Po chińskim #koronawirus świat nie będzie już taki sam – trochę od nas zależy, czy zniewolą nas rządy, czy odzyskamy trochę wolności
- Autor: Andrzej Turczyn
- 28 marca 2020
- Brak komentarzy
2020-03-28 18:50 (PAP) Historycy: epidemia koronawirusa z roku 2020 nie jest zjawiskiem wyjątkowym
Epidemia koronawirusa z roku 2020 nie jest dla historyka zjawiskiem wyjątkowym, ale zaledwie epizodem w długich dziejach zmagań człowieka z niewidzialnymi gołym okiem chorobami – twierdzą naukowcy z Uniwersytetu Łódzkiego.
Zofia Rzeźnicka z Centrum Ceraneum Uniwersytetu Łódzkiego oraz Teresa Wolińska, Paweł Filipczak i Kirił Marinow z Katedry Historii Bizancjum łódzkiej uczelni przypominają, że jeden z najwcześniejszych, znanych opisów epidemii w krajach basenu Morza Śródziemnego pochodzi z Iliady. Mowa tu o “straszliwej zarazie, którą rozgniewany Apollo rzucił na wojska, dowodzone przez króla Agamemnona, oblegające od wielu lat Troję”.
“Śmiertelne żniwo uszczupliło królewską armię w takim stopniu, że dziesiątego dnia epidemii jeden z głównodowodzących, Achilles, zwołał naradę, po której zapadła decyzja o odwrocie spod Troi. Uważano, że opuszczenie miejsca dotkniętego zarazą będzie jedynym sposobem, aby uniknąć śmierci” – zwracają uwagę historycy.
Jan Jekielek z "Epoch Times" w IPP o CHIŃSKICH KŁAMSTWACH #Koronawirus 2… https://t.co/Gvp1aBYtEF
— Andrzej Turczyn (@AndrzejTurczyn) March 29, 2020
Według nich, prawdopodobnie najlepiej opisaną epidemią czasów starożytnych jest ta, która wybuchła w Atenach w latach 20. V wieku p.n.e. Źródłem była podobno Etiopia, skąd zaraza poprzez Egipt i Libię, trafiła do Pireusu, portowego miasta leżącego opodal Aten. Dotykała nie tylko chorych, ale także ludzi pozbawionych “chorób współistniejących”, zaczynała się gorączką, po czym pojawiało się przekrwienie oczu i ust, wreszcie katar i silny kaszel. Do tego mogły dojść bóle brzucha, nudności i wymioty. Przy tym wszystkim, ciało nabierało sinego i czerwonawego koloru, pokrywało się pęcherzami oraz wrzodami.
Ci, których ominęła śmierć, nie zdrowieli zupełnie, cierpiąc na gangrenę kończyn, choroby oczu, tracili także pamięć. Jednak drugi raz już na nią nie zapadali.
Zdaniem historyków, polityczne skutki epidemii były bardzo rozległe – depopulacja Aten zmniejszyła potencjał zbrojny tego państwa, w efekcie przyczyniła się do upadku hegemonii ateńskiej w świecie greckim.
“Identyfikacja +zarazy ateńskiej+, mimo całkiem precyzyjnych danych, przysparza kłopotów; od kilku lat przeważa jednak hipoteza, że był to tyfus” – mówią naukowcy.
Pierwsza średniowieczna pandemia, zwana potocznie dżumą Justyniana, swą nazwę zawdzięcza bizantyńskiemu cesarzowi Justynianowi I Wielkiemu (527–565 n.e.), za panowania którego została zdziesiątkowana populacja cesarstwa. Najczęściej przyjmuje się, że była to dżuma dymienicza, występująca w postaci klasycznej i płucnej. Dyskusyjne jest także pochodzenie pandemii, która przyszła albo z Etiopii, albo z Indii. Swoim zasięgiem objęła nie tylko obszar Bizancjum, ale także terytoria Persji i ziemie zamieszkane przez barbarzyńców.
Bizantyńscy autorzy, opisujący epidemię, dostrzegli pewien schemat jej rozprzestrzeniania się – zawsze zaczynała się na wybrzeżu, a stamtąd postępowała w głąb lądu.
Łódzcy historycy zwracają uwagę, że zachowały się szczegółowe opisy przebiegu tej choroby, które pozwoliły, “z dużym prawdopodobieństwem zidentyfikować dżumę”. Mowa tu przede wszystkim o gorączce, atakującej nagle, w trakcie zwykłych czynności. Po kilku godzinach łagodnego przebiegu następowało gwałtowne pogorszenie stanu zdrowia. Widocznym symptomem było obrzmienie węzłów chłonnych w pachwinach i pod pachami, a także zmiany koło uszu i na udach. Niektórzy zapadali w odrętwienie – wydawało się, że śpią – i nie troszczyli się o zaspokajanie swych potrzeb. Mieli też trudności z przyjmowaniem pokarmów. Inni popadali w malignę lub dotykał ich obłęd. Cierpieli na brak snu i mieli urojenia.
Pierwszy atak epidemii w Konstantynopolu trwał cztery miesiące. Początkowo śmiertelność nie była szczególnie wysoka, lecz potem gwałtownie wzrosła, by osiągnąć nawet 10 i więcej tysięcy osób dziennie.
Dla współczesnych najbardziej charakterystyczną cechą epidemii była jej nieprzewidywalność i nieobliczalność. Zagroziła wszystkim ludziom bez względu na ich status społeczny, miejsce zamieszkania, styl życia, zawód, budowę fizyczną czy wiek. Zarazie towarzyszyły fenomeny społeczne i psychologiczne – plotki o demonach w ludzkiej postaci, które dotykając ludzi powodowały ich zachorowania, lub opowieści o proroczych snach zapowiadających ofiarom, że dotknie je choroba.
“Poważnie potraktować trzeba informacje o skutkach społecznych i gospodarczych pandemii: opustoszenie wielu domów, zachwianie tradycyjnego układu społecznego, braki w zaopatrzeniu, zrywanie więzi społecznych. Niektóre miasta i wsie wyludniły się” – mówią naukowcy.
Przypominają, że najsłynniejsza jednak pandemia dżumy dymieniczej, dziś znana pod nazwą “czarnej śmierci” szalała na świecie w latach 1347–51. Zrodzoną w Azji Centralnej chorobę wywoływała bakteria yersinia pestis, która zamieszkiwała w jelitach pcheł żerujących na różnego rodzajach gryzoniach. Za sprawą mongolskich najeźdźców oraz europejskich kupców poruszających się Jedwabnym Szlakiem plaga dotarła w 1347 r. najpierw do genueńskiej Kaffy na Krymie, następnie do Konstantynopola, by stamtąd drogą morską osiągnąć Sycylię oraz wybrzeża Italii i południowej Francji. Stąd, w ciągu czterech lat, opanowała niemal całą Europę. Co ciekawe, łaskawiej potraktowane zostały m.in. ziemie polskie.
Również późnośredniowieczna medycyna była bezsilna, a jedyną rozsądną radą dla tych, którzy zarazy pragnęli uniknąć, była rekomendacja Guy de Chauliaca, nadwornego medyka papieża Klemensa VI – “uciekaj szybko i daleko, a wracaj powoli”.
Przyczyn plagi dopatrywano się w splocie dziwnych zjawisk astronomicznych i klimatycznych, działalności mocy diabelskich, które zatruwały powietrze, karze boskiej za ludzkie przewinienia. Rozprzestrzenianiu się zarazy towarzyszył strach i panika. W Niemczech i we Francji szerzył się fanatyzm religijny. Na nowo wybuchały prześladowania Żydów, oskarżanych o zatruwanie zbiorników wodnych. Nieważne, że odsetek ofiar wśród nich był taki sam jak wśród chrześcijan.
Szacuje się, że pandemia z lat 1347–51 zmniejszyła populację światową z 450 do 350 mln, przy czym Chiny straciły połowę, Europa ponad jedną trzecią, a Afryka jedną ósmą ludności. Według różnych szacunków Stary Kontynent miałby utracić między 17–28 mln, a nawet 40–50 mln mieszkańców. Dżuma z lat 1347–51 wyludniła Europę spowalniając jej gospodarkę na wiele lat.
“Paradoksalnie tragedia ta przyczyniła się jednak do postępu w sferze nauki i stosunkach społecznych. Bazując na swoich osobistych doświadczeniach związanych z opieką nad chorymi Guy de Chauliac napisał dzieło poświęcone chirurgii, które stało się fundamentem kształcenia przyszłych lekarzy w Europie łacińskiej na następne 300 lat” – podkreślają historycy.
Pandemia powracała, z nieco mniejszą mocą, w latach 1361–62, 1368–69, 1375 i 1390–91. Śmiertelność przy kolejnych nawrotach spadała, ale i tak przyczyniała się do znacznej depopulacji. Nawroty dżumy pojawiały się co jakiś czas do połowy XVIII stulecia, a nawet i później – yersinia pestis zaatakowała znów w roku 1900, gdy została przewieziona drogą morską z Hongkongu do Los Angeles, gdzie zabiła 122 osoby.
Dlatego – jak mówią naukowcy z Uniwersytetu łódzkiego – epidemia koronawirusa z roku 2020 nie jest dla historyka zjawiskiem wyjątkowym, ale “zaledwie epizodem w długich dziejach zmagań człowieka z niewidzialnymi gołym okiem chorobami”.
“Choć wydarzenia bieżące nie dobiegły jeszcze końca, nie będzie dużym ryzykiem konkluzja, iż epidemie europejskie, bez względu na epokę, państwo i społeczeństwo, których dotykały, posiadają pewne cechy wspólne: przychodzą z zewnątrz, obnażają niemoc medycyny, zmieniają bieg wydarzeń politycznych, głęboko przekształcają sytuację społeczną i gospodarczą” – konkludują historycy. (PAP)
Świat nie będzie taki sam i to chyba zdaje się być dla wszystkich oczywiste. Nie będę tego udowadniał. Myślę, że powyższa wiadomość i skala zjawiska #koronawirus jest dobrym dowodem. Nawet nie chodzi mi o skalę fatyczną zachorowań i śmierci, bo przecież pojawiają się przypuszczenia, że to wszystko jest przesadzone przekazem medialnym. Skoro co kilka chwil ktoś pisze, że zmarła kolejna osoba to myślimy, że otacza nas plaga śmierci. Fakty są takie, że każdego dnia w Polsce umiera naprawdę dużo ludzi. W 2018 r. zmarło w Polsce 414 200 osób, to ponad 1100 osób dziennie w ciągu roku. No co by było gdybyśmy otrzymali każdego dnia po 100 wiadomości o śmierci, czy nie myślelibyśmy, że coś jest strasznie nie OK? Można filozofować pytać czy reakcja na tą zarazę jest dobra czy nie. Napiszę, że nie wiem. Po prostu nie wiem. Wiem, że coś mi tu straszliwie śmierdzi.
Możliwości są dwie albo to jest rzeczywiście straszliwa zaraza albo to wielka lipa, ale zmuszani jesteśmy do wiary, że to straszliwie śmiertelna choroba i szczerze w to wierzymy. Nie jestem tu odkrywczy. Każda z tych możliwości ma ten sam skutek – świat się zmieni. Moim zdaniem lepszą by była wiadomość, że ta zaraza rzeczywiście jest śmiertelna i kosi jak leci. To oznacza nadzieję na zmiany, bo gdyby ta choroba była tylko grą w rękach wielkich graczy, to oznacza, że chcą nas przy tej okazji zniewolić i tak naprawdę nie bardzo mamy szansę się przed tym bronić. W tym przypadku to oznacza, że nawet nie widać kto nam nakłada obroże i kaganiec. Gdyby była to zaraza szerząca śmierć na całym świecie, to z z uwagi na wywrócenie porządku społecznego i gospodarczego bez zamierzonego planu jest nadzieja nawet na pozytywne zmiany.
Wyobraźcie sobie, że przez 3 miesiące spora grupa przedsiębiorców nie będzie płaciła ZUS-u. Wiemy, że te 3 miesiące niczego nie załatwią, że tak naprawdę później będzie go jeszcze trudniej zapłacić, bo recesja będzie narastała, po 3 miesiącach nie ustanie. Ci przedsiębiorcy nie będą chcieli wrócić do dawnego stanu rzeczy płacenie haraczu. Kolejna sprawa to setki tysięcy bezrobotnych, a może i miliony. Niech nikt nie wierzy, że ta marna tekturowa tarcza, jaką ufundował nam rząd, zatrzyma falę bezrobocia. Rząd dopłaci do wynagrodzenia pracownika jakąś kwotę, co oznacza, że kolejną musi wydać pracodawca. Pomoc rządowa oznacza, że przedsiębiorca będzie musiał wydać na pracowania, a pracownik może być mu niepotrzebny, bo spadły obroty itp. Pomoc rządowa oznacza więc tak naprawdę dalsze wyzbywanie się pieniędzy przez przedsiębiorcę i każdy to szybciutko zrozumie.
To pierwsze z brzegu przykłady na to, że przy pomocy chińskiego wirusa mogą zostać uruchomione mechanizmy społeczne, których nie da się zahamować. Nie mam pojęcia w jaki sposób mogą one odmienić oblicze Polski. Czy Polacy zapragną jeszcze więcej socjalizmu i jałmużny opiekuńczego państwa, czy dojdą do wniosku, że socjalizm nie działa i trzeba zdobyć trochę gospodarczej wolności? Nie wiem. Mam nadzieję, na to, że ten straszliwy ból jaki czeka Polaków pokaże im, że socjalizm nie jest w stanie im pomóc.
Mechanizmy społeczne to nie tylko gospodarka. Moim zdaniem wzrośnie przestępczość. Wyobraźcie sobie setki tysięcy a może i miliony ludzi bez pracy, którzy żyli dotychczas z bieżących pieniędzy? To musi spowodować wzrost przestępczości, nie na ma to żadnej siły. Bieda zawsze generuje przestępczość. Jedni będą napadali inni będą chcieli mieć czym się bronić? Czy to wywoła pragnienie posiadania broni palnej w niepewnych czasach na skalę masową? Też nie wiem jak to będzie, ale mam wrażenie, że skala zjawiska będzie duża i nie da się zamodlić ludziom oczu zapewnieniem, że policja o wszystko się zatroszczy.
Czy powinniśmy tylko stać i gapić się jak widzowie? No nie, ale z drugiej strony no co możemy zrobić. Polityka to partie polityczne, polityka to konieczność zbudowania dużej struktury społecznej. Dzisiaj polityka budowana jest przez duże struktury partyjne, ale nie oszukujmy się oni nie budują swoich partii, bo chcą zmieniać Polskę pozytywnie. Partie to zbiorowiska ludzi chcących przykleić się do struktury państwa aby dobrze żyć przy okazji działalności partyjnej. W inną funkcję dzisiejszych polskich partii politycznych nie wierzę.
Wszystko jest nie wiem. Co do wszystkiego mam wątpliwości. Wiem jedno, zmiany będą duże. Obserwuję i zastanawiam się jak można nadchodzące zmiany pokierować aby były pozytywne. Znowu nie wiem. Nie wiem, ale to nie oznacza, że każdy indywidualnie nie jest w stanie podejmować decyzji, które będą miały jakiś pozytywny wpływ na to co będzie po zarazie. No przecież można namawiać innych, przekonywać, zwracać uwagę, iść na wybory głosować na mniejsze zło 🙂 , starać się samodzielnie już dzisiaj o pozwolenie na broń dając tym dobry przykład innym. No można małymi krokami podejmować wysiłki, które jakoś będą miały wpływ na to nasze nieznane jutro. Może wy, którzy tracicie czas na czytanie tego co tu piszę, macie jakieś pomysły?
Przy okazji, zachęcam do obejrzenia tego odcinka: