Mjr. Zygmunt Szendzielarz „Łupaszko” strzelał do komunistów z “nielegalnie” posiadanej broni palnej
- Autor: Andrzej Turczyn
- 11 lutego 2021
- Brak komentarzy
2021-02-08 06:20 (PAP) 70 lat temu wykonano wyrok śmierci na mjr. Zygmuncie Szendzielarzu „Łupaszce”
70 lat temu, 8 lutego 1951 r., w więzieniu mokotowskim w Warszawie wykonano wyrok śmierci na mjr. Zygmuncie Szendzielarzu „Łupaszce” – legendarnym dowódcy V Wileńskiej Brygady Armii Krajowej, a następnie oddziałów partyzanckich Wileńskiego Okręgu AK. Proces majora był jednym z najważniejszych elementów komunistycznej kampanii propagandowej przeciwko podziemiu niepodległościowemu.
Zygmunt Szendzielarz urodził się 12 marca 1910 r. w Stryju. Tam też ukończył w 1929 r. gimnazjum matematyczno-przyrodnicze. W listopadzie 1931 r. wstąpił jako ochotnik na kurs Szkoły Podchorążych Piechoty w Ostrowi Mazowieckiej, który zakończył w sierpniu następnego roku.
Po ukończeniu Szkoły Podchorążych Kawalerii w Grudziądzu w 1934 r. w stopniu podporucznika został skierowany do 4. Pułku Ułanów Zaniemeńskich w Wilnie. W jednostce tej walczył we wrześniu 1939 r. w składzie Wileńskiej Brygady Kawalerii, będącej częścią Armii „Prusy”. Pod koniec starć dołączył do Grupy Operacyjnej Kawalerii dowodzonej przez gen. Władysława Andersa. Za udział w kampanii wrześniowej został odznaczony Krzyżem Virtuti Militari V klasy.
W ostatnich dniach września 1939 r. dostał się do sowieckiej niewoli, z której uciekł, i dotarł do Lwowa. Po nieudanych próbach przedostania się na Węgry w listopadzie 1939 r. powrócił do Wilna. Od początku 1940 r. działał w konspiracji w środowisku 4 Pułku Ułanów, przyjmując pseudonim „Łupaszka”.
Pod koniec 1941 r. rozpoczął organizację siatki wywiadowczej w rejonie Wilno–Podbrodzie–Ryga i Łyntupy–Kiemieliszki–Świr. W kwietniu 1943 r. nawiązał kontakt z Komendą Wileńskiego Okręgu Armii Krajowej i w sierpniu tego roku rozkazem ppłk. Aleksandra Krzyżanowskiego „Wilka” został skierowany na stanowisko dowódcy oddziału partyzanckiego AK działającego na Pojezierzu Wileńskim pod dowództwem ppor. Antoniego Burzyńskiego „Kmicica”. Po dotarciu do jego bazy dowiedział się, iż oddział został rozbrojony przez sowiecką brygadę partyzancką Fiodora Markowa, a „Kmicic” wraz z 80 żołnierzami AK zamordowany.
Szendzielarz z resztek oddziału utworzył nową jednostkę, od listopada 1943 r. noszącą nazwę V Brygady Wileńskiej AK. Walczyła ona z okupacyjnymi wojskami niemieckimi i z litewskimi jednostkami, które z nimi kolaborowały, a także z wrogo nastawioną sowiecką partyzantką. W starciu z Niemcami pod Worzianami 31 stycznia 1944 r. został ranny. Kilka miesięcy później, w kwietniu 1944 r., podczas pobytu w Wilnie, został aresztowany przez Niemców. Udało mu się jednak uciec i powrócić do oddziału.
W tym czasie żołnierze V Wileńskiej Brygady wzięli udział w akcji odwetowej za zbrodnię, którą popełnił 20 czerwca 1944 r. oddział kolaboracyjnej policji litewskiej, zabijając 39 Polaków w Glinciszkach na Wileńszczyźnie. Żołnierze Brygady zaatakowali 23 czerwca 1944 r. miejscowość Dubinki na terenie tzw. Litwy Kowieńskiej. W wyniku akcji odwetowej zginęło 27 osób. Zakres odpowiedzialności „Łupaszki” – dowódcy V Brygady – za przeprowadzony czyn do dziś wzbudza spory wśród historyków.
V Brygada Wileńska zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami z komendantem okręgu nie brała udziału w operacji wileńskiej. Jej żołnierze walcząc z niemieckimi jednostkami, wycofywali się na zachód. 23 lipca 1944 r. Brygada została częściowo rozbrojona przez Armię Czerwoną w Puszczy Grodzieńskiej. Wielu jej żołnierzy przedzierało się jednak nadal na zachód w małych grupach w kierunku Puszczy Augustowskiej. W sierpniu 1944 r. część z nich ponownie znalazła się pod dowództwem Szendzielarza w rejonie Bielska Podlaskiego. Po podporządkowaniu się Komendzie Białostockiego Okręgu AK „Łupaszka” na czele niewielkiego oddziału przeszedł do Puszczy Różańskiej.
W listopadzie 1944 r. został awansowany na stopień majora. Odbudowana V Brygada Wileńska weszła do akcji na wiosnę 1945 r., podlegając Komendzie Białostockiego Okręgu AKO (Armii Krajowej Obywatelskiej). Licząca w połowie tego roku ok. 250 żołnierzy przeprowadziła kilkadziesiąt akcji przeciwko NKWD, UBP, MO i KBW. We wrześniu 1945 r. na rozkaz Komendy Białostockiego Okręgu AKO Szendzielarz rozformował V Brygadę Wileńską.
Jesienią tego roku wyjechał na Pomorze, gdzie po nawiązaniu kontaktu z konspiracyjnymi strukturami podporządkował się komendantowi eksterytorialnego Wileńskiego Okręgu AK, ppłk. Antoniemu Olechnowiczowi „Pohoreckiemu”. W 1946 r. wrócił do walki, rozpoczynając działalność dywersyjną. W kwietniu tego roku odtworzył w Borach Tucholskich V Brygadę Wileńską i stanął na jej czele. Jej liczebność wynosiła w tym czasie ok. 70 ludzi. Działała na terenie województwa zachodniopomorskiego, gdańskiego i olsztyńskiego. Oddział wyróżniał się dużą mobilnością i skutecznością w partyzantce. „Umiejętnie wykorzystywał topografię terenu i dbał o oszczędzanie swoich żołnierzy. Prowadził permanentną ofensywę przypominającą działania dzisiejszych sił specjalnych” – podkreślił w rozmowie z PAP dr hab. Piotr Niwiński, badacz dziejów podziemia antykomunistycznego z Uniwersytetu Gdańskiego. Jego zdaniem na decyzję o kontynuowaniu walki z siłami komunistycznymi istotny wpływ miały jego nadzieje na konflikt zbrojny między mocarstwami zachodnimi a Związkiem Sowieckim. „Większości polskiego społeczeństwa trudno było uwierzyć, że władza komunistyczna jest trwała. Uważano, że coś musi się zmienić” – zaznaczył historyk.
Jesienią 1946 r. Szendzielarz razem z niewielką grupą żołnierzy przeniósł się na teren Białostocczyzny, gdzie dołączył do VI Brygady Wileńskiej, dowodzonej przez ppor. Lucjana Minkiewicza „Wiktora”. W marcu 1947 r. opuścił oddział. Początkowo przebywał w Warszawie, później w okolicach Głubczyc, a następnie ukrywał się w Osielcu k. Makowa Podhalańskiego.
W ciągu kilku kolejnych miesięcy w ręce komunistycznej bezpieki wpadło wielu żołnierzy i oficerów związanych z „Łupaszką”. Wśród nich byli m.in. „Pohorecki” oraz szef wywiadu na Dolnym Śląsku kpt. Aleksander Tomaszewski „Bończa”. Prawdopodobnie 25 czerwca 1948 r. resort bezpieczeństwa zdobył wiedzę na temat miejsca pobytu Szendzielarza. W ciągu kolejnych dwóch dni funkcjonariusze bezpieki z Krakowa oraz miejscowego Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego rozpoczęli obserwację „Łupaszki”. Zrezygnowano z zaangażowania większych sił milicyjnych oraz wojskowych, ponieważ władzom zależało na aresztowaniu i zorganizowaniu procesu pokazowego. Ubecja zainscenizowała pościg za uciekającym bandytą, który miał ukryć się w domu zamieszkanym przez Szendzielarza i Lidię Lwow „Lalę”.
Po przewiezieniu do Warszawy „Łupaszka” został wprowadzony do gabinetu szefa Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, Stanisława Radkiewicza. „No i co, panie majorze, ja nie wiszę na sośnie, a mimo to spotkaliśmy się” – powiedział funkcjonariusz. Było to nawiązanie do jednoznacznej odpowiedzi, której Szendzielarz udzielił kilka miesięcy wcześniej na jego propozycję spotkania w zamian za swobodny wyjazd do Wielkiej Brytanii: „Panie ministrze, możemy się spotkać pod jednym warunkiem – kiedy pan będzie wisiał na sośnie, ja pod nią przyjdę”. „No cóż, panie ministrze, normalna kolej rzeczy, raz jest się na wozie, raz pod wozem. W tym wypadku pan wygrał. Z satysfakcją jednak stwierdzam, że ciągle się mnie boicie” – odpowiedział major.
W trakcie śledztwa trwającego blisko dwa i pół roku zachował godną postawę, biorąc na siebie całkowitą odpowiedzialność za działania podległych mu oddziałów. Śledztwo i proces były ściśle nadzorowane przez najwyżej postawionych funkcjonariuszy reżimu. Jakub Berman w liście do Radkiewicza podkreślał, że w akcie oskarżenia należy uwzględnić: „a. agenturalny charakter londyńczyków i ich nędzną rolę wobec mocodawców anglosaskich (uwypuklić odnośne dokumenty, antypolską politykę wywiadu amerykańskiego i angielskiego, zeznania świadków, głosy prasy emigracyjnej itp.), b. organizowanie dywersji i szpiegowska działalność obliczona była na zniszczenie kraju i masowe niszczenie całej ludności zgodnie z bandyckimi planami Anglosasów i ich przygotowań wojennych”. W raporcie z dochodzenia wicedyrektor Departamentu Śledczego MBP Adam Humer dodawał, że celem śledztwa musi być również zaprezentowanie wileńskich struktur AK jako „ekspozytury niemieckiej Abwehry” oraz „rozbicie obłudnej legendy akowskiej o rzekomym wyzwoleniu Wilna przez oddziały AK spod okupacji niemieckiej”. Aresztowanie podkomendnego „Łupaszki”, Lecha Leona Beynara „Nowiny” (Pawła Jasienicy), zamierzano wykorzystać do ataku na krakowski „Tygodnik Powszechny”, którego Jasienica był publicystą.
Na wymiar propagandowy procesu zwraca uwagę także dr hab. Piotr Niwiński. „Komuniści uważali mjr. Szendzielarza za jednego ze swoich największych przeciwników. Próbowali go unicestwić nie tylko w sposób fizyczny, ale również propagandowy. Obarczano go winą za wiele zbrodni, posługując się przy tym określeniami typowymi dla propagandy niemieckiej, która nazywała żołnierzy polskiego podziemia bandytami” – stwierdził. Historyk przypomniał, że podobne oskarżenia wobec „Łupaszki” pojawiają się też dzisiaj. „Ci, którzy sięgają po te zarzuty, nie są świadomi ich powstania na kartach propagandy komunistycznej. To także element walki światopoglądowej. Obiektywne spojrzenie na jego postać skłania jednak do wniosku, że można w nim dostrzec w nim więcej elementów, które mogą być wzorcem dla młodzieży i całego społeczeństwa” – dodał w rozmowie z PAP.
Z cytowanymi wyżej dokumentami MBP współgra akt oskarżenia: „Historia wileńskiego okręgu AK, historia zdrady i zaprzaństwa polskiej reakcji nie kończy się z chwilą wyzwolenia terenów Wileńszczyzny przez bohaterską Armię Radziecką, a wręcz przeciwnie, działalność ta wzmaga się na odcinku walki z Władzą Ludową w Polsce”. Szendzielarza określono mianem „wykonawcą zbrodniczych dyrektyw zagranicznych ośrodków wywiadu anglosaskiego imperializmu”. Akt oskarżenia opierał się na zapisach dekretu PKWN z 31 sierpnia 1944 r. „o wymiarze kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy”. Majorowi i pozostałym oskarżonym zarzucano też dążenie do „obalenia władzy ludowej”.
2 listopada 1950 r. „Łupaszka” został skazany przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie pod przewodnictwem jednego z największych komunistycznych zbrodniarzy sądowych, Mieczysława Widaja, na osiemnastokrotną karę śmierci. Ppor. Lucjan Minkiewicz otrzymał ośmiokrotną karę śmierci, ppłk. Antoniego Olechnowicza i kpt. Henryka Borowskiego (m.in. dowódca Ośrodka Mobilizacyjnego Wileńskiego Okręgu AK) skazano na karę śmierci, Lidię Lwow na karę dożywocia, Wandę Minkiewicz – na dwanaście lat więzienia. W rozmowie z PAP dr hab. Piotr Niwiński zaznaczył, że rola sędziów stalinowskich oraz prokuratorów była stosunkowo niewielka. „Główną rolę w procesach przeciwko bohaterom naszego podziemia odgrywali ludzie, którzy w normalnych czasach byliby zwykłymi urzędnikami, sędziami czy prokuratorami. Wśród nich był Mieczysław Widaj, który ukończył studia prawnicze i służył w Armii Krajowej. Jego działalność w aparacie komunistycznym ograniczała się do jak najskuteczniejszego wykonania planu narzuconego przez zwierzchników. Celem było skazanie jak największej liczby oskarżonych na karę śmierci” – tłumaczył historyk. Po 1989 r. Widaj nie poniósł odpowiedzialności za popełnione zbrodnie sądowe. Zmarł w 2008 r. Odpowiedzialność karną poniósł Adam Humer, skazany na 7,5 roku więzienia.
5 lutego 1951 r. komunistyczny prezydent Bolesław Bierut odmówił skorzystania z prawa łaski. Wyrok wykonano 8 lutego 1951 r. w warszawskim więzieniu na Mokotowie. Pierwszym zamordowanym był ppłk. Olechnowicz. Tuż po godz. 18 strażnik wywołał „Łupaszkę”, który w tym momencie wychodził z więziennej kaplicy. „Podszedł spokojnie do drzwi [celi – przyp. PAP], następnie zatrzymał się przez chwilę, odwracając bokiem do pozostających w celi i pożegnał słowami +Z Bogiem, Panowie+” – wspominał po latach kpr. Mieczysław Chojnacki „Młodzik”. Wyroki metodą katyńską (przez strzał w potylicę) wykonał funkcjonariusz UB, sierż. Aleksander Drej.
Miejsce pochówku mjr. Zygmunta Szendzielarza przez kilkadziesiąt lat nie było znane. Pierwszy, symboliczny pogrzeb odbył się w 2008 r. w kwaterze żołnierzy podziemia na warszawskich Powązkach Wojskowych. Rok wcześniej major został odznaczony Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski. Jego szczątki zidentyfikowano dopiero w 2013 r. w wyniku ekshumacji przeprowadzonych przez IPN na tzw. Łączce Cmentarza Wojskowego na Powązkach. Pośmiertnie awansowany do stopnia pułkownika w 2016 r. został pochowany z wojskowym ceremoniałem na Powązkach Wojskowych.
Pan major “Łupaszko” strzelał do towarzyszy komunistów z broni palnej posiadanej wbrew zezwoleniu państwa, w którym obecnie żyjemy, które jest sukcesorem wszystkich zbrodniczych praw nadawanych przez komunistów. Dzisiejsze Państwo nie zakwestionowało przepisów, które czyniły z pana majora “przestępcę” i zakazywały mu posiadania broni palnej. Mam nawet nieodparte wrażenie, że dzisiejsze państwo z równie skuteczną konsekwencją, tylko mniej brutalnie, zakazuje Polakom posiadania broni palnej.
Na podstawie takich bohaterów jak pan major “Łupaszko” śmieszą mnie napinki przeróżnych legalistów, że broń palna powinna być w posiadaniu wyłącznie funkcjonariuszy państwa. Jest tak z powodów oczywistych, których nawet nie zamierzam wyjaśniać. Kto nie pojmuje, temu po prostu współczuję i nie zamierzam legitymować jego ignorancji dyskusją.
Na podstawie takich bohaterów jak pan major “Łupaszko” wyrobiłem sobie osobiste przekonanie, że posiadanie broni palnej na podstawie zezwolenia władzy to pomysł katów pana majora “Łupaszko”. Moim zdaniem ci dzisiejsi legaliści, którzy uważają, że na posiadanie broni powinno być zezwolenie miłościwie nam panującego państwa, niczego nie rozumieją z naszej historii. Jest tak z powodów oczywistych, których nawet nie zamierzam wyjaśniać. Kto nie pojmuje, temu po prostu współczuję i nie zamierzam legitymować jego ignorancji dyskusją.
Na podstawie takich bohaterów jak pan major “Łupaszko” widać wyraźnie, że prawo do broni to prawo naturalne, przynależne człowiekowi bez potrzeby pytania o zgodę jakiejkolwiek władzy. Dopiero zrozumienie tego powoduje, że znika dysonans poznawczy w pojmowaniu przypadku posiadania broni przez pana majora “Łupaszko”. No bo przecież każdy rozumie, że pan major posiadając broń i strzelając z niej do komunistów czynił dobrze, a nie naruszał przepisy prawa. Tu prawo było zbrodnicze, a nie czyny pana majora “Łupaszko”.