Potęga przeciętności

Siła państwa leży w ignorancji ludu. Państwo to wie, dlatego zawsze będzie opierać się przed jego oświeceniem.

Lew Tołstoj.

Każdy naród ma w swoich szeregach ludzi którzy nie mają żadnych użytecznych zdolności, ale mają wielkie ambicje i nieprzezwyciężone pragnienie prowadzenia życia lekkiego, łatwego i przyjemnego. Pragnienie to jest silne, ale nie ma środków do jego realizacji. Co więc mają robić? Prędzej czy później ci mierni znajdują rozwiązanie: idą do polityki.

Odpowiednio wysoka pozycja w strukturze rządowej, która nie wymaga żadnych specjalnych zdolności czy talentów, daje niemal pewną możliwość otrzymania lukratywnych korzyści, w tym pieniędzy, szacunku i wpływów. Jest takie powiedzenie: “Ci którzy potrafią, robią; ci którzy nie potrafią, uczą”. Teraz można je rozszerzyć: Ci którzy nic nie potrafią, rządzą.

Tak właśnie działa proces selekcji: miernoty pną się na szczyt. W ten sposób w agencjach rządowych gromadzi się wielu biurokratycznych polityków, dla których głównym celem w życiu jest utrzymanie się na stanowisku i, jeśli to możliwe, pięcie się po szczeblach kariery. Dobro kraju i jego obywateli staje się marginalną, wręcz niechcianą kwestią. Wielu zawodowych biurokratów ma tylko jeden talent: przechwytywanie i utrzymywanie władzy.

Jeszcze do niedawna przywódcy wielu krajów doskonale rozumieli, że potencjał intelektualny społeczeństwa może mieć wyjątkową wartość dla państwa i dla zachowania własnej władzy. Nawet tak krwawi dyktatorzy jak Stalin i Hitler dopuszczali pewien stopień swobody myślenia i niezależności idei w środowiskach naukowych i technicznych. Byli oni świadomi, że wysokiej jakości edukacja i funkcjonowanie elity intelektualnej to jedne z filarów ich władzy.

Wygląda na to, że zrozumienie dla tych idei zostało utracone.

Obecnie nasi ignoranccy przywódcy nie rozumieją znaczenia studiowania nauk ścisłych, co doprowadziło do systematycznego niszczenia edukacji na wszystkich poziomach. W college’ach umiejętność gry w piłkę nożną jest ceniona znacznie wyżej niż matematyka. Dzieci w szkołach średnich często nie uczą się fizyki, chemii, biologii i innych podstawowych przedmiotów. Zostały one zastąpione efemeryczną dyscypliną zwaną “nauką”, która tak jak sałatka, składa się z małych kawałków wszystkiego.

Kiedy absolwenci szkół średnich idą do college’ów i uniwersytetów, wielu z nich wybiera to, co nazywa się “sztukami wyzwolonymi”. Dzisiejsza wysoce upolityczniona wersja tych dyscyplin nie rozwija silnego analitycznego i krytycznego myślenia ani nie kusi kreatywnością, a zatem nie przygotowuje studentów do produktywnego życia. Ogromna większość absolwentów “sztuk wyzwolonych” nie może znaleźć pracy w swoich dziedzinach, więc pracują jako bariści lub w innych zawodach wymagających quasi-kwalifikacji. Jeśli mają takie możliwości, ludzie ci żyją na utrzymaniu rodziców i zajmują się takimi nonsensami jak walka ze zmianami klimatycznymi lub protesty przeciwko wszelkim rzeczom, nieważne jakim, byle być “przeciw”. Z powodu upadku edukacji młodzi Amerykanie masowo stali się przeciętniakami- i to jest dokładnie to czego chce rządząca elita. Takimi ludźmi łatwo się włada.

W rezultacie, nauka i technologia pozbawione są wewnętrznych zasobów ludzkich, a elita intelektualna kraju zanika. Wydziały techniczne co prawda nadal istnieją w szkołach wyższych, ale idą na nie są w dużej mierze osoby nie urodzone w Ameryce. Wystarczy sprawdzić w jakiejkolwiek szkole, aby stwierdzić, że na wydziałach inżynierskich uczy się nieproporcjonalnie dużo studentów z Azji lub pochodzenia azjatyckiego, a wielu wykładowców i naukowców to imigranci. W niemal każdej firmie zajmującej się zaawansowanymi technologiami znaczna część pracy intelektualnej i twórczej wykonywana jest przez niedawnych imigrantów lub obcokrajowców. W Dolinie Krzemowej prawie trzy czwarte specjalistów pochodzi z innych krajów. Amerykanie urodzeni w danym kraju pracują w marketingu, sprzedaży, obsłudze klienta i na innych stanowiskach gdzie wysoko wyspecjalizowane wykształcenie nie jest wymogiem zatrudnienia. Zmusza to firmy do outsourcingu badań i rozwoju, oraz przenoszenia produkcji za granicę.

Ze względu na wysoki standard życia (który został stworzony przez poprzednie pokolenia), ludziom żyje się w USA lepiej niż w wielu krajach. Młodzi ludzie nie mają więc zbytniej motywacji do nauki czy ciężkiej pracy. Po co się męczyć skoro dobrze się powodzi, a “staruszkowie” z łatwością zapewniają wszystko za darmochę? W rezultacie nastąpiła degradacja inteligencji, degradacja moralności, zniszczenie etyki pracy oraz obniżenie intelektualnej i moralnej jakości populacji USA. Przeciętność stała się nową normą.

Widać wyraźnie, że dziś wyższe szczeble władzy to kiepscy menedżerowie i nieudolni biznesmeni. Wszystko czego się dotkną obraca się w popiół. W ciągu pierwszego roku ich bezpośrednich rządów pod marionetkową prezydenturą Bidena nastąpił gwałtowny spadek wszystkich wskaźników ekonomicznych, a inflacja osiągnęła poziom niewidziany od czasów nieudanej prezydentury Jimmy’ego Cartera. Najgorszą rzeczą jaką dzisiaj robią jest rozdawanie darmowych pieniędzy – masowe wypłaty “stymulacyjne”, nawet dla tych którzy ich nie potrzebują. Taka forma powszechnej opieki społecznej.

Aby utrzymać lud na krótkiej smyczy, miernoty włączyły prasę drukarską i teraz rzucają pieniędzmi jak pijany marynarz. Dług narodowy gwałtownie wzrasta. Ceny paliwa podwoiły się od 2020 r., wszystko drożeje, a do tego pojawiła się sytuacja niespotykana w historii: miliony ludzi opuściły rynek pracy, a większość firm nie może znaleźć pracowników. Najwyraźniej ludzie wolą nie pracować lecz żyć z zasiłków. Dziś w kraju w którym są miliony bezczynnych par rąk, występuje dotkliwy niedobór siły roboczej.

Darmowa gotówka zniszczyła fundament amerykanizmu – zachętę do pracy jak narzędzia do osiągnięcia osobistego sukcesu. Po co pracować, skoro rząd płaci ci za siedzenie w domu i nic nierobienie?

A co z innymi dziedzinami? Nieudolny rząd nie wie, jak poradzić sobie z tsunami nielegalnych imigrantów oblegających południową granicę. Historia widziała to już wcześniej – starożytny Rzym upadł z powodu napływu barbarzyńców zalewających imperium za darmowy chleb i igrzyska. Pomyślcie o oszałamiająco spartaczonym wycofaniu wojsk amerykańskich z Afganistanu, kiedy to porzucono wart miliardy dolarów najbardziej zaawansowany sprzęt wojskowy. Pomyślcie o prześladowaniu przez FBI dysydentów, którzy ośmielili się nie zgadzać z krytyczną teorią rasy i polityczną poprawnością. Pomyślcie o szerzącej się przestępczości: rekordowych wskaźnikach morderstw w miastach rządzonych przez Demokratów, gangach pospolitych bandytów i bierności policji. Pomyślcie o dławieniu wolności poglądów w środowiskach akademickich.

Jeszcze niedawno, za prezydentury Trumpa, sytuacja była diametralnie odmienna: ceny spadały, po raz pierwszy od dziesięcioleci kraj stał się niezależny energetycznie, bezrobocie było zauważalnie niższe nawet podczas pandemii i masowych izolacji (3,6% na koniec listopada 2020).

Trump jest z pewnością zrobiony z innej gliny niż obecni zarządcy. Owszem, on jest jak słoń w składzie porcelany, ale robił to co było dobre dla kraju nie przejmując się zbytnio własną reputacją. Nic dziwnego, że działania Trumpa były sprzeczne z interesami nieudolnych biurokratów. Nic dziwnego, że byli oni gotowi na wszystko aby zastąpić go wegetującą marionetką, co doprowadziło w efekcie do degradacji amerykańskiego stylu życia. Wypowiedzieli mu wojnę i wygrali. Nawet rok po odejściu Trumpa nadal prześladują jego zwolenników – ich strach przed “rekonkwistą” jest zbyt wielki.

W ciągu ostatniego półwiecza nasz system polityczny przekształcał się w formę rządów, którą można by nazwać “dexioskracją”, co po grecku oznacza “rządy miernot”. W konsekwencji kraj zmierza w kierunku przepaści. Miernoty przejęły władzę, a nam się wydaje że to jest dla nas dobre.

Jacob Fraden. (www.americanthinker.com)

tłumaczył MR