Odrodzenie neo-purytanizmu.

Jest takie powiedzenie: “żaden dobry uczynek nie uchodzi bezkarnie”. Jego autorem jest podobno Clare Booth Luce, amerykańska pisarka i dramatopisarka, republikańską kongresmenka, ambasadorka i żonę Henry’ego Luce’a, współzałożyciela Time’a. Oznacza ono, że wszystkie podarunki są w istocie przeklęte, ponieważ wszystko ma swój koszt, nawet jeśli w danym momencie nie został on określony. Dobre uczynki i dobre intencje często przynoszą efekt odwrotny od zamierzonego. Istnieją bardzo konkretne powody by wystrzegać się ludzi o dobrych intencjach, ponieważ w tych sferach, jak to ujął Donald Rumsfeld, pełno jest niewiadomych.

Są tacy, którzy czynią dobro z powodu szczerej chęci pomocy, ale oni są rzadkością. Czy sugestia, że większość czyni dobro nie tyle dlatego że chce pomóc, ale dlatego że sprawia im to przyjemność nie ociera się o cynizm? Nie można jednak krytykować tej szlachetnej motywacji, ponieważ istnieją dowody na to, że czynienie dobra stymuluje naszą sferę immunologiczną, a my odnosimy korzyści zarówno fizjologiczne jak i psychiczne. Mówi się, że stan szczęścia wzmacnia funkcje odpornościowe, kiedy więc czynimy dobro i jesteśmy z siebie zadowoleni, oznacza to że czujemy się szczęśliwi.

Tak więc, do pewnego stopnia jesteśmy zaprogramowani aby pomagać, ale jest to kwestia intensywności i czasu trwania tego procesu. To co często jest pomijane, to skutki naszych działań powodowane przez siły o których nie myślimy. W terminologii jungowskiej nazywa się to efektem Cienia i zakłada, że to co jest robione świadomie, wywoła dążenie do równowagi w nieświadomości. Im bardziej ekstremalne działania lub przekonania, tym bardziej ekstremalna będzie odpowiedź – lub jak kto woli, przekleństwo – które niesie ze sobą dobry uczynek. W psychologii analitycznej, Cień (znany również jako kompleks ego-dystoniczny, stłumione id, aspekt cienia lub archetyp cienia) jest nieświadomym aspektem osobowości, który stoi w sprzeczności z ideałem ego, prowadząc do oporu ego i w efekcie projekcji Cienia.

Cokolwiek robimy lub myślimy, zawsze działają na to też inne siły. Jednak nigdy nie odbywa się to bardziej intensywnie, niż gdy na pierwszym planie pojawiają się kontrolery postaw takie jak dogmatyzm purytanizmu, ścisłe zasady i poprawność. To właśnie wtedy akolici stają się pełnoprawnymi wyznawcami. Proces ten nie odbywa się z dnia na dzień, ale jest powolnym i często nieświadomym sączeniem, które ostatecznie przejawia się w fanatycznym i bezkompromisowym dążeniu do religijnych, politycznych lub innych ideałów. Gorliwość nie zna granic, i działa z taką samą mocą na tych którzy domagają się Głosu obecnie, wyznawców weganizmu czy wszechogarniającej przebudowy społeczeństwa w imię zmian klimatycznych, jak kiedyś działała na purytanów.

Definicja słowa “purytanin” została po raz pierwszy zastosowana pod koniec XVI i w XVII wieku w stosunku do angielskich protestantów, którzy chcieli uprościć i uregulować zasady swojego kultu. Ludzie ci popierali i brali udział w polowaniach na czarownice i makabrycznych aktach śmierci wielu osób. Byli oni gotowi podjąć wszelkie działania aby się “oczyścić”. Żaden mężczyzna, kobieta ani dziecko nie mogli skalać ich czystego świata i ich jeszcze czystszych wierzeń.

Czy w dzisiejszych czasach coś z tego nie brzmi nadzwyczaj znajomo?

W dzisiejszym świecie takie purytańskie przekonania, czasami graniczące z fanatyzmem, są wszędzie wokół nas – weźmy choćby zmiany klimatyczne, “prawa” zwierząt, nakazy COVID i obowiązkowe terapie związane z wirusem. Agendy zielonych/ludowych stają się świętością. Coraz częściej wychodzi na to, że nawet nasze wybory żywieniowe, jak choćby opór w przyjmowaniu weganizmu, mogą odzwierciedlać rzekome braki moralne. Osławiona wegańska aktywistka Tash Peterson terroryzowała gości w restauracji Outback Jack’s w Perth, będąc przebraną w biały fartuch i spodnie pokryte sztuczną krwią. Nie można odmówić jej zaangażowania, nawet jeśli mylność jej osądów jest oczywista. Pani Peterson jest słownikową ilustracją nietolerancyjnego nadgorliwca.

Ostatnie kilka naznaczonych wirusem lat przyniosło takie neopurytańskie postawy w nauce, medycynie i polityce. Wszystko to było usłużnie wspierane przez media głównego nurtu.

Osoby nieszczepione zostały zdemonizowane w bezprecedensowy sposób, i z powodów które nigdy nie miały zastosowania do żadnej innej terapii medycznej.

Czy pamiętają Państwo czas, gdy wirus był “pandemią niezaszczepionych”? (www.dw.com/pl www.medonet.pl trojka.polskieradio.pl – linki przyp. MR)

Jak mówiono nam, że zaszczepieni nie mogą zarazić się chorobą ani jej przenosić? (www.rmf24.pl www.pap.pl www.youtube.com – fajne komentarze – linki przyp. MR)?

Że wszyscy którzy śmieli wykazać wątpliwość wobec medycznej nieomylności zarządców, kierowali się złymi zamiarami wobec swoich bliskich? (wyborcza.pl www.medonet.pl www.money.pl – linki przyp. MR)

Oczywiście dzisiaj już wiemy, że to wszystko były bzdury, ale przez miesiące, a nawet lata, histeryczne siły spod znaku “zaszczep się, albo…”, kreowały tych którzy chcieli dokonać własnego wyboru na współczesną wersję osób które niegdyś uważano za będące w zmowie z szatanem.

COVID przypomina – te siły drzemią pod powierzchnią społeczeństwa i czekają na okazję i zachętę do ponownego ujawnienia się.

Ale czekajcie, jest jeszcze więcej – i wcale nie jest lepiej. Coraz częściej, w wielu systemach wierzeń podejście jest radykalizowane ponad wszelki rozsądek. Fundamentalizm pędzi na fali samosądu i fanatyzmu. Żyjemy w czasach, kiedy ludzie zostali nazwani “rakiem na ciele planety” (www.researchgate.net), pytano o to w niejednej gazecie i twierdzi tak wielu weekendowych neopurytanów (www.dailykos.com).
Jaki stan psychiczny reprezentowało będzie dziecko, które zostało nauczone, że ono i wszyscy inni ludzie są chorobą? Jak na ironię, taka perspektywa odzwierciedla chrześcijańskie przekonanie, że wszyscy jesteśmy grzesznikami, jednak jest to obraz znacząco zniekształcony. Wynaleźliśmy nową formę grzechu, a pragnienie oczyszczenia u fanatyków rośnie w siłę i staje się coraz bardziej natarczywe.

Zmiany klimatyczne wydają się rujnować kołnierze purytanów bardziej niż większość. Ci, którzy ośmielają się kwestionować narrację o zagładzie, są uważani za niegodziwych. Według Mary Robinson, byłej wysokiej komisarz ONZ ds. praw człowieka i specjalnej wysłanniczki do spraw zmian klimatycznych, zaprzeczanie zmianom klimatycznym jest nie tylko ignorancją, ale “złośliwością i złem”. (www.theguardian.com)

Jak bardzo różni się to od procesu czarownic w Salem w stanie Massachusetts w 1693 roku, kiedy to za posiadanie brodawki lub znamienia można było trafić na szubienicę? Współczesne brodawki i znamiona, to opinie które podważają obowiązującą narrację. Opinie wystarczą, by nawet wysoko wykwalifikowani specjaliści spłonęli na metaforycznych stosach, a ich życie i kariera zostały zniszczone.

Lekarze są pozbawiani licencji i zwalniani za kwestionowanie ciągle zmieniających się oficjalnych wytycznych w sprawie COVID. Jak w takich warunkach można liczyć na dobrą naukę i bezpieczną medycynę? Czym to się różni od religijnego fanatyzmu z przeszłości, gdzie rozum i zdrowy rozsądek zostały zdeptane w imię dogmatycznej i przymusowej wiary?
Pocieszającą wiadomością – przynajmniej jedną – jest wiadomość o nowym stowarzyszeniu medycznym, Australian Medical Professionals Society (www.spectator.com.au), które ma bronić prawa lekarzy do mówienia i działania zgodnie z ich wiedzą. Takie działania nie są podejmowane przez zwykle dyskretną i przeważnie konserwatywną profesję medyczną, chyba że istnieje naprawdę poważny ku temu powód.
Australijska Gildia Farmaceutów stawia się między lekarzem a pacjentem, nakazując swoim głównym aptekom, aby nie realizowały zgodnych z prawem recept, w tym przypadku na iwermektynę (quadrant.org.au). I nie dajcie się zwieść wiecznie cytowanemu, skolonizowanemu przez lewicę stowarzyszeniu AMA, które obecnie reprezentuje mniej niż jedną trzecią australijskich lekarzy. W 1962 roku było to 92%. Przynajmniej teraz niektórzy z nich zabierają głos.

Początek epoki neopurytańskiej poprzedzony był przez więcej niż jedno pokolenie, które zostało wychowane w przekonaniu, że nie tylko mogą mieć wszystko, ale są do tego uprawnieni i nie mogą się mylić. Jakim darem byliby oni dla fanatyków w XVII wieku, przekonanych o swojej prawości i nadanej przez Boga szlachetności ich sprawy.

Spróbujcie porozmawiać z kimś przekonanym, że zmierzamy do globalnej katastrofy klimatycznej (www.telegraph.co.uk – link przyp. MR), albo że zwierzęta są równe ludziom i powinny być tak traktowane (www.stefczyk.info solidaryzm.eu – linki przyp. MR), a echa tych pierwotnych purytanów słychać będzie głośno i wyraźnie. Kiedy fanatyczne przekonania osiągają temperaturę wrzenia, zaraz przed wybuchem nietolerancji i pogardy, to co następuje później zwykle zapisane jest krwią.

Roslyn Ross (quadrant.org.au)

tłumaczył MR

———————————————————————————————————————————–

Jeśli dobrnęliście do tego miejsca i towarzyszy wam przemożne uczucie, że to co przeczytaliście powyżej to jakieś nieprawdopodobne majaki, że takie idee nie mogą kiełkować w świadomości nowoczesnych społeczeństw, a przedstawiciele homo sapiens mówiący otwarcie o równouprawnieniu ludzi i zwierząt to tylko projekcje niezrównoważonych umysłów. Aby zniwelować wzbierający w was dysonans poznawczy, poniżej streszczenie artykułu który ukazał się 21 stycznia br. w renomowanym medycznym czasopiśmie The Lancet, artykuł ten traktuje wręcz o konieczności dążenia do zrównania dobrostanu ludzi i zwierząt, i wszystko to ma się odbywać ostatecznie dla dobra człowieka.

Dzisiaj trudno sobie wyobrazić taką sytuację, jednak nawiązując do drugiego akapitu wcześniejszego tekstu, są na świecie ludzie którym niesienie tego co w ich mniemaniu jest “pomocą” daje uzależniające poczucie przyjemności. Strach pomyśleć co będzie, gdy po tych idealistach-altruistach do władzy dojdą inni “ulepszacze” którzy stwierdzą, że w sumie jak już akceptujemy społecznie zrównanie praw ludzi i zwierząt, to można równie dobrze, a na pewno technicznie o wiele łatwiej i znacznie taniej, dostosować prawa tych pierwszych do tych drugich. Po tym pozostałoby już tylko założyć “zrównanym” ludziom na szyje łańcuchy i zagonić do tępej roboty. Zniknie wtedy również to, co czyni pomysły zrównywania praw gatunków tak irracjonalnymi – bariera językowa. Niewolnik nie musi się odzywać, a jedynym środkiem komunikacji który ma uznawać jest bat jego nadzorcy.

Wizji prezentowanych w artykule powyżej oraz poniżej nikomu z Państwa, łącznie z samym sobą, nie życzę. Jednak doktryny przedstawiane w tych tekstach powinny dawać wiele do myślenia osobie, która próbuje odpowiedzieć sobie na coraz bardziej fundamentalne pytanie – po co ci broń?

MR

———————————————————————————————————————————–

Jedno zdrowie: apel o sprawiedliwość ekologiczną.

Przekonanie, że dobrostan jednostki jest bezpośrednio związany z dobrostanem ziemi ma długą historię w rdzennych społeczeństwach. Obecnie termin One Health stał się ważnym pojęciem w globalnym zdrowiu. Panel ekspertów wysokiego szczebla definiuje One Health jako “zintegrowane, jednoczące podejście, które ma na celu zrównoważenie i optymalizację zdrowia ludzi, zwierząt i ekosystemów. Uznaje ono, że zdrowie ludzi, zwierząt domowych i dzikich, roślin i szerszego środowiska (w tym ekosystemów) są ściśle powiązane i wzajemnie zależne.” 19 stycznia opublikowaliśmy nową czteroczęściową Serię online na temat One Health i globalnego bezpieczeństwa zdrowotnego, która analizuje obecne rozumienie potencjalnych sytuacji kryzysowych w zakresie zdrowia publicznego i bada, w jaki sposób skuteczne przyjęcie One Health mogłoby poprawić globalne bezpieczeństwo zdrowotne. Chociaż opracowanie skupia się na gotowości w sytuacji pandemii, One Health wykracza daleko poza pojawiające się infekcje i nowe patogeny. Pojęcie to jest podstawą do zrozumienia i zajęcia się najbardziej egzystencjalnymi zagrożeniami dla społeczeństw, w tym opornością na środki przeciwdrobnoustrojowe, brakiem bezpieczeństwa żywnościowego i żywieniowego oraz zmianami klimatycznymi.

Współczesne podejście do zdrowia ludzkiego przyjmuje czysto antropocentryczny punkt widzenia – zakłada się, że to człowiek stoi centrum uwagi i troski medycznej. One Health umieszcza nas w połączonej i współzależnej relacji z nie-ludzkimi zwierzętami i środowiskiem. Konsekwencje tego myślenia pociągają za sobą subtelną, ale dość rewolucyjną zmianę perspektywy: całe życie jest równe i wymaga takiej samej troski. To zrozumienie ma fundamentalne znaczenie dla rozwiązania pilnych problemów zdrowotnych na styku człowiek-zwierzę-środowisko. Na przykład, zapewnienie rosnącej populacji światowej zdrowej diety pochodzącej ze zrównoważonych systemów żywnościowych jest pilną, niezaspokojoną potrzebą. Wymaga to całkowitej zmiany naszych relacji ze zwierzętami. Komisja EAT-Lancet przyjmuje sprawiedliwe podejście, zalecając ludziom odejście od diety opartej na zwierzętach na rzecz diety opartej na roślinach, co nie tylko przynosi korzyści dla zdrowia ludzi, ale także dla zdrowia i dobrostanu zwierząt.

Pandemia COVID-19 stanowi ważny przykład potrzeby podejścia typu One Health. W analizach sukcesów i porażek w zarządzaniu pandemią priorytetowo potraktowano systemy opieki zdrowotnej oraz zapewnienie szczepionek i leków przeciwwirusowych. Jednak zrozumienie przyczyn pandemii wymaga szerszej perspektywy ekologicznej. Lekcja ta nie została w pełni przyswojona i dlatego pozostajemy podatni na pojawiające się w przyszłości śmiertelne choroby zakaźne. Seria zaleca zaangażowanie większej liczby organizacji zajmujących się zdrowiem środowiskowym, aby lepiej zintegrować kwestie związane ze środowiskiem, dzikimi zwierzętami i rolnictwem, co pomoże rozwiązać problemy związane z rozprzestrzenianiem się chorób.
Jedną z konsekwencji podejścia One Health jest potrzeba zmniejszenia presji człowieka na środowisko – co samo w sobie jest ważną interwencją medyczną. Weźmy na przykład oporność na środki przeciwdrobnoustrojowe (AMR). Napędzana przez stosowanie i nadużywanie środków przeciwdrobnoustrojowych w sektorach ludzkich, zwierzęcych i środowiskowych oraz rozprzestrzenianie się opornych bakterii i genów oporności w obrębie tych sektorów i pomiędzy nimi, oporność na środki przeciwdrobnoustrojowe powoduje ogromne globalne żniwo (czy można tą dedukcją zastosować również do nadużywania szczepionek mRNA? – przyp. MR). Szacuje się, że w 2019 r. z powodu zakażeń bakteriami opornymi na antybiotyki zmarło 1-2 mln osób, a kolejne 4-95 mln zgonów związanych jest z bakteryjną AMR w skali globalnej. Tylko poprzez zastosowanie podejścia One Health można osiągnąć działania w celu rozwiązania problemu AMR.

Ogromnym problemem jest ryzyko pogłębienia nierówności, ponieważ sieci One Health są w dużej mierze zlokalizowane i wyposażone w zasoby w krajach o wysokim dochodzie. Obecna struktura instytucji, procesów, ram regulacyjnych i instrumentów prawnych w ramach programu One Health doprowadziła do fragmentacji wielostronnego krajobrazu bezpieczeństwa zdrowotnego. Jak wskazuje drugi dokument z tej serii, potrzebne jest w tej materii bardziej egalitarne podejście. Podejście które nie jest protekcjonalne lub kolonialne w mówieniu krajom o niskich i średnich dochodach co powinny robić. Na przykład żądanie zamknięcia miejsc handlu żywymi zwierzętami i surowym mięsem, aby powstrzymać pojawiającą się chorobę odzwierzęcą, może być technicznie poprawne, ale jeśli nie uwzględni się tych którzy utrzymują się z tego handlu, One Health tylko pogorszy życie tych, o których rzekomo się troszczy (Tutaj delikatne nawiązanie do chińskiego wirusa i wpływu proponowanej filozofii na chińską ekonomię. Producenci żywności z Europy nie są przedmiotem zmartwień autorów artykułu, najwyżej przerzucą się na hodowlę świerszczy – przyp. MR). Dekolonizacja wymaga słuchania tego, co mówią kraje i jakie są ich potrzeby. W związku z trwającym światowym kryzysem gospodarczym (Bank Światowy przewiduje gwałtowny spadek wzrostu gospodarczego i gwałtowny wzrost zadłużenia, które najbardziej dotkną kraje rozwijające się), program One Health należy wdrażać z wyczuciem.
W rzeczywistości “Jedno zdrowie” będzie realizowane w krajach, nie poprzez umowy między organizacjami wielostronnymi, ale poprzez przyjęcie zasadniczo innego podejścia do świata przyrody. Podejścia, w którym troszczymy się o dobrostan zwierząt innych niż człowiek i środowisko naturalne w takim samym stopniu jak o ludzi. W najprawdziwszym sensie One Health jest wezwaniem do sprawiedliwości ekologicznej, a nie tylko zdrowotnej.

One Health: a call for ecological equity
The Lancet
Published: January 21, 2023DOI: https://doi.org/10.1016/S0140-6736(23)00090-9

tłumaczył MR