Amerykanie się zastanawiają czy chrześcijanie mogą głosować na Trumpa?

Ostatnio daje się zauważyć pewien trend w tzw. “kulturze bojkotu” (cancel culture): Chrześcijanie “kasują” swoje poparcie dla prezydenta Trumpa z powodu aspektów jego przeszłego lub obecnego zachowania. U podstaw tego zachowania leży myślenie które można scharakteryzować następująco: “Jak mogą głosować na tak nieprzyjemną… nikczemną osobę?”.

Pisarz Mark Landsbaum odpowiada na powyższe pytanie gdy mówi o “chrześcijańskim poparciu dla Trumpa”. Zwraca on uwagę na to, że “świat wkłada wiele wysiłku w przekonanie ludzi, że zło jest naprawdę czymś dobrym, np: zabijanie dzieci w łonie matki, angażowanie się w perwersję seksualną, konfiskata tego co należy do kogoś by dać komuś co do kogo nie należy”, jednocześnie stwierdza, że wrogie siły działają również w inny sposób: Wykorzystują one niechęć dobrych ludzi do akceptowania zła. americanthinker.com)

Na dowód tego, Landsbaum cytuje swoich znajomych ekspertów od Biblii, którzy twierdzą, że “chrześcijanin nie powinien głosować na tak nieprzyjemną, lub jak mówią niektórzy, nikczemną osobę”.

Co ciekawe, to jest właśnie ten argument, który czasami słyszy się w mediach głównego nurtu/lewicy. Nadają one o grzechach Trumpa, tych prawdziwych i tych wymyślonych, a następnie próbują zawstydzić chrześcijan przesłaniem: “Zagłosowałbyś na takiego człowieka, i ty nazywasz siebie chrześcijaninem?”! (Oczywiście, oni troszczą się tylko o twoją duszę – naprawdę!)

Pisząc do American Thinker Landsbaum przyznaje, że chociaż cztery lata temu miał podobne zastrzeżenia, to teraz może powiedzieć, że “Trump zrobił więcej dla sprawy życia, dla wolności religijnej, dla poprawy warunków ekonomicznych ludzi wszystkich ras, dla prawa i porządku, dla ograniczania rządu, dla zmniejszenia obciążeń podatkowych i regulacyjnych oraz dla wielu innych dobrych rzeczy niż jakikolwiek prezydent w moim życiu”. (breitbart.com)

Jeśli chodzi o tych którzy nie mogą zaakceptować poparcia dla “mniejszego zła”, Landsbaum twierdzi, że jest to “zły sposób na ujęcie wyborów”. Pisze on, że każdy kandydat (jak każdy wyborca i każdy uczestnik studiów biblijnych) “traci chwałę Boga” i że wybór faktycznie “istnieje i zawsze powinien być skierowany w stronę kandydata który będzie czynił więcej dobra”.

Słynny niemiecki przywódca Otto Von Bismarcka stwierdził, że “polityka jest sztuką możliwego”. Nie jest to sztuka “dostajesz natychmiast dokładnie to czego chcesz i nie zadajesz więcej żadnych pytań” – ale sztuka tego co jest możliwe do osiągnięcia.

Moim idealnym kandydatem byłby gość o imieniu Selwyn Duke (i jest on daleki od ideału – autor). Następny na mojej liście byłby prawdopodobnie Pat Buchanan lub Alan Keyes, ale żaden z nich też nie będzie prezydentem. Aktualnie możliwe persony na dzień  3 listopada to Donald Trump i Joe Biden – kropka.

A to, co z pewnością jest niemożliwe, to doskonałość, ponieważ ani Jezus, ani żaden anioł nigdy nie pojawią się na karcie do głosowania. W rzeczywistości Landsbaum wskazuje, że nie jest to tylko rzeczywistość z politykami których wybieramy, ale z ludźmi których wybiera Bóg. Następnie podaje przykłady z Biblii, opracowane przez chrześcijańskiego pisarza Gary’ego DeMara, aby zilustrować co ma na myśli:

– Gedeon (bałwochwalca – księga Sędziów rozdział 8)

– Barak (tchórz – księga Sędziów rozdział 4)

– Samson (rozpustnik – księga Sędziów rozdział 13 i kolejne)

– Jefte (syn prostytutki, który “żył z bandą łotrów” i złożył lekkomyślne ślubowanie, które kosztowało jego córkę życie – księga Sędziów rozdział 11)

– Samuel (beznadziejny ojciec, który wychowywał złych synów)

– Dawid (cudzołożnik i morderca 2 księga Samuela rozdział 11)

Niektórzy mogą teraz powiedzieć, że głosowanie na Trumpa może być w przypadku chrześcijan oznaką hipokryzji, po tym jak ci skrytykowali liberałów za poparcie Billa Clintona w latach dziewięćdziesiątych, ale występuje tu duża różnica. Lewica starała się przepchnąć Clintona w atmosferze obojętności – jeśli nie kompletnej ślepoty – na jego działania i umniejszając jego wyskoki. Hasło “Charakter nie ma znaczenia” i wymówka “To sprawa prywatna” stały się hasłem przewodnim. Jeden z liberałów, nawiązując do afery rozporkowej Clintona, powiedział po prostu: “Zrobił to, co słuszne”.

Odzwierciedla to nie tylko ogólne lewicowe pragnienie podważenia tradycyjnej moralności, ale także bardzo ludzkie podejście do kwestii winy: mając problem z zaakceptowaniem grzesznika podczas gdy potępia się grzech, ludzie zbyt często zaczynają akceptować, a przynajmniej być mniej wrażliwi na występki, które popełnił ktoś kogo podziwiają.

W przeciwieństwie do powyższego, osoba świadoma może z przekonaniem wspierać kogoś w ogóle lub na konkretnym stanowisku, a jednocześnie równie gorliwie przeciwstawiać się jego grzechom. Naszym obowiązkiem jest bowiem wspieranie dobra, w tym dobra, które dana osoba odzwierciedla ale które niekoniecznie zawsze je czyni.

Mówiąc o grzechach, tymi które popełniamy najczęściej są grzechy zaniechania, polegające na wstrzymywaniu się od zrobienia rzeczy, które powinny zostać wykonane. Przykładem może być tu zabranie naszych zabawek i pójście do domu – niepodjęcie działań koniecznych w celu zachowania cywilizacji – dlatego, że żaden z kapitanów drużyn nie może zdać naszego testu czystości.

Mark Landsbaum dokonuje w swoim artykule następującego podsumowania: “Donald Trump jest upadłym grzesznikiem jak Gideon, David, Samuel i reszta z nas… Ale jego osiągnięcia są dowodem na to, że jest lepszym wyborem.”

Chrześcijanie są powoływani na ten świat aby być “na nim”, a nie “z niego”. “Nie z niego” oznacza dążenie do świętości, ale “na tym świecie” można rozumieć jako uczestniczenie w wydarzeniach i podejmowanie wyborów które mają ten świat zbliżać do dobra. Jeśli dążenie do tego pierwszego zmusza nas do poświęcenia tego drugiego, to naprawdę musimy zrozumieć jeszcze wiele rzeczy.

Selwyn Duke (źródło thenewamerican.com tłumaczenie Maciej Rozwadowski)

Trudny tekst ale moim zdaniem dający do myślenia, w szczególności gdy ktoś nie chce iść na wybory, bo nie ma odpowiedniego dla niego kandydata. Może warto rozważyć te argumenty. Szczerze pisząc mnie zaciekawiły. Tylko tytuł na warunki polskie trochę słaby, bo tu w Polsce bardziej jakiś ogólny by się przydał. No ale niech zostanie.

Warto jeszcze dodać, że po amerykańsku chrześcijanie coś innego znaczy niż po polsku. Po amerykańsku chrześcijanie wcale nie oznacza katolicy.W Polsce chrześcijaństwo błędnie utożsamia się z katolickimi wierzeniami, z kultem świętych, Maryi z przeróżnych miejsc świętych, oddawania nabożnej czci dostojnym proboszczom, książętom rzymskiego kościoła, medalikom, obrazom itp. Po amerykańsku chrześcijaństwo to oddawanie czci Bogu w duchu i w prawdzie. To tak dla doprecyzowania. Polski katolicyzm znaczy zupełnie coś innego niż amerykańskie chrześcijaństwo. Tego się nie da w żaden sposób połączyć ze sobą. Moim zdaniem to istotne zastrzeżenie.