Estonia czuje się zagrożona i walczy ze zdalnie sterowaną, wewnętrzną pro-rosyjską propagandą.

Przyszłe bezpieczeństwo Estonii może częściowo zależeć od tego, jak przekonujący potrafią być ludzie tacy jak np. Igor Kalakauskas.

Kalakauskas, rosyjskojęzyczny nauczyciel historii ze stolicy Estonii, Tallina, od kilku lat z przerwami przekonuje estońskich rusofili, by poparli demokratycznie wybrany rząd i odrzucili zaloty prezydenta Rosji Władimira Putina.

W petycjach i artykułach redakcyjnych Kalakauskas nazwał Putina “potworem”, którego brutalny napad na Ukrainę kosztował od 2014r. życie tysięcy ludzi.

Estonia jest członkiem NATO, ale władze cywilne i wojskowe tego kraju niezmiennie obawiają się, że Rosja ma w planach dokonanie na nich inwazji. Może się to odbyć pod przykrywką “obrony” interesów 300 tys. rosyjskojęzycznych mieszkańców tego 1,3-milionowego nadbałtyckiego kraju.

Kalakauskas jest dość rzadkim przykładem osoby rosyjskojęzycznej w Estonii, która jest gotowa publicznie występować przeciwko Putinowi i jego twierdzeniom, że “nazistowski” reżim w Kijowie musi zostać obalony. Kalakauskas obawia się, że podobna retoryka może być łatwo wykorzystana do usprawiedliwienia agresji przeciwko Estonii.

“Wydarzenia na Ukrainie pokazały, że nie można wykluczyć najczarniejszych scenariuszy” – powiedział Kalakauskas. Stoi on jednak przed wyzwaniem jakim jest przekonanie swoich odbiorców.

Odkąd Moskwa rozpoczęła inwazję na Ukrainę w 2014 roku, Kreml nasycił wspierane przez państwo, rosyjskojęzyczne telewizyjne programy informacyjne – szeroko dostępne w Estonii – antyukraińską propagandą. Efekty tych działań są dzisiaj widoczne.

W niedawnej dyskusji na popularnej grupie na Facebooku o nazwie Tallintsi, co luźno tłumaczy się jako Mieszkańcy Tallina, jeden z członków nazwał ukraińskie miasto Sumi, leżące na linii frontu, “gniazdem faszystów”. Inny stwierdził, że ukraińskich uchodźców należy odesłać do domu.

W estońskiej miejscowości Kohtla-Järve, w której większość mieszkańców posługuje się językiem rosyjskim, lokalne media podały w zeszłym tygodniu, że grupa uczniów wycięła sobie we włosach litery “Z” – symbol wojsk rosyjskich na Ukrainie.

“Wśród rosyjskojęzycznych mieszkańców naszego kraju są tacy, którzy wierzą Putinowi” – powiedział Kalakauskas. “Niektórzy uważają agresję która została rozpętana na Ukrainie za akt sprawiedliwości”.

Ryzyko dla państwa.

Eksperci twierdzą, że szkody wyrządzone spójności społecznej przez prokremlowskie przekazy skierowane do osób rosyjskojęzycznych mogą mieć implikacje dla bezpieczeństwa kraju.

“Spójność społeczna jest jednym z warunków koniecznych istnienia odporności narodu. Nie wystarczy mieć dużej siły militarnej, nie wystarczy mieć w swoim kraju kontyngentu NATO. Społeczeństwo musi być również spójne, aby było odporne na rozłam w czasie kryzysu”, powiedział Dmitri Teperik, dyrektor naczelny tallińskiego think tanku International Centre for Defence and Security.

Teperik powiedział, że z jego badań wynika, iż rosyjskojęzyczni Estończycy po wybuchu wojny na Ukrainie podzielili się na trzy grupy: małą grupę proukraińską, małą grupę prokremlowską oraz większą grupę która nie chce zajmować jasnego stanowiska. Ta trzecia grupa woli postrzegać konflikt na Ukrainie jako “nie naszą wojnę”.

Grupy proukraińska i prokremlowska starają się obecnie przekonać do siebie niezdecydowanych. “Teraz widzimy, że tutaj toczy się walka o serca i umysły”- powiedział Teperik.

Rząd estoński jest również aktywnym graczem w walce o kontrolę nad prowadzoną narracją. W 2015 roku uruchomił ETV+, popularną rosyjskojęzyczną konkurencję dla wspieranych przez Moskwę stacji telewizyjnych. Dzień po masowej inwazji na Ukrainę pod koniec lutego, Estonia zakazała nadawania czterech rosyjskich i jednej białoruskiej stacji. W zeszłym tygodniu estońskie ministerstwo spraw zagranicznych wydaliło trzech pracowników rosyjskiej ambasady za “podważanie bezpieczeństwa Estonii i szerzenie propagandy usprawiedliwiającej działania militarne Rosji”.

Szersza debata.

Debata na temat wojny na Ukrainie jest częścią szerszej dyskusji na temat lojalności narodowej, która w Estonii w ostatnich dziesięcioleciach trwa bezustannie ze zmienną intensywnością. Podobnie jest w sąsiadującej z nią Łotwie, innym członku UE i NATO, gdzie rosyjskojęzyczna mniejszość stanowi około 25 procent populacji.

W czasach Związku Radzieckiego setki tysięcy osób rosyjskojęzycznych zostało przesiedlonych do obu krajów bałtyckich w ramach działań Moskwy mających na celu “rusyfikację” tego regionu.

Po odzyskaniu niepodległości w 1991 roku Estonia starała się wzmocnić swoją etniczną tożsamość narodową, wprowadzając wymóg znajomości języka estońskiego jako warunek uzyskania obywatelstwa.

Około 76 000 osób, które nie kwalifikowały się do otrzymania estońskiego obywatelstwa – lub nie zdecydowały się go przyjąć – do dziś nie posiada oficjalnego obywatelstwa. Około 80 000 mieszkańców Estonii przyjęło obywatelstwo rosyjskie.

W ostatnich latach Rosja starała się wzmocnić więzi z rosyjskojęzycznymi mieszkańcami Estonii w ramach polityki w której nazywa ich “rodakami”. Pod auspicjami fundacji takich jak Russkij Mir (Rosyjski Świat), Kreml wywiera nacisk na kontakty kulturalne z rosyjskojęzycznymi mieszkańcami Estonii, ale także składa mgliste obietnice interwencji, być może militarnej, w celu ochrony ich praw.

“Rodacy mieszkający za granicą mają prawo liczyć na wsparcie Federacji Rosyjskiej w korzystaniu ze swoich praw obywatelskich, politycznych, społecznych, ekonomicznych i kulturalnych oraz w zachowaniu swojej tożsamości” – stwierdził rząd rosyjski w dokumencie z 1999 roku.

Osoby rosyjskojęzyczne w Estonii często skarżą się, że są marginalizowane i wzywają rząd w Tallinie do wzmocnienia pozycji języka rosyjskiego w społeczeństwie i wspierania edukacji w języku rosyjskim. Rosyjskie media często powtarzają te zarzuty.

We wtorek premier Kaja Kallas odwiedziła w dużej mierze rosyjskojęzyczne wschodnie przygraniczne miasto Narva i zobowiązała się do zwiększenia funduszy na drogi i szkoły.

Na ulicach Tallina niewiele osób rosyjskojęzycznych mówiło o wojnie na Ukrainie z obawy przed represjami wobec rodziny i przyjaciół w Rosji. Ale wielu wydawało się przeciwnych konfliktowi.

Jedna z kobiet kupujących ramki do zdjęć na rosyjskojęzycznym przedmieściu Lasnamae nazwała wojnę “po prostu okropną”. Powiedziała, że obwinia Putina i zaapelowała o natychmiastowe zawieszenie broni.

Na zewnątrz ambasady rosyjskiej na Starym Mieście w Tallinie do płotu przypięto mnóstwo antywojennych plakatów. Kilka z nich było w języku rosyjskim.

“Nie wstydzę się tego że jestem Rosjaninem, ale wstydzę się tego, że jeden z nas, ohydny Putin, morduje w imię Russkij Mir” – napisano na jednym z plakatów.

Inny głosił po prostu – “Nie dla wojny” – hasło ruchu antywojennego w Rosji.

Ze swojej strony nauczyciel historii Kalakauskas nadal forsuje swoje antymoskiewskie, protallińskie przesłanie. W tym tygodniu wysłał nowy projekt artykułu do rosyjskojęzycznego serwisu informacyjnego.

W pierwszym wierszu tego projektu czytamy: “Nie mogę pozbyć się wrażenia, że znaczna część moich rodaków nie jest jeszcze w stanie ocenić skali tragedii która rozgrywa się w Europie”.

Charlie Duxbury (www.politico.eu)

tłumaczył MR