Walka o prawdę w internecie made in china – czyli donosicielstwo, cenzura, ideologiczna kontrola
- Autor: Andrzej Turczyn
- 31 sierpnia 2018
- Brak komentarzy
2018-08-30 15:04 (PAP Technologie/PAP) Chiny/ Władze uruchomiły platformę do walki z plotkami w internecie
W ramach walki z „plotkami w internecie” chińskie władze uruchomiły zintegrowaną platformę, umożliwiającą zgłaszanie podejrzanych treści, która weryfikuje prawdziwość informacji m.in. przy użyciu sztucznej inteligencji – podały w czwartek chińskie media.
Uruchomienie platformy wpisuje się w tendencję do zacieśniania cenzury i kontroli ideologicznej w internecie przez rządzącą Komunistyczną Partię Chin (KPCh). Kontrola nasiliła się szczególnie od czasu, gdy władzę w KPCh objął obecny prezydent Xi Jinping.
Platforma Piyao (dosłownie – „obalać plotki”) rozpoczęła działalność w środę. W jej skład wchodzą aplikacja na urządzenia mobilne oraz kanały społecznościowe w popularnych sieciach Weibo i WeChat. Za pośrednictwem tych kanałów Piyao będzie przekazywać „prawdziwe informacje”, pochodzące ze ściśle kontrolowanych przez władze krajowych i lokalnych mediów oraz różnych agencji rządowych.
Nową platformą zarządza państwowy urząd ds. cyberprzestrzeni, który steruje blokadą chińskiego internetu, we współpracy z oficjalną agencją prasową Xinhua, uważaną za tubę propagandową komunistycznych władz kraju. W Chinach zablokowanych jest wiele zagranicznych serwisów, w tym Google, Twitter, chińskojęzyczna Wikipedia i strony internetowe wielu mediów.
Piyao powstał w wyniku połączenia ponad 40 lokalnych platform do tępienia plotek – podała Xinhua. Według niej uruchomienie platformy jest „ważnym środkiem kontroli internetowych plotek i budowy czystej cyberprzestrzeni” i ma na celu udostępnienie ludziom „autorytatywnej platformy identyfikacji i zgłaszania plotek”.
W filmiku promocyjnym Piyao stwierdzono, że internetowe plotki naruszają prawa indywidualne, sieją panikę społeczną, powodują fluktuacje na giełdach, wpływają na normalną działalność biznesową oraz jawnie atakują męczenników rewolucji socjalistycznej, która doprowadziła w 1949 roku do utworzenia komunistycznych Chin.
Według oficjalnych danych chińscy nadzorcy internetu otrzymali w lipcu 6,7 mln skarg na łamiące prawo i nieprawdziwe informacje w sieci. Większość z nich pochodziła z platform należących do firm Sina (m.in. Weibo), Tencenta (m.in. WeChat), Baidu i Alibaby.
Zgodnie z chińskim prawem osoby uznane za rozpowszechniające plotki w internecie mogą być oskarżone o zniesławienie, za co grozi siedem lat więzienia. Kary pozbawienia wolności przewidziano również dla internautów publikujących treści uznane za plotki, które przeczyta 5 tys. osób lub udostępni dalej 500.
Piyao będzie działać na podstawie wytycznych z 27 organów rządowych, w tym Centralnej Szkoły Partyjnej, która kształci przyszłe pokolenia urzędników oraz Państwowej Komisji Rozwoju i Reform (PKRiR), która zarządza chińską gospodarką.
Sprawa może mało ważna, bo to daleko od nas, ale przypomina mi się ciągle, że Chiny to strategiczny partner Polski rządzonej przez PiS.
Mam też wrażenie, że są w Polsce tacy, dla których Chiny to kraj znacznie większej wolności niż Ameryka. Przypomina mi się zawsze pewien pan mówiący dużo o wolności, którzy przekonuje, że Chiny to dopiero wolność, a nie jakieś tam USA, wprowadzające cła na chińskie towary.
No więc popatrzcie jak w praktyce wygląda w komunizmie wolność słowa, czyli donosicielstwo, cenzura, ideologiczna kontrola.
Moim zdaniem warto wszystkie tego rodzaju wiadomości upubliczniać i przekazywać dalej. Może utrwali się w głowach Polaków to, że komunizm w Chinach wciąż obowiązuje, ma się naprawdę dobrze, a komuniści ani myślą ustępować. Komunizm zaś to system kłamstwa, który fałszuje znaczenie słów aby uskuteczniać totalitarną niewolę. Komuniści mówią, walczymy z plotką aby w internecie obowiązywała prawda. Pięknie brzmi tylko, że prawdę określą programy komputerowe napisane przez towarzyszy z Komunistycznej Partii Chin.
Darowizny jakie otrzymuje Fundacja Trybun.org.pl, są przeznaczane na opłacanie serwisu PAP, ukształtowały się na takim poziomie, że jest niebezpieczeństwo, że zbraknie Fundacji pieniędzy na abonament PAP. Proszę abyście brali to pod uwagę przy gospodarowaniu waszymi pieniędzmi. Przez ponad rok utrzymuję dostęp do serwisu PAP za wasze pieniądze. Przez ten czas moje wpisy dotarły do kilkuset tysięcy odbiorców i ilość osób wchodzących na bloga wzrasta.