Największa szkolna tragedia w dziejach Ameryki.

Tragiczne strzelaniny do których doszło w szkołach, Columbine, Sandy Hook i Parkland najprawdopodobniej na zawsze pozostaną w naszej pamięci.

Te wydarzenia uwydatniły nasze absolutnie najgorsze narodowe cechy i nie powinny zostać zapomniane. Każde z nich sprowadzało nas do pytania, kiedy nasze społeczeństwo zboczyło na złą drogę i jaką rolę odegrała w tym współczesna kultura mediów, rozrywki i oczywiście broni, pozwalając na to aby takie incydenty zaistniały w przestrzeni publicznej.

Jednak najbardziej tragiczna masakra szkolna w historii USA została praktycznie całkowicie wyeliminowana z tej dyskusji.

Niewielu dziś pamięta o masakrze w szkole w Bath, a media rzadko – o ile w ogóle – wspominają o niej, obok innych masowych morderstw. Powodem jest to, że niestety nie pasuje ona do współczesnej narracji.

Chociaż zginęły w niej 44 osoby, w tym 38 dzieci, nikt nie może winić za to gier wideo, a sugerowanie, że to brutalne filmy miały na to wpływ byłoby sporym nadużyciem, ponieważ ten tragiczny dzień miał miejsce 18 maja 1927 roku. W przeciwieństwie do innych masowych zabójstw w szkołach, które miały miejsce głównie na przedmieściach dużych miast, to miało miejsce w małym miasteczku Bath Township w Michigan, położonym około stu mil na północny zachód od Detroit.

Jeszcze bardziej godny uwagi jest fakt, że zabójca, lokalny farmer i skarbnik rady szkolnej Andrew Kehoe, nie użył w tym barbarzyńskim akcie broni palnej. Użył on zdemobilizowanego dynamitu i innych materiałów wybuchowych pochodzących z czasów pierwszej wojny światowej i wysadził z ich pomocą budynek szkoły z dziećmi w środku.

Jako rolnik i skarbnik rady szkolnej Kehoe był niezadowolony, że wszyscy uczniowie z regionu zostali przeniesieni do nowej szkoły. Poprawiło to warunki kształcenia uczniów, ale spowodowało również wzrost podatków. Kehoe otwarcie sprzeciwiał się tej decyzji i oskarżał kuratora oświaty o niegospodarność fiskalną. W przeciwieństwie do stereotypowego “wycofanego odludka”, Kehoe był żonaty i miał reputację osoby oszczędnej, posiadającej jednak gorący temperament.

Kehoe, który był również wykwalifikowanym elektrykiem, w miesiącach poprzedzających masakrę doświadczył kilku życiowych dramatów. Jego żona była chora na gruźlicę, przegrał w wyborach na urzędnika miejskiego, a następnie stanął w obliczu utraty swojej farmy, po tym gdy zaczął zalegać ze spłatą hipoteki. Ci, którzy go znali, widzieli że się zmienił. Coraz częściej był w mrocznym nastroju i niewiele robił by utrzymać swoją własność.

Wielu uważało, że mógł on planować samobójstwo. Nie wiedzieli tylko, że nie chciał odejść sam.

18 maja 1927r. zamordował swoją żonę, zabił dwa konie i wysadził w powietrze swoje gospodarstwo.

Niestety, to mu nie wystarczyło. Potajemnie podłożył materiały wybuchowe w szkole. O 9:45 ładunek został zdetonowany w jej północnym skrzydle. Do wywołania opóźnionej eksplozji użyto zwykłego budzika. Trzydzieści minut później, Kehoe przyjechał swoją, wypełnioną materiałami wybuchowymi, ciężarówką pod szkołę. Zdetonował wtedy kolejną bombę, zabijając dyrektora szkoły, trzy inne osoby i siebie.

Policja odkryła później kolejne 500 funtów dynamitu w południowym skrzydle budynku szkoły. Tylko zwarcie w okablowaniu sprawiło, że nie doszło do tragedii o znacznie większych rozmiarach. W sumie zginęło czterdzieści pięć osób, a kolejne pięćdziesiąt osiem zostało rannych. Wśród zabitych była prawie jedna czwarta dzieci z miasta.

To masowe morderstwo trafiło oczywiście na pierwsze strony gazet. Media próbowały nadać tej tragedii jakiś sens. Kehoe został uznany za szaleńca, obłąkańca lub był przedstawiany jako dziwak. Jednak w tamtym czasie niewiele wiedziano na temat chorób psychicznych, a niektóre doniesienia sugerowały, że wpływ na jego postępowanie mogły mieć doznane wcześniej urazy głowy.

Jednak nawet w czasach gdy nie obowiązywał 24-godzinny cykl informacyjny, historia ta nie przyciągnęła wielkiej uwagi czytelników. Dwa dni później Charles Lindbergh pomyślnie zakończył swój pierwszy w historii transatlantycki lot bez międzylądowania, gigantyczny zamach bombowy zniknął więc z pierwszych stron gazet.

Miasto powoli się odbudowywało. Szkoła została naprawiona w ciągu następnego roku i stała aż do lat 70-tych, kiedy to została zburzona i zastąpiona parkiem pamięci.

Chociaż dokładny motyw masakry nigdy nie został wyjaśniony, Kehoe pozostawił pewną wskazówkę na tablicy przymocowanej do ogrodzenia swojej posesji. Napis na niej brzmiał: “Nie rodzimy się przestępcami, stajemy się nimi”.

Peter Suciu (www.19fortyfive.com)

tłumaczył MR

To co buduje frustrację, to w dzisiejszych czasach serwowana ludziom przez każdą dziurę kultura narcyzmu i egocentryzmu, ubrana w filozofię kultu ciała i sukcesu mierzonego zasobnością portfela. Ta frustracja materializuje się w strasznych rzeczach, które niektórzy postanawiają zrobić aby zdobyć swoje pięć minut sławy. Jeśli faktycznie takie są obecnie źródła aktów barbarzyńskiej brutalności wobec niewinnych, to problem dostępności broni palnej nie gra tu żadnej, albo odgrywa jedynie marginalną rolę. Człowiek wyzuty z uczuć wyższych na tyle, że decyduje się mordować innych w imię zaspokojenia swojej potrzeby bycia zauważonym nie będzie przykładał wielkiej wagi do środków. Tutaj liczy się jedynie cel, a celem jest skupienie na sobie uwagi innych. Znamiennym przypadkiem jest tutaj niedawne morderstwo w szkole w Nashville. W powypadkowej analizie faktów skupiono się dla odmiany nie na narzędziu (poza Bidenem, który każdorazowo po takim incydencie, jak katarynka, powtarza swoją mantrę o zaostrzeniu kontroli broni) a na motywach napastniczki związanych z jej kryzysem tożsamości. Ta dziewczyna nie urodziła się morderczynią, coś doprowadziło do tego, iż uznała że to właśnie atak na bezbronne dzieciaki w szkole będzie jej największym życiowym osiągnięciem. Tak doniosłym, że była gotowa oddać za to własne życie.
Może należy przyłożyć większą wagę do tych zagadnień w analizie przypadków masowych strzelanin? Jest to co prawda materiał o znacznie mniejszej nośności politycznej, który na dodatek dotyka prawdziwego i bardzo trudnego problemu, a takich rzeczy jak ognia unikają zawodowi politycy, ale przesunięcie ciężaru dyskusji z “czym” na “dlaczego” byłoby obecnie odważnym aktem odpowiedzialności i być może doprowadziłoby do uzyskania prawdziwej odpowiedzi na trapiące społeczeństwo problemy.

MR