Wróciłem i mam nowe hasło, które będę promował: urzędnik to największy wróg człowieka
- Autor: Andrzej Turczyn
- 20 stycznia 2022
- 1 Komentarz
Po prawie dwóch tygodniach wróciłem do Polski z wakacji. Pokonując trudności graniczne, a konkretnie sanitarne szaleństwo, doszedłem do wniosku, że pandemia będzie trwała wiecznie. To tak niewyobrażalny interes dla wąskiej grupki beneficjentów przeróżnych niejasnych dla mnie układów, że to musi trwać wiecznie.
Nie chodzi o nasze zdrowie, chodzi o niewyobrażalny interes. Przykład pierwszy z brzegu. Wracając do tenkraju spoza strefy Schengen zmuszony byłem do zrobienia testu na straszliwego covida. Test kosztuje na lotnisku 150 zł. Wykonanie trwa nie więcej niż 5 minut, łącznie ze wszystkimi formalnościami. Sam test najprostszy, takie małe plastikowe coś za 5 zł, nie więcej. Z samolotu wysypało ze 250 osób. Matematyka jest prosta, na jednym samolocie przychód w uproszczeniu to ponad 35 000 zł. Koszty… 🙂 Koszty są na poziomie śmieszności. Gdyby policzyć ile osób w skali roku musi wykonać takie testy np. na lotnisku Okęcie, to by się okazało, że kasa jest tak niewyobrażalnie wielka, że warto zrobić wszystko aby ta pandemia trwała wiecznie.
Urzędnik jest największym wrogiem człowieka.
— Andrzej Turczyn (@AndrzejTurczyn) January 20, 2022
Podobne obrachunki gdyby zastosować do tzw. szczepionek wielkich koncernów, to byśmy oniemieli oszołomieni wielkością zysków jakie odnotowuje wąska grupa ludzi. Zarobki za dyżury covidowe lekarzy już są legendarne – w 10 miesięcy pół dużej bańki, a przyjęć w szpitalach za 2021 rok o 2 miliony mniej niż wcześniej. Polacy ozdrowieli? Tak ozdrowieli, że umierają w ilościach niewyobrażalnych i to poza szpitalami.
Moim skromnym zdaniem zupełnie nie chodzi o nasze zdrowie. Jakie zdrowie? Testy kwarantanny, szczepienia, rozwiązania kto idzie na kwarantannę, a kto z niej jest zwolniony, w żaden sposób nie są związane ze zdrowiem i rozprzestrzenianiem się wirusa. One wymuszają tylko uczestnictwo w eksperymencie medycznym zwanym szczepieniem oraz testowanie. Tylko o to chodzi, o nic więcej, moim oczywiście zdaniem.
Dziwi nas czasem dlaczego urzędnik wymyśla rozwiązania, które naszym zdaniem są głupie, nielogiczne, które nie prowadzą co deklarowanego celu. Dość często kwitujemy to zdaniem, że urzędnik to głupek i się nie zna. Nic bardziej błędnego. Nie można tak myśleć o urzędnikach.
Przez wiele lat mojej pracy zawodowej nauczyłem się jednej zasady. Nic nie dzieje się bez racjonalnej przyczyny, nawet jeżeli tak się nam wydaje, to jest racjonalny powód. Jeżeli ciąg zdarzeń prowadzi do wyniku sprzecznego z werbalnie deklarowanym celem, to znaczy, że jest realizowany cel inny, niewerbalny, ukryty dla kogoś bardzo korzystny.
To rozumowanie prowadzi mnie do przekonania, że ludzie dali się ogłupić i uznali, że urzędnicy są im do czegokolwiek potrzebni. Otóż moim zdaniem nie są nam do niczego potrzebni. Oglądając świat dochodzę do przekonania, że oni są sobie potrzebni, a nam tylko utrudniają życie w imię dowodzenia swojej niezbędności. Świat rozwijał się o wiele szybciej bez urzędników. Urzędnicy nie są nam do życia potrzebni. Ich obecność utrudnia nasze funkcjonowanie. Każdy urzędnik chce być potrzebny, chce aby jego działalność była doniosła, dobra, pożyteczna.
Byłem na wakacjach w tropikalnym kraju, gdzie edukacja nie jest przymusowa, gdzie nawet nie do końca wiadomo ile jest ludzi, bo dowody osobiste nie są powszechnością. Myślicie, że im żyje się gorzej? Samochody na zupełnie biednych przedmieściach wydają się lepsze niż w Koszalinie, do którego wróciłem. To pewnie z tego powodu, że tam pożyteczny urzędnik nie dokleja 100% do ceny pojazdu w imię vatów, ceł i akcyz. Konsekwentnie na biednej ulicy samochód kosztuje znacznie taniej niż w tenkraju. Zamiast karmić urzędnika można kupić lepsze auto.
Duże rozwarstwienie społeczne i majątkowe to pozytywne zjawisko. W tenkraju urzędnicy robią co mogą abyśmy byli tacy sami. Jednym kradną, drugim dadzą, w imię sprawiedliwości społecznej. W konsekwencji wcale nie jest tak, że ze zrabowanych pieniędzy korzystają potrzebujący. Tworzy się socjalna klasa nierobów, którzy są kalekami życiowymi i rzeczywiście nimi są, bo ich urzędnicy takim uczynili, bo tacy są potrzebni urzędnikom. W normalnym świecie szybko by się wzięli za robotę i osiągnęli znacznie więcej niż osiągną jako klasa beneficjentów programów socjalnych.
Urzędnicy nas zubażają nie tylko finansowo ale i pod każdym innym względem. Urzędnik na wszystko chce mieć przepis, procedurę, sposób postępowania. Wymyśla urzędnik hipotetyczne stany faktyczne, które następnie przepisami reguluje, ale nie dociera na ogół do urzędnika, że wszystkiego nie wymyśli, że życie jest znacznie bogatsze niż się urzędnikowi zdaje. W konsekwencji regulowania wszystkiego to co nieuregulowane istnieć nie może. Nie ma w przepisie, bo urzędnik nie wymyślił, to nie ma. Kiedyś nie było latania w kosmos, to obyło nie możliwe. Gdyby urzędnicy regulowali reguły latania w kosmos zanim ktoś na to wpadł i tam poleciał, to nikt by nigdy tam się nie dostał, bo przecież loty w kosmos były kiedyś niemożliwe.
Pomyślcie, że gdyby urzędnicy od zagospodarowania przestrzennego istnieli i tworzyli ład przestrzenny gdy budowano zamki na szczytach wzgórz, to by te zamki nigdy nie powstały. Nie wybudowano by wieżowców, pięknych miast, które dzisiaj zachwycają. Gdyby urzędnicy regulowali bezpieczeństwo maszyn i urządzeń to by nigdy nie powstał silnik parowy. Nic by nie powstało, bo w urzędniczych głowach niewiele jest się w stanie zmieścić. To co tworzy urzędnik jest tworzone według kardynalnej zasady chroń własną dupę lub realizuj cele nieartykułowane.
Takie mam moje prywatne wnioski po powrocie z gorących wakacji.
Poza tym, to widzę, że doskonale sobie radziliście bez mnie. Dziękuję Panie Macieju za publikowanie na trybunie, proszę nie przestawać 🙂
AT