady na ubraniu lub ciele ofiary. My takich śladów nie stwierdziliśmy” – powiedziała lekarka.

Zarówno oskarżyciele, jak i obrońcy złożyli wnioski o przeprowadzenie dodatkowych czynności dowodowych. Oskarżenie chce m.in. ustalić, czy Markowi M. ktoś pomagał w zatarciu śladów zbrodni. Obrona z kolei wniosła m.in. o ujawnienie dokumentów z prokuratury, które mogą wskazywać na przestępczy charakter działalności prowadzonej przez pokrzywdzonego.(PAP)

Nie wiem co myśleć o tym co piszą. Z kronikarskiego obowiązku i przez wzgląd na fakt, że w użyciu była broń palna, wspominam o sprawie.