Głosiciele socjalistycznej ewangelii. Czy mieszanie polityki i wiary to dobry pomysł aby trafić do serc i umysłów?

W dniu swojej inauguracji, prezydent Joe Biden otrzymał od papieża Franciszka telegram, w którym ten przekazał mu swoje błogosławieństwo i wezwał go do “wspierania wspólnego dobra” w czasach, które wymagają “dalekowzrocznych i zjednoczonych odpowiedzi”. Pan Biden ze swej strony nie ukrywa swej katolickiej wiary, cytując nawet Ojca Świętego w uzasadnieniu swych propozycji politycznych mających na celu zmniejszenie ubóstwa. Z swoimi maskami czy bez, zarówno papież jak i prezydent nie są czasami całkowicie jednoznaczni w wyrażaniu swoich poglądów na wiodące aktualnie pytania. To częściowo tłumaczy utrzymujące się wątpliwości co do ich stosunku do socjalizmu. Czy Biden ugłaska skrzydło swojej partii które wolało Berniego Sandersa jako swojego kandydata, czy Franciszek da swoje przyzwolenie polityce która będzie ich zadowalała?

Argument, że chrześcijańskie współczucie musi przybrać formę publicznego finansowania i programów pomocowych wprowadzanych przez rząd, nie jest nowy. Niedawni zwolennicy tego poglądu odwoływali się do encykliki papieskiej z 2020 r., o której wspomina również pan Biden, Fratelli tutti (www.vatican.va), gdzie Franciszek podważa “prawo do własności prywatnej” i uderza w “dogmat” o “wolności rynku”. Zasadnie czy nie, w niektórych kręgach encyklika ta została nawet zinterpretowana jako milczące poparcie dla socjalizmu. Wielu postępowców ma nadzieję, a konserwatyści obawiają się, że pan Biden pójdzie tą drogą.

Wzrost liczby “nieokreślonych”, czyli tych którzy nie deklarują swojej przynależności religijnej, zbiegł się z rosnącym poparciem dla socjalizmu. Jeśli prowadzone sondaże mogą być jakąś wskazówką, to wzrosła również liczba wierzących respondentów którzy wolą socjalizm od kapitalizmu. Nie wiadomo jak do końca interpretować te dane. Rzadko które badania dokonują rozróżnienia pomiędzy gospodarką nakazową w stylu sowieckim a skandynawską socjaldemokracją, a tym bardziej pomiędzy różnymi podejściami chrześcijańskimi które w przeszłości zostały nazwane socjalistycznymi. A jest w czym wybierać, “wspólnota dóbr” praktykowana wśród Hutterytów od pierwszych dekad Reformacji, ataki na leseferystyczną ekonomię wiktoriańskiego krytyka Johna Ruskina, “Kościół rewolucji społecznej” Boucka White’a w Nowym Jorku epoki progresywnej oraz latynoamerykańska teologia wyzwolenia, która po raz pierwszy zyskała popularność w latach 60.

Począwszy od Michaiła Gorbaczowa, który nazwał Jezusa “pierwszym socjalistą”, aż po Karola Kautskiego, protegowanego Fryderyka Engelsa, znanego jako “papież marksizmu”, socjaliści od dawna twierdzą, że wczesne chrześcijaństwo było utopią kierującą się kolektywistycznymi zasadami, od których co prawda odeszło, ale do których może kiedyś powróci. Wskazują oni na relację Nowego Testamentu z dni następujących po Pięćdziesiątnicy, świętym dniu przypadającym pięćdziesiąt dni po zmartwychwstaniu Jezusa w pierwszą Wielkanoc, kiedy to chrześcijanie tradycyjnie upamiętniają przybycie Ducha Świętego i narodziny Kościoła. Według Księgi Dziejów Apostolskich, w Jerozolimie wierni stanowili “jedno serce i jedną duszę, i nikt nie mówił, że któraś z rzeczy które posiadał była jego własnością” (Dz 4,32-34). Wielu właścicieli ziemskich sprzedało swój majątek, a z uzyskanych środków “rozdzielono każdemu który potrzebował” (Dz 2,44-45). Oprócz wspólnych posiłków, nauki i modlitwy, to idylliczne zgromadzenie “miało wszystkie rzeczy wspólne”. Nie wiadomo, jak długo trwała ta praktyka, ale sam Marks cytował Dzieje Apostolskie, a Eugene V. Debs użył ich, by potępić współczesny kościół za zdradę jego statutu podczas pięciokrotnego kandydowania na prezydenta z ramienia Partii Socjalistycznej. Według Engelsa, tylko wśród socjalistów można odnaleźć prawdziwego proletariackiego ducha wczesnego chrześcijaństwa w czasach współczesnych.

Ponieważ sondaże wskazują na rosnące poparcie dla socjalizmu, jest to odpowiedni moment, aby ponownie przyjrzeć się dowodom dostarczanym przez Nowy Testament. Według wszelkich rachub, kościelny eksperyment życia we wspólnocie, opisany w Księdze Dziejów Apostolskich, działał na zasadzie dobrowolności. Nie ma tam żądania zniesienia własności prywatnej, a kiedy uczniowie Jezusa są zachęcani do oddania swoich rzeczy, mają one być dostarczone do kościoła lub bezpośrednio do ubogich, a nie do państwa w celu ich dalszej redystrybucji. Tak, Jezus poinstruował swoich naśladowców, aby “oddawali Cezarowi”, ale odmówił powiedzenia co Cezar powinien zrobić z tym co otrzyma (Mk 12:17). Nigdzie nie ma sugestii, że rząd ma prawo lub obowiązek narzucać politykę obowiązkowego “współczucia”. Święty Paweł opisał rolę rządu jako struktury chroniącej obywateli przed złoczyńcami, a nie jako dostawcę programów społecznych wykorzystujących zasoby innych ludzi (Rz 13:2-5)

Biblia pełna jest napomnień do dobroczynności, zwłaszcza wobec najsłabszych członków społeczeństwa, takich jak wdowy i sieroty (np. Jk 1,27). Jednak konsekwentnie mówi również o nagrodach za to co ludzie robią gdy kierują się własnym sercem. Na próżno szukać w Nowym Testamencie nakazu zobowiązującego władze świeckie do wykonywania lub zalecania tego, co nauka katolicka nazywa uczynkami miłosierdzia względem ciała. Błogosławione jest dawać niż otrzymywać, powiedział Jezus (Dz 20,35), lecz czy jest to akt godny pochwały gdy jest wynikiem przymusu? Kiedy Paweł mówi Koryntianom, że Bóg kocha radosnego dawcę (2 Kor 9,7), rozumiał, że wprowadzenie obowiązku oddawania nie przyniesie tego samego efektu, a zlecanie zbiórki stronie trzeciej, upoważnionej do użycia siły, podważy jego cel jakim było wzmacnianie solidarności między Żydami i poganami. Co więcej, stosowanie przymusu odmawia obu stronom doświadczenia łaski i wdzięczności, o których Biblia mówi tak wiele.

Mimo to dobre intencje nie wystarczą, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę kwestię skali. Rzeczy, które działają w miniaturze, nie zawsze działają równie sprawnie gdy pomnoży się je przez dziesięć milionów procent, z liczby około trzech tysięcy do ponad 300 milionów. Większość z nas dobrowolnie praktykuje pewną formę socjalizmu – dawaj według możliwości, bierz według potrzeb – na najbardziej podstawowym poziomie, czyli w naszych własnych rodzinach. Ale powoływanie się na rozmnożenie ryb i bochenków przez Jezusa jako “dokładnie to, co chcemy zrobić z socjalizmem”, jak zrobił to Fidel Castro, nie ma podstaw ani w Biblii ani w ekonomii. Will Durant napisał kiedyś, że “Cezar i Chrystus spotkali się na ringu i Chrystus wygrał” (www.bartleby.com). Gdyby w niecierpliwości lub nieroztropności Kościół poparł socjalizm, rywalizacja na arenie politycznej mogłaby potoczyć się zgoła odmiennie.

Powoływanie się na Nowy Testament w uzasadnieniu przyjęcia polityki socjalistycznej, wiąże się także z pominięciem innej niewygodnej prawdy. Wydaje się, że wczesnochrześcijańskie ćwiczenia z kolektywizmu nie sprawdziły się nawet na małą skalę. Paweł podróżował wokół Morza Śródziemnego, od Turcji na wschodzie, z planami odwiedzenia Hiszpanii na zachodzie, zbierając fundusze na wsparcie wspólnoty w Jerozolimie poprzez zbieranie charytatywnych darów od pogańskich chrześcijan w diasporze (Rz 15:14-32; 1 Kor 16:1-4; 2 Kor 8:1-9:15). Ta akcja pomocy, ten najwcześniejszy przykład redystrybucji dóbr przypomina, że kościół w Jerozolimie był pozbawiony środków do życia. Częścią porozumienia z Piotrem, Jakubem i Janem w sprawie opracowania strategii misyjnej było to, że Paweł będzie “pamiętał o ubogich” w Jerozolimie (Ga 2:10). Był to symboliczny gest solidarności ponad podziałami etnicznymi i kulturowymi, który miał wzmocnić więzi między grupami naturalnie skłonnymi do wzajemnej nieufności, ale także dotyczył bardzo konkretnej potrzeby. Doceniali myśli i modlitwy zawarte w listach Pawła, ale równocześnie bardzo potrzebowali pomocy finansowej.

Nawet przy najlepszych intencjach i najczystszych motywach, ocenianych w kategoriach ekonomicznych, ten domniemany socjalistyczny eksperyment okazał się porażką. Jest tak nawet jeśli za “sukces” uznać chociażby minimalną samowystarczalność finansową. Można zaryzykować stwierdzenie, że pierwsza z wielu porażek socjalizmu odegrała kluczową rolę w ostatecznym sukcesie chrześcijaństwa, ponieważ Paweł szeroko i daleko rozprzestrzeniał dobrą nowinę, próbując zebrać pieniądze na wsparcie eksperymentu w Jerozolimie, który nie mógł się sam utrzymać. Można to nazwać opatrznością. Można to też nazwać prawem niezamierzonych konsekwencji.

Stworzenie bardziej sprawiedliwego i zamożnego społeczeństwa jest celem który wszyscy podzielamy. Uczniowie Karola Marksa, tak samo jak uczniowie Adama Smitha, byliby zachwyceni gdyby znaleźli w Dobrej Księdze wyraźny mandat dla swoich politycznych receptur. Jest to pokusa obustronna. Być może poprzedni papieże powstrzymali się, a obecny papież powinien się powstrzymywać od głoszenia socjalizmu, w uznaniu naszej ludzkiej omylności w ocenie przyjętych sposobów i użytych środków, nawet jeśli cele do których dążymy są tak pożądane.

Patrick Gray (lawliberty.org)

tłumaczył MR