76 lat temu Niemcy rozpoczęli budowę obozu zagłady “SS – Sonderkommando Sobibor”
- Autor: Andrzej Turczyn
- 1 marca 2018
- Brak komentarzy
76 lat temu, 1 marca 1942 r., w ramach “Akcji Reinhard”, której celem była zagłada ludności żydowskiej, Niemcy rozpoczęli budowę obozu w Sobiborze. Liczba wszystkich ofiar obozu “SS – Sonderkommando Sobibor” nie jest znana. Szacuje się, że do października 1943 r. Niemcy wymordowali w nim od 180 do ok. 250 tys. Żydów.
Na jego miejsce wybrano obszar położony wśród bagien i lasów, w pobliżu linii kolejowej Włodawa-Chełm, oddalony około 4 km od wsi Sobibór. Do obozu zbudowano bocznicę kolejową. Nadzór nad pracami sprawował kierownik Zarządu Budowlanego SS i policji w Zamościu, SS-Hauptsturmfuehrer Richard Thomala.
W kwietniu 1942 r. komendantem obozu w Sobiborze mianowany został SS-Obersturmfuehrer Franz Stangl. We wrześniu tego roku na stanowisku tym zastąpił go SS-Hauptsturmfuehrer Franz Reichleitner. Stangl objął funkcję komendanta obozu w Treblince.
Niemiecka załoga obozu w Sobiborze składała się z dwóch oficerów i około trzydziestu podoficerów, z których połowa przebywała na rotacyjnych urlopach. Oprócz nich obozu pilnowało około 120 ukraińskich strażników.
Teren samego obozu podzielono na kilka części. W obozie I były baraki mieszkalne i kuchnia dla więźniów oraz różnego rodzaju warsztaty, w których około 50 Żydów pracowało na potrzeby Niemców.
W obozie II pracowało około 400 więźniów, w tym około 100 kobiet. Znajdowały się w nim magazyny, w których przechowywano rzeczy odebrane zamordowanym, a także budynek administracyjny oraz niewielkie gospodarstwo rolne. Do tej części obozu przybywali Żydzi z transportów. Tu rozbierali się i stąd wyruszali do komór gazowych drogą nazywaną przez Niemców „Himmelfahrtstrasse” („Drogą do Nieba”).
Obóz III był miejscem zagłady. Tu początkowo działały trzy komory gazowe, jednak jesienią 1942 r. zwiększono ich liczbę do sześciu.
Pierwsze transporty kolejowe z ludnością żydowską trafiły do Sobiboru pod koniec kwietnia 1942 r. Ogromna większość Żydów była mordowana przez Niemców tuż po przybyciu do obozu. Tylko nielicznych wybierano do pracy w specjalnych komandach. Osoby starsze i chore przewożono na terem obozu III i tam je rozstrzeliwano. Pozostałym, po selekcji przeprowadzanej na rampie, kazano rozbierać się pod pozorem kąpieli. Kobietom obcinano włosy. Następnie nagich, podzielonych na grupy 50-100 osobowe, kierowano do komór gazowych. Nad wejściem do nich znajdowała się Gwiazda Dawida i napis “Łaźnia”. Uśmiercani spalinami z motoru diesla, dusili się w wielkich męczarniach przez 15-20 minut.
Ciała pomordowanych wyciągano z komór i przeszukiwano w celu znalezienia ukrytych kosztowności. Następnie wrzucano je do masowych grobów znajdujących się na terenie obozu III. Od jesieni 1942 r. palono je na specjalnych rusztach zrobionych z szyn kolejowych, a prochy wysypywano do dołów.
Na przełomie lipca i sierpnia 1943 r. w obozie powstała konspiracyjna grupa, którą kierował Leon Feldhendler, były prezes Judenratu w getcie w Żółkiewce.
W drugiej połowie września w jednym z ostatnich transportów z Mińska do Sobiboru przywieziono sowieckich jeńców pochodzenia żydowskiego. Wśród nich znalazł się por. Aleksander (Sasza) Peczerski, który stanął na czele tajnej obozowej organizacji.
Początkowo wybuch zbrojnego buntu w obozie planowano na 13 października 1943 r. Tego dnia jednak do Sobiboru nieoczekiwanie przybył oddział SS z obozu pracy w Ossowie. W związku z tym całą akcję przeniesiono na dzień następny.
14 października około godz. 16.00 w warsztacie krawieckim na terenie obozu zabity został zastępca komendanta – SS – Untersturmfuehrer Johann Niemann. W ciągu następnych niecałych dwóch godzin, jeszcze przed podjęciem otwartej walki, członkom konspiracyjnej grupy udało się zwabić do pomieszczeń gospodarczych i zabić kolejnych siedmiu esesmanów oraz jednego ukraińskiego strażnika. Uszkodzono również transformator oraz przecięto linie telefoniczne. Zdobyto także kilka sztuk broni.
Moment rozpoczęcia buntu w obozie tak opisywał jego więzień Thomas Toivi Blatt w książce „Z popiołów Sobiboru”: „Była 17.30. Najmniejsza nawet strata czasu mogła prowadzić do utraty elementu zaskoczenia – najważniejszej broni, jaką dysponowali więźniowie. Na rozkaz Saszy, Pożycki zagwizdał na apel 15 minut za wcześnie – autorytet kapo nie podlegał dyskusji i więźniowie zaczęli się schodzić. Teraz nowina o planie ucieczki rozchodziła się wśród więźniów lotem błyskawicy. Stojąc w kolumnie widziałem religijnych Żydów, którzy wracali do baraków i wyciągali z ukrycia białe modlitewne tałesy. Gromadzili się w pobliżu kuchni i kiwając się z przejęciem, recytowali Kadysz, modlitwę za zmarłych. (…) Inni żegnali się z przyjaciółmi i rozglądali się za jakąś bronią. Na placu gromadziło się coraz więcej zdenerwowanych Żydów. Zbliżał się krytyczny moment. Sasza usiłował uformować kolumnę, by poprowadzić ludzi w stronę bramy głównej, jak ustalono pierwotnie. Usłyszał jednak strzały. Z Chełma wrócił SS – Oberscharfuehrer Bauer i odkrył martwego Beckmana. Zaczął strzelać do dwóch więźniów wyładowujących prowiant z ciężarówki. Wszystko się zmieniło i Sasza podjął decyzję o natychmiastowej akcji. Wskoczył na stół, rozejrzał się po masie więźniów i wygłosił po rosyjsku krótką mowę. (…) Powiedział, że większość Niemców w obozie została zabita i nie ma odwrotu. (…) Powtórzył dwa razy, że ci więźniowie, którzy jakimś cudem przeżyją, powinni całe swoje życie dawać świadectwo tej zbrodni. Zakończył zawołaniem: +Naprzód, Towarzysze! Śmierć faszystom!!!+”.
W chwili wybuchu buntu w obozie przebywało około 550 więźniów. Podczas walki oraz na polach minowych otaczających obóz zginęło około 80. Uciekło około 300. Wielu z nich Niemcy schwytali jednak w czasie pościgu i zamordowali. Wojnę przeżyło 53 uciekinierów.
W trakcie zbrojnego buntu w Sobiborze zabitych zostało 10 esesmanów, dwóch volksdeutschów wartowników i dziewięciu strażników ukraińskich.
W rozmowie przeprowadzonej po wojnie z Saszą Peczerskim przez Thomasa Toiviego Blatta i opublikowanej we wspomnianej już książce „Z popiołów Sobiboru”, przywódca buntu, pytany o wiarę w sukces podjętej wówczas walki powiedział:
„Nie mieliśmy wyboru. Walka dawała nam szansę, bardzo słabą, ale wciąż szansę, nadzieję. Tutaj byliśmy skazani na śmierć. Jako żołnierz zdawałem sobie sprawę, że atak z zaskoczenia może być tak samo skuteczny jak dywizja żołnierzy. Wiedziałem, że jeżeli zdołamy utrzymać tajemnicę do ostatniej chwili przed wybuchem, to powstanie będzie sukcesem już w osiemdziesięciu procentach. Największym niebezpieczeństwem była zdrada. Z tego powodu do spisku włączyliśmy tylko kilkudziesięciu pewnych więźniów, na których mogliśmy polegać. Biorąc to pod uwagę, nie jest zadziwiające, że wielu ludziom udało się początkowo uciec. Sukces naszego przedsięwzięcia był zaskoczeniem nawet dla mnie. Kiedy zastanawiałem się nad tym później, to doszedłem do wniosku, że hitlerowcy po prostu zlekceważyli nas, Żydów, ulegając własnej indoktrynacji o +podludziach+”.
Konsekwencją buntu żydowskich więźniów w Sobiborze była decyzja o likwidacji obozu. Komory gazowe zostały wysadzone w powietrze, a baraki i ogrodzenia rozebrano. Na terenie obozu posadzono sosnowy las.
Liczba wszystkich ofiar obozu zagłady w Sobiborze nie jest znana. Szacuje się, że do października 1943 r. Niemcy wymordowali w nim od 180 do ok. 250 tys. Żydów polskich z Holandii, Czechosłowacji, okupowanych terenów Związku Sowieckiego, Niemiec i Francji, a także około 1000 Polaków nie mających pochodzenia żydowskiego.
Główny proces nazistowskich oprawców z Sobiboru rozpoczął się dopiero w 1964 r. przed niemieckim sądem w Hagen. Najwyższy wyrok, spośród trzynastu oskarżonych o zbrodnie przeciwko ludzkości, otrzymał Karl Frenzel, jeden z najbardziej okrutnych zbrodniarzy Sobiboru. Skazany został na karę dożywotniego więzienia. W 1996 r. zwolniono go jednak ze względu na zły stan zdrowia.
Jeden z oskarżonych, Kurt Bolender, popełnił samobójstwo przed ogłoszeniem wyroku.
Czterech innych członków obozowej załogi otrzymało wyroki od ośmiu do trzech lat pozbawienia wolności. Pozostałych uniewinniono.
Franz Paul Stangl – komendant obozu w Sobiborze od kwietnia do września 1942 r., pełniący następnie funkcję komendanta obozu w Treblince, po zakończeniu wojny uciekł do Austrii. Aresztowany przez armię amerykańską zbiegł. Zatrzymano go ponownie dopiero w 1967 r. w Sao Paulo. Wyrokiem sądu w Duesseldorfie w 1970 r. skazany został na dożywotnie więzienie. Pół roku później zmarł na zawał serca.
Następca Stangla w Sobiborze Franz Reichleitner nie przeżył wojny. Po buncie więźniów i likwidacji obozu przeniesiono go do Włoch, gdzie zginął w 1944 r.
Z kolei Gustav Wagner, sadystyczny esesman i jeden z najbliższych współpracowników Stangla w Sobiborze, zbiegł po wojnie do Brazylii. Aresztowano go tam w 1978 r., jednak Sąd Najwyższy Brazylii oddalił wniosek niemieckiej prokuratury o jego ekstradycję. W 1980 r. Wagner popełnił samobójstwo. (PAP)
Uderzające w tej depeszy są dwie sprawy. Pierwsza to absolutna łagodność kar dla niemieckich ludobójców, zbrodniarzy. Wszyscy powinni wisieć, a dostawali wręcz śmieszne kary więzienia. Niewyobrażalne wręcz jak łagodnie potraktowano ludobójców, którzy mieli na sumieniu tysiące istnień ludzkich. Wyjątkowo łagodnie Niemcy zostali po wojnie potraktowani za swoje zbrodnie.
Sprawa druga zasadnicza moim zdaniem – walka motywowana po ludzku myśląc beznadziejnym pragnieniem przetrwania. Człowiek w ekstremalnych warunkach, których zagrożone jest jego istnienie potrzebuje w zasadzie jednego – możliwości podjęcia nawet nierównej walki. Taką możliwość daje broń palna.
Na warunki ekstremalne trzeba być przygotowanym zawsze. Nikomu przed wojną nie przychodziło do głowy jakiego ludobójstwa dopuszczą się Niemcy. Dzisiaj gdy to już wiemy, tym bardziej trzeba zachowywać ostrożność, bo przecież świat specjalnie się nie zmienił.
Ostrożność, troska o los członków narodu polskiego nakazuje aby zadbać o to aby na wszelki wypadek mieli broń. Na wszelki wypadek, nie inaczej. Czy są na świecie zdrowi na umyśle śmiałkowie i nie kłamcy zarazem, którzy zapewnią prawdziwie, że powtórka Holokaustu nie może nastąpić? Nie ma takich. Przezorny człowiek wie, że w dzisiejszych złych czasach wiele złych rzeczy może się wydarzyć.
Właśnie na takie złe czasy i z powodu wiedzy o tym co jest zagrożonemu człowiekowi najpilniejsze, trzeba aby Polacy mieli bardzo szeroki dostęp do broni. Niech każdy z nas weźmie odpowiedzialność za swój los także we własne ręce.
Każde wspomnienie tragicznej historii jest o tyle cenne, że można na jego podstawie wywieść wniosek na przyszłość. Gdy z tragedii nie wywodzi się wniosków pozytywnych, lepiej o niej zapomnieć, aby nie hodować w narodzie beznadziei. Żydzi w Izraelu wyciągnęli wnioski. Dzisiaj Żydzi wiedzą, że bezbronność jest niezwykle niebezpieczna.
W Polsce komuniści, później ich spadkobiercy – socjalistyczni obłąkańcy – nie pozwalają na pozytywne wnioski z tej naszej historii. Pozytywne czyli pozwolenie na szerokie posiadanie broni przez Polaków. Historii naszej, bo jak wiele razy powtarzam, mordowani byli obywatele polscy o narodowości żydowskiej. Nie rozróżniam Żydów i Polaków. Jedni i drudzy mówili po polsku, byli obywatelami Rzeczpospolitej. To byli Polacy.