Czyżby to koniec polityki “Willkommen” w Niemczech?

Wir schaffen das! Któż mógłby zapomnieć o tym haśle Angeli Merkel z 31 sierpnia 2015 roku, które najlepiej przetłumaczyć jako “Tak, możemy!”. Było to zaraz po tym jak otworzyła granice swojego kraju dla setek tysięcy migrantów torujących sobie drogę z Syrii, Afganistanu i innych miejsc na Bliskim Wschodzie. W liberalnej prasie anglofilskiej Niemcy zostały praktycznie z dnia na dzień przemianowane na humanitarne supermocarstwo. Wyglądało to tak, jakby tym wielkim, ryzykownym gestem Niemcy wreszcie odpokutowały za zbrodnie przeszłości.

W 2023 roku Niemcy, podobnie jak cała Europa staną w obliczu nowej, ogromnej fali uchodźców, ale powszechny nastrój pewności, który uosabiało hasło Wir schaffen das!, dawno już przygasł. Następca Merkel, Olaf Scholz mówi, że podejmie bezprecedensowe kroki w celu ograniczenia imigracji.

W tamtych upojnych dniach 2015 roku wolontariusze witali na dworcu głównym w Monachium pociągi pełne wyczerpanych ludzi paczkami z żywnością i oklaskami. Ja również odegrałem maleńką rolę w Willkommenskultur. W deszczowy wieczór w listopadzie tego samego roku, za pośrednictwem zorganizowanej przez wolontariuszy grupy czatowej, odebrałam Syryjczyka po trzydziestce o imieniu Mohammed z tłumu ludzi przed przepełnionym biurem rejestracji uchodźców w Berlinie, dałam mu posiłek i miejsce na noc, a następnie rano odwiozłam go z powrotem. Nie mieliśmy wspólnego języka, ale pokazał mi zdjęcie swojej żony i dwójki dzieci w Aleppo. Zrozumiałem, że jest mechanikiem samochodowym. Dałem mu swój numer, w razie gdyby czegoś potrzebował, wiedząc, że nigdy nie zadzwoni.

Wielu Niemców zrobiło znacznie więcej niż ja, goszcząc rodziny uchodźców przez całe miesiące i lata. Pomagali im w kwestiach biurokratycznych i językowych. Osiem lat później można znaleźć niezliczone przykłady tego, jak Syryjczycy i ludzie innych narodowości z powodzeniem osiedlili się w Niemczech, od znakomitych syryjskich restauracji w Berlinie, przez młodych ludzi którzy znaleźli pracę w branży technicznej, po wioskę na rzekomo wrogim Wschodzie, gdzie przybycie syryjskich rodzin oznaczało, że lokalna szkoła mogła pozostać otwarta.

Potem pojawiły się trudniejsze sprawy. Doniesienia o brutalnych przestępstwach z udziałem imigrantów wstrząsnęły do głębi zwolennikami Willkommenskultur: pochłaniający 12 ofiar atak ciężarówki na jarmark bożonarodzeniowy w Berlinie w 2016 r., dokonany przez bezskutecznie ubiegającego się o azyl Tunezyjczyka, napaść seksualna na dziesiątki kobiet dokonana przez tłum w dużej mierze imigranckich mężczyzn w Kolonii w noc sylwestrową w 2015 r. Niemniej jednak, pomimo ogromnego obciążenia dla niemieckiej służby zdrowia, opieki społecznej i systemów edukacyjnych, w ciągu roku lub dwóch pojawiło się ogólne poczucie, że imigracja jest w zasadzie ponownie pod kontrolą, nie tylko dzięki chwiejnemu układowi Merkel z Turcją, w ramach którego Erdoğan zgodził się przyjąć z powrotem “nadmiarowych” migrantów, którzy dotarli z Turcji na wyspy greckie, w zamian za miliardy euro dotacji.

Układ Merkel z Turcją może się jednak rozsypać, jeśli konkurent Erdoğana, Kemal Kılıçdaroğlu, wygra drugą turę wyborów prezydenckich w tym kraju. Erdoğan przyrzekł odesłać miliony Syryjczyków do Syrii, choć niektórzy z nich mogą ponownie ryzykować przedostanie się do Europy. Tymczasem milion ukraińskich uchodźców uciekających przed wojną osiedliło się w Niemczech. Być może z powodu wewnętrznej europejskiej solidarności Ukraińcy otrzymują preferencyjne warunki bytowania i od razu prawo do pracy oraz takie same świadczenia socjalne jak Niemcy. Jednocześnie stale rośnie też liczba uchodźców i azylantów z innych krajów, ludzi z Afganistanu, Iranu, Iraku, Gruzji, Mołdawii i wielu innych miejsc. Według szacunków grupy parlamentarnej CDU w tym roku o azyl w Niemczech ma się ubiegać 300 tys. migrantów spoza Ukrainy.

W związku z rosnącą liczbą przybyszy zaczęły się także pojawiać nowe napięcia. W szkole w Ludwigshafen, gdzie 98% dzieci pochodzi z rodzin imigrantów, jedna trzecia uczniów musiała powtórzyć pierwszy rok z powodu braku podstawowej znajomości języka niemieckiego. Pojawiły się również doniesienia o przemocy na tle rasowym, jak na przykład w zeszłym tygodniu, gdy grupa uczniów, w większości imigrantów, uczestniczących w obozie matematycznym w jednej z miejscowości na dawnym wschodzie, została zaatakowana przez miejscowe dzieci wykrzykujące rasistowskie obelgi. Uczniowie zostali ewakuowani pod ochroną policji. Na wschodzie, gdzie sceptycyzm wobec wsparcia dla Ukrainy jest bardzo duży, zaatakowano również domy uchodźców, w których mieszkają Ukraińcy. We landach Saksonii i Turyngii antyimigracyjna Alternatywa dla Niemiec prowadzi w sondażach z 28% poparciem – to wywiera antyimigracyjną presję na polityczny mainstream.

W obliczu tego kryzysu koalicja spod znaku “sygnalizacji świetlnej” kanclerza Scholza, składająca się z socjaldemokratów, zielonych i liberałów, najwyraźniej zrozumiała, że sprawa jest poważna. Na zeszłotygodniowym “szczycie uchodźców” zobowiązał się on do przeznaczenia w tym roku dodatkowego 1 miliarda euro na działania w zakresie mieszkalnictwa, integracji i cyfryzacji, aby przyspieszyć proces ubiegania się o azyl. Nawet w 2023 roku, większość dokumentów imigracyjnych (i duża część reszty niemieckiego aparatu biurokratycznego) jest przetwarzana w formie papierowej. To, w połączeniu z poważnym niedoborem pracowników na wszystkich szczeblach administracji, oznacza, że obrabianie wniosków może trwać nawet dwa lata. A osoby ubiegające się o azyl mają jeszcze prawo do odwołania się od decyzji. Około 300 000 osób otrzymało zawiadomienia o deportacji, ale także tymczasowy status Duldung lub status “tolerowanego” z powodu szczególnych okoliczności humanitarnych lub osobistych. Duldung oznacza zazwyczaj, że można pracować – co oznacza, że wielu z nich znajduje pracę a następnie i tak zostaje deportowanych, ku zmartwieniu niemieckich firm zmagających się z brakiem pracowników.

Wydaje się jednak, iż Scholz zdał sobie sprawę z tego, że władze miejskie chcą ograniczyć napływ ludzi do Niemiec. Obiecał on na przykład więcej kontroli na granicach. Mówił o wzmocnieniu “infrastruktury” na zewnętrznej granicy UE, co oznacza więcej płotów, więcej pieniędzy dla agencji granicznej Frontex, więcej dronów obserwacyjnych. Chce rozszerzyć listę krajów uznanych za bezpieczne, co oznacza, że ich obywatele będą mieli zagwarantowane otrzymanie azylu. Oczekuje się, że w następnej kolejności zostaną dodane kraje kandydackie UE – Mołdawia i Gruzja.

Scholz opowiada się też za dwoma rozwiązaniami o których Komisja Europejska i inne państwa członkowskie mówią od lat. Pierwszą z nich jest szybka ścieżka rozpatrywania wniosków o azyl w miejscu w którym migranci wkraczają na terytorium UE, czyli w miejscach takich jak Malta czy Lampedusa. Odrzuceni wnioskodawcy mogliby wtedy zostać natychmiast odesłani do krajów z których przybyli.

To rodzi widmo koszmaru w zakresie praw człowieka, jakim jest odsyłanie imigrantów do krajów bezprawia, takich jak Libia – takim scenariuszom ma zapobiec drugie rozwiązanie: jest nim seria traktatów między UE a krajami Afryki i Bliskiego Wschodu, która wymagałaby od tych krajów przyjmowania z powrotem osób, którym nie udało się uzyskać azylu, a jednocześnie otwierałaby legalne drogi dla pewnej ilości imigracji zarobkowej do Europy. Nadzieja jest taka, że ludzie ci składaliby wnioski w swoich krajach zamiast ryzykować niebezpieczną przeprawę przez Morze Śródziemne, co z kolei mogłoby zapewnić siłę roboczą – wykwalifikowaną i niewykwalifikowaną – potrzebną starzejącemu się społeczeństwu o niskim wskaźniku urodzeń, w którym miliony osób z wyżu demograficznego wkrótce przejdą na emeryturę. Hiszpania ma już podobną umowę z Marokiem, ale przekonanie całej UE do tego rozwiązania będzie zadaniem iście herkulesowym.

Co ciekawe, w Niemczech duże zmiany polityczne często zachodzą pod przewodnictwem partii ideologicznie przeciwnych tym zmianom. W latach dziewięćdziesiątych centrolewicowa SPD ograniczyła opiekę społeczną. Małżeństwa osób tej samej płci i pierwsza płaca minimalna w kraju miały miejsce za rządów Merkel. Teraz SPD, wraz ze swoimi partnerami z Partii Zielonych i Liberałów, może zwiastować erę bardziej rygorystycznych przepisów imigracyjnych. To jednak dopiero początek. Zieloni najprawdopodobniej będą bojkotować te zmiany, lub przynajmniej zrobią co w ich mocy aby zapewnić drogę dla prawdziwych azylantów, którzy są prześladowani z powodu swoich przekonań lub tożsamości seksualnej.

Jest więc mało prawdopodobne, że Niemcy zamienią się w gigantyczną Danię, w której nawet pod rządami socjaldemokratów nie ma szans na poluzowanie polityki imigracyjnej. Niemcy twierdzą, że nie będą brać udziału w wyścigu na dno, i nie będą stosować cięcia zasiłków dla uchodźców jako środka odstraszającego. Nie jest tajemnicą, że urzędnicy od Grecji po Szwajcarię zachęcają migrantów do podróży do Niemiec, co jest sprzeczne z rozporządzeniem dublińskim, zgodnie z którym osoby ubiegające się o azyl powinny składać wniosek w pierwszym kraju UE w którym postawią stopę. Jednak rok 2015 udowodnił, że porozumienia te był niewykonalne od samego początku. W ramach nowego ogólnoeuropejskiego porozumienia, Niemcy mają nadzieję na równiejsze rozłożenie osób ubiegających się o azyl i uchodźców na całym kontynencie – to prawdopodobnie też jedynie utopijne mrzonki.

Niezależnie jednak od tego co wydarzy się w nadchodzących miesiącach, nowy kurs imigracyjny Scholza już zmienił to co wypada mówić politykom głównego nurtu. Były minister zdrowia i imigracyjny ekstremista Jens Spahn z CDU, który pamiętnie narzekał na palący problem kulturowy, jakim był wstyd arabskich mężczyzn zmuszonych do brania prysznica na siłowni w bieliźnie, złamał w zeszłym tygodniu na czacie azylanckie tabu. Powiedział on: Być może Niemcy muszą ponownie przemyśleć prawo do azylu politycznego zakotwiczone w konstytucji z 1949 roku, która jest przestarzała, ponieważ została opracowana w odpowiedzi na masowe ruchy ludności w Europie po wojnie. Skoro Niemcy były odpowiedzialne za ogromne ludzkie nieszczęście w czasie wojny, to powinny przyjąć otwarte stanowisko wobec uciskanych i prześladowanych uciekających przed dyktaturami w całej Europie i na świecie. Osiemdziesiąt lat później ciężar winy wojennej może już chyba zostać z nas zdjęty – a wraz z tym duch hasła Wir schaffen das! nabiera zupełnie nowego znaczenia.

Maurice Frank (unherd.com)

tłumaczył MR