Czy można udowodnić istnienie Boga?

Jeden równa się jeden (1 = 1).  Każdy kompetentny matematyk może to przyznać.  Ale, tak jak w przypadku wielu rzeczy, nikt nie może tego udowodnić.  (Można oczywiście czekać aż komuś się uda)

Matematycy stwierdzą, że nie da się tego zrobić.  Aksjomat tożsamości mówi, że każda liczba jest równa samej sobie, ale aksjomaty z definicji nie wymagają dowodu. 

Mimo to wierzymy, że takie aksjomaty są prawdziwe. Dzieje się tak z dwóch powodów. Po pierwsze są one oczywiste, a po drugie dlatego, że jeśli zdecydujemy się je zignorować doprowadzimy do katastrofy.  Na przykład, jak skończyłaby się próba zbilansowania książeczki czekowej w oparciu o założenie, że te same liczby nie są sobie równe? 

Albo jeszcze lepiej, co by się stało gdyby spróbować obliczyć w ten sposób swój podatek? Nie ma dowodu na istnienie Boga – przynajmniej nie według zasad matematyki czy logiki.  W sferze nauki powiedziano, że nie ma bezspornego dowodu na cokolwiek; jest tylko przewaga dowodów, ale nigdy nie ma  dowodu ostatecznego. 

Dlatego nie należy spodziewać się żadnego naukowego dowodu na istnienie Boga.

Możemy jednak zaakceptować istnienie Boga jako aksjomat.  Możemy uznać Go za oczywistość. Oczywiście niektórzy będą z tym polemizować – a co więcej, można przecież spróbować żyć tak jakby Boga nie było.  W rzeczywistości, w dużym stopniu społeczeństwo już rozpoczęło ten eksperyment.  Przyszłe wydarzenia udowodnią lub obalą ten aksjomat.

Voltaire powiedział, że gdyby Boga nie było to trzeba by go wymyślić. (whitman.edu) Innym podejściem do słów Voltaire’a może być nie tyle to czy wierzymy w Boga jako takiego, ale bardziej to, czy żyjemy tak jakbyśmy byli przeświadczeni o tym że On istnieje.  Co to znaczy?  

To znaczy żyć zgodnie z zasadami istnienia dobra i zła.  To znaczy żyć tak, jakbyśmy byli odpowiedzialni za swoje czyny, na równi z odpowiedzialnością za swoje zaniechania.  Wprowadzenie pojęcia odpowiedzialności zakłada istnienie standardów według których można być osądzonym, a to oczywiście zakłada istnienie sędziego który te standardy ustala.  W przeciwnym razie życie prowadziłoby do katastrofy.

Nasza Konstytucja (konstytucja USA) jest świecka.  W żadnym miejscu nie ma w niej nawiązania do Stwórcy.  Mimo to, nie powinniśmy mylić społeczeństwa świeckiego z ateistycznym.  Sekularyzacja nie wyklucza Boga.  Wręcz przeciwnie, przecież Konstytucja zapewnia nam wolność wyznania.  Sekularyzacja po prostu uznaje, że istnieją, oparte na szczerych podstawach, różnice zdań na temat tego w którą konkretną organizację wyznaniową należy wierzyć.  Społeczeństwo świeckie akceptuje aksjomat Boga, ale robi wszystko co jest w jego ułomnej mocy aby go porzucić. Społeczeństwo ateistyczne całkowicie odrzuca Boga, z absolutnie wszystkim co się z tym wiąże.

Bez Boga nie ma ani prawdy ani fałszu, chyba że ktoś uważa swoją osobistą definicję prawdy i fałszu za nieomylną. Gdy nie ma Boga nie ma również dobra ani zła, a co za tym idzie nie istnieją niezbywalne ludzkie prawa. Bez Boga nie ma empirycznego powodu, by uważać człowieka za cokolwiek innego niż przedmiot którego można używać gdy jest potrzebny, gdy przestaje być potrzebny można się go pozbyć, a gdy staje się ciężarem – można go unicestwić.  Surowa ludzka natura jest socjopatą idealnym.

Nic z tego, oczywiście, nie dowodzi istnienia lub nieistnienia Boga.  To po prostu wyznacza nam nasz przyszły kurs w zależności od tego, którą ścieżką zdecydujemy się podążać – drogą wiary w Boga czy drogą ateizmu.  Doszliśmy do rozwidlenia dróg.  Jedna ścieżka zaprowadzi nas na szczyt góry, druga – poza krawędź urwiska.

Ojcowie Założyciele Stanów Zjednoczonych zaakceptowali aksjomat Boga i założyli nasz naród na podstawie reprezentowanych przez Niego oczywistych prawd.  Naród ten szedł następnie niepewnie naprzód, nieraz się potykając, nigdy nie będąc w pełni posłusznym swoim zasadom założycielskim, jednak podążając we właściwym kierunku.

Teraz pojawili się tacy, którzy twierdzą, że nigdy nie byliśmy dobrym narodem, że zawsze byliśmy na złej drodze.  Proponują oni inną drogę, taką która odrzuca wiele przykazań i zastępuje je zasadami stworzonymi przez człowieka. Zasady te wypaczają strukturę rodziny, pojęcie prawdy czy sprawiedliwości.  Jest to droga bez Boga, lub co gorsza droga z fałszywym bogiem, szarlatanem który żąda dla siebie uwielbienia.

Nigdy nie udowodnimy politycznej lewicy że jest w błędzie. Ale gdy postępowcy doprowadzą do ruiny nasz porządek społeczny i zastąpią go takim, który nie uznaje żadnych wiecznych prawd, zaprzecza moralności absolutnej i atakuje szacunek dla życia –  udowodnią to za nas.

Czy Amerykański naród przetrwa ten dowód?  Należy mieć wiarę – że tak.

Robert Arvay (americanthinker.com przełożył Maciej Rozwadowski)

Należę do tego rodzaju antylewackich głupców, którzy są przekonani bez naukowego dowodu, że Bóg istnieje, działa i ma coś nam do powiedzenia. Moje przekonanie opieram na argumentach opisanych w skrócie w książce pt. Jezus więcej niż cieśla. Argumenty nienaukowe, ale logiczne i przekonujące, oparte o prawniczą analizę dowód, które mamy do dyspozycji w rozdziale ludzkiej aktywności zwanym historia.

Bardzo zachęcam do przeczytania tej książki, nie jest długa, ale ma poważne konsekwencje. Dla jednych poważne i dobre, dla drugich poważne i tragiczne. No bo jak Bóg istnieje to ma to swoje konsekwencje, Bóg w Biblii opowiedział jakie. Przerażające dla tych, którzy Go odrzucą i ciekawe, niesamowite dla tych, którzy ugną przed Nim swoje kolana. Gdyby Boga nie było, to ci co przed Bogiem ugną kolana nic nie ryzykują, bo wszystkich czeka ten sam los – zgnilizna w grobie. 

Kto bardziej woli świat miłej iluzji, ten nie powinien sięgać po tą książkę. Nie ma sensu, będzie po jej lekturze niemiły dyskomfort, trzeba będzie się zastanowić nad konsekwencjami podanych tam nienaukowych argumentów. No więc zachęcam, mimo wszystko zachęcam.