Autobiografia

Urodziłem się w 1973 roku, w Zamościu. W latach 80-tych już miałem świadomość taką, że pamiętam tamte czasy. Pamiętam fragmenty stanu wojennego. Pamiętam wojsko na ulicy, pamiętam zimę. Pamiętam po stanie wojennym jak z mojego osiedla koledzy starszego brata wyjeżdżali z Polski, bo ich wyganiała komuna, a najpierw dostali porządnie wpierdol na komendzie. Pamiętam działaczy Solidarności z charakterystycznymi brodami. Nosiłem gdzieś do ubrania przypięty opornik (taki elektryczny – kto żył wówczas tan wie o co chodzi).

Mieszkałem na Plantach w Zamościu, chodziłem do szkoły tzw. dziesiątki, Szkoła Podstawowa numer 10 w Zamościu. Miałem szczęśliwie dzieciństwo, przez ulicę była wielka w moich oczach komenda milicji. Miałem w podstawówce kolegów, koleżanki, których pamiętam do dzisiaj, mam bardzo dobre wspomnienia. Jedni byli w moich oczach bogaci, inni nie, jednych rodzice byli ważni, służbowi, inni zwyczajni. Mieliśmy normalne dzieciństwo. Polityka, komuna nie mieszała się do naszego dziecięcego życia.

Liceum, jeszcze fajniejszy czas. Nauczyciele byli tacy, że niektórych pamiętam do dzisiaj i kłaniam się ich pamięci w pas. Harcerzem byłem, takim niepoprawnym, ZetHaeRowcem. Wierzyłem rzymskiego Boga, zdawało mi się, że gorliwie, ale tam jest pustka. W 1991 roku zdałem maturę, chociaż zamiast się uczyć spędzałem czas z ówczesną moją dziewczyną. Pamiętam, że wziąłem wtedy do ręki Biblię, mam ją do dzisiaj na półce.

Poszedłem na studia, o dziwo się dostałem. Było nas dwóch orłów z jednak klasy ogólniaka, kandydatów na prawników. Pani profesor od polskiego mówiła, że widziała gorsze przypadki, które szły na studia. To była fajna zachęta. Ojciec powtarzał ucz się, bo jak nie będziesz nosił teczki będziesz nosił woreczki – na studiach to dopiero zrozumiałem. Zdaje mi się, że się trochę uczyłem. Miałem szczęśliwy czas w Lublinie, na UMCS. Naprawdę było super, prawdziwe studia – w klubie, z kolegą na piwie, w bibliotece, w czytelni, na ćwiczeniach, na wykładach, na korytarzu przed egzaminem, w górach, w namiocie, w modlitwie, we wspólnocie chrześcijańskiej, na stacji, w akademiku. Rozwijało się moje postrzeganie rzeczywistości oczyma ducha i rozumu. To był niesamowity czas.

To, że szczęśliwie mi się żyło w Polsce tamtych lat sprawiło, że nie myślałem o tym aby z Polski wyjechać. Po co? Miałem nadzieję, miałem marzenia na tu, w Polsce. W wieku 23 lat zostałem magistrem od prawa, skończyłem studia, poszedłem na aplikację do sądu. Byłem na aplikacji, pracowałem w Urzędzie Morskim w Słupsku, tam spotkałem wyjątkowo życzliwych mi ludzi. Skończyłem jedną aplikację. Ku mojemu zdziwieniu adwokat, dzisiaj poseł Piotr Zientarski, przyjął mnie na aplikację adwokacką do Koszalina. Nie wyobrażacie sobie nawet co to znaczyło w 1996 roku! Jak można było nie być dalej zadowolonym i nie brać życia ile się da? Nagle, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki posypało się na mnie złoto, nawet czasami dosłownie.

W takiej sielance przetrwałem do wieku 28 lat. Mając 28 lat zdałem egzamin adwokacki, zostałem adwokatem. To był 2001 rok. Ponad dwadzieścia lat zwiedzam sądy, urzędy, pracuję z przedsiębiorcami, patrzę na to jak funkcjonuje Polska. Patrzę na politykę, czasem się o nią lekko ocieram, zawsze o środowiska, które mówią o wolności. Były imieniny u Korwina w Józefowie, były inne pomysły na wolną Polskę. Wojuję o to, co myślę, że jest sprawiedliwe i daje ludziom prawo decydowania o sobie podług własnych upodobań. Walczę o to aby dwa razy dwa było zawsze cztery. Pomyślałem 10 lat temu o karabinach, że to też element wolności. No to się rzuciłem jak ten głupi, tracąc na to czas, bardzo dużo czasu i dużo pieniędzy. To bez znaczenia myślałem. Bóg dał, Bóg się zatroszczy abym miał, ja będę robił to co moim zdaniem ważne dla wolności i sprawiedliwości.

Wieczorem 15 lutego 2022 roku słucham Budki Suflera, patrzę na mój kraj i płaczę. Mój kraj niszczy ludzi szlachetnych, pracowitych, przedsiębiorczych. Premiuje dążenie do biedy i powszechnego socjalistycznego dziadostwa. Za ciężką pracę karze Polska parszywymi podatkami i każe wierzyć, że to sprawiedliwość społeczna, dawać darmozjadom z tego co się ma. Ostatnio rozmawiałem z kolegą, który też jest zmęczony naszą codziennością. Uczony, profesor, młody facet, który został tu, bo też coś chciał zmieniać. Dzisiaj jest zmęczony w wieku 50 lat socjalistyczną rzeczywistością. Polska stała się socjalistycznym, złodziejskim państwem, potworem parszywym, zarządzanym przez gadające propagandowe bzdury głowy z telewizora.

Po ludzku myśląc już nie ma nadziei. Nie wyjechałem z Polski lat 90-tych, bo wówczas była dla mnie sielanka i właśnie skończył się socjalizm, nastawała nowa Polska, była nadzieja. Głupi byłem, że nie wyjechałem. Dzisiaj po 30 latach czasami żałuję, że poszedłem na studia, że zostawiłem tutaj swój czas. Wkurwiony jestem, że zbliżając się wieku 50 lat patrzę jak moje dzieci wkroczą w dorosły, socjalistyczny parszywy świat. Muszę na to patrzeć. Nie udało się pozytywnie zmienić Polski, Polska stała się znacznie gorsza niż ta z lat 80-tych. Wówczas wiała świeża bryza nadziei, dzisiaj wieje śmierdzący fetor socjalizmu. Może to za sprawą zgniłych zębów tych co socjalizm nam głoszą i tego smrodu nie zasłaniają covidowe maski.

(na rysunku ja, a rysował Arkadiusz Gacparski)

Na naukę języków obcych przez moje dzieci wydaję dużo pieniędzy. Życzę im z całej mocy aby nie popełniły tego błędu, który popełni ich ojciec zostając w Polsce. Niech jadą z tego socjalistycznego miejsca. W socjalistycznej Polsce fajnie będzie im na wakacjach. Przyjadą, zwiedzą zabytki dawnej świetności. Tu za 10 lat będzie Wenezuela i nie zmieni tego żadna najsprawniejsza nawet propaganda. Polska to bardzo zły, niesprawiedliwy, socjalistyczny kraj, dla którego nie warto poświęcać sił. To moje zdanie dzisiaj.

Socjalizm zabija wszystko, socjalizm zabija radość, wiarę, nadzieję. Tak działa ten socjalizm patriotyczny, biało-czerwony, tu nie ma różnicy żadnej, a może nawet ten socjalizm jest gorszy, bo przebrany w ładne kolory. Oczywiście nie będę siedział z założonymi rękami i nie będę biernie patrzył jak socjalistyczna hołota niszczy jak szarańcza co jej w łapy wpadnie. Już z tego upadłego kraju pewnie nie wyjadę. Będę tutaj mieszkał. Będę robił co można aby mówić prawdę o śmierdzącej gębie socjalizmu. Będę się śmiał z partyjnych kacyków, będę pisał o nich prawdę, jak są pokraczni, parszywi, zakłamani i podli.

O, to chciałem wam napisać na podsumowanie autobiografii!

Nie będzie to smutna autobiografia, smutek to nie moje usposobienie. Smutny jest stan Polski, ale jak to mówił Stefan Kisielewski i przy każdej okazji Janusz Korwin-Mikke powtarza: (wypijmy) Za nieoczekiwane powodzenie naszej beznadziejnej sprawy! Już w najbliższy piątek, na spotkaniu strzeleckim ale bez broni, w Koszalinie, to się stanie! Nie zapraszam, bo impreza będzie zamknięta 🙂 nie dla socjalistycznej hołoty.

PS

Mam jeszcze jedną prośbę. Proszę aby żaden wyznawca biało-czerwonego socjalizmu nie wyjeżdżał mi z tekstami, że jak mi się nie podoba to droga wolna. Gdyby ktoś wpadł na taki pomysł, to go zawiadamiam, że socjalizm tak mu wypalił głowę, że nie pojmuje, że Polska to nie żadna socjalistyczna jego sprawa, a Rzeczpospolita czyli miejsce, kraj który, gdy nie było wyznawców biało-czerwonego parszywego socjalizmu, gościło wszystkich, broniło ich, dawało ostoję. A więc uprzejmie piszę do wyznawców socjalizmu: … .