Wolność w Polsce jest poważnie zagrożona

Nie pisałem przez dwa ostatnie dni, bo byłem mocno zajęty pracą, której celem była walka o wolność mówienia tego co kto uważa za słuszne. Słowa to bardzo mocny oręż. Słowa wyrażają myśli. Słowa są powodem ludzkich wyborów. Za sprawą słów wierzymy w to co wierzymy. Za sprawą słów dokonujemy wyborów w życiu codziennym. Nad słowami chce panować każdy kto ma pragnienie uregulowania naszego życia w najdrobniejszych szczegółach. Słowa chce uregulować ten kto wie co jest dla nas lepsze. Przeciwko słowom każdy autokrata podnosi rękę, chociażby nazywał się wolnościowcem, patriotą i jak sobie chcecie jeszcze. Nad słowami chce panować każdy tyran. O to co i jak możemy mówić troszczy się każdy pan i władca. Po tym poznajemy tych co niosą zbrodnicze w skutkach idee, że mówią nam co i jak możemy mówić, a czego i jak powiedzieć nam nie można. Bez prawa mówienia po swojemu nie ma wolności, również w fizycznym wymiarze. Nie możesz mówić po swojemu znaczy, że nie możesz myśleć jak ci się podoba. Nie możesz myśleć jak byś chciał, jesteś niewolnikiem. Moim zdaniem to naprawdę oczywiste co tu wam piszę.

W Polsce od dawana są przepisy, które mogą być używane jako bat na tych, którzy nie podobają się rządowi/władzy. W Polsce są przepisy prawa karnego zrobione jakby z gumy, wszystko się w nie zmieści i jak trzeba wszystko przez nie przeleci. Wszystko to co zechce pan/pani prokurator nadzorowani przez troskliwych o nasze dobro polityków. Co pan/pani prokurator zechce, to będzie podpadało po przepisy, a co zechce pan/pani prokurator pod przepisy się nie nadaje. Naprawdę tak to działa w praktyce. No, bo skoro użycie określenia “idiota” na prezydenta tego kraju się nie kwalifikuje na uznanie za przestępstwo, a użycie określenia “śpioch” już na skazanie się nadaje, to jakieś dziwne są te przepisy. Czy macie podobne wrażenie?

Prawda jest taka, że przepisy nie są dziwne, są jakie być powinny. Takie jest ich zadanie, aby nie wiadomo było z całą pewnością co i jak powiedzieć można, a co i jak powiedzieć jest zakazane. Ten prościusieńki mechanizm powoduje autodyscyplinę poddanych. No skoro nie wiadomo co i jak mówić można, to trzeba się na wszelki wypadek kontrolować, bardzo kontrolować, bo jednak ktoś od czasu d czasu batem przepisu po tyłku dostaje. Autocenzura jest bezpieczna w takim przypadku. Przy okazji na zewnątrz to wygląda jakby nikt zakazywał, każdy dba sam o czystość tego co mówi. Społeczeństwo zdyscyplinowane. To jest stan pożądany przez każdego autokratę. Przecież nie da się każdego ścigać za to co mówi, trzeba ścigać tylko liderów, twórców idei. Jednych ścigać za błahostki innych za poważne sprawy nie ścigać i mechanizm przeze mnie opisany sam się w ludziach uruchom. Stan oczekiwany przez panów naszych władców łaskawych, będzie trwały. Oni nadal będą mogli być pełnymi swoimi gębami demokratami, wolnościowcami, patriotami. Chciałoby się napisać mordami, ale przecież nie wiadomo czy to nie będzie źle odebrane. Mówienie nasze ma być miłe, przyjemne i nic ponad to.

Wracałem długo jadąc do domu. Polska jest dużym i pięknym krajem. Po wielu godzinach drogi mam takie jak powyżej podsumowanie – wolność w Polsce jest poważnie zagrożona. Niestety znaczenie słowa wolność jest w wyjałowiona. Mało kto to rozumie. Popatrzcie na to co mówił na temat wolności słowa jeden z liderów Konfederacji. No przecież to co on mówi to ja rozumiem w ten sposób, że wolność słowa jest wówczas gdy on może mówić co mu się podoba, a ja nie mogę mówić czegoś co się jemu nie podoba, bo on nie chce aby zlikwidowano przepis, który zakazuje mówienia tego co on słuchać nie chce o swoich wierzeniach religijnych. Załamuję ręce. Konfederaci czym prędzej ogłosicie, że jestście za likwidacją wszystkich przepisów do kneblowania tego co się chce mówić, łącznie z zakazem mówieniem tego czego nie chcecie słuchać o swoich religijnych wierzeniach. O wolność słowa należy dbać nie z tego powodu aby móc samemu sobie mówić. O wolność słowa należy dbać z tego powodu aby wasz przeciwnik mógł mówić coś czego znieść nie możecie. Dopiero ten kto to zrozumie w praktyce staje się zwolennikiem wolności mówienia. No ale to nie ja układam program konfederacki, ja jestem tylko wyborcą wyrażającym swoje oczekiwanie.

Od kneblowania się zaczyna. Skończy się na fizycznym niewoleniu. Tu nie będzie wyraźnej granicy, to jest powolne, systematyczne i nieustanne przesuwanie miejsca, gdzie to co nam można, a czego nam nie można się kończy i zaczyna. Aby jednak nie kończyć tego wpisu w beznadziejnym nastroju, zachęcam do obejrzenia kapitalnego wywiadu z red. Elizą Michalik. Dosłownie coś niesamowitego, coś czego nikt, kto myśli poważnie o wolności mówienia w Polsce, nie powinien przegapić.