Bardzo niebezpieczni przestępcy mają w Polsce broń, a zaopatrywali się w nią w polskiej policji, u nieuczciwych policjantów

2019-01-11 06:29 (PAP) Szef “terroru” KSP: Udało nam się rozbić największe grupy przestępcze w Warszawie

Udało nam się rozbić największe grupy przestępcze, które walczyły o wpływy w stolicy. Przez 20 lat zatrzymaliśmy 3822 osoby – powiedział PAP naczelnik Wydziału do walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw KSP nadkom. Hubert Pełka w rozmowie z okazji jubileuszu 20-lecia.

Decyzją komendanta stołecznego policji 20 lat temu, 4 stycznia 1999 roku, powstały dwa wydziały: zabójstw i do spraw terroru kryminalnego.

“W stolicy było wtedy naprawdę gorąco. Przestępcy strzelali do siebie na ulicach, podkładali ładunki wybuchowe, wymuszali haracze. Działało kilka grup przestępczych nieustannie walczących o wpływy. Utworzenie wydziałów to była nasza odpowiedź na ich bezkarność” – mówi PAP naczelnik Wydziału do Walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw nadkom. Hubert Pełka. W obu wydziałach na początku pracowało około 120 policjantów, dziś jest ich połowa.

Od początku mówiło się o nich “elitarni”. Do wydziału zabójstw i “terroru” przyjmowano tylko najlepszych. Funkcjonariuszy, którzy sprawdzili się w ówczesnym wydziale kryminalnym KSP i kryminalnych z komend rejonowych. Znali się na zabezpieczaniu śladów w miejscu zbrodni i na pracy operacyjnej. Dzięki zrzeszeniu ich w jednej jednostce policja chciała uniknąć błędów popełnianych wcześniej przez niedoświadczonych funkcjonariuszy, które czasami prowadziły do porażek, niewykrycia sprawców.

“Te wydziały tworzyli normalni policjanci, ale każdy był pasjonatem tej pracy, o godzinie 16.00 raczej nikt nie wychodził. Walczyliśmy od rana do zwycięstwa” – powiedział PAP naczelnik.

Nadkom. Pełka pracuje w WTKiZ od samego początku. Pamięta, że początki pracy nie były łatwe.

“Nie mieliśmy prawie nic. Wygospodarowano dla nas stare pokoje i biurka w Pałacu Mostowskich. Dostaliśmy jeden komputer do sprawdzeń, maszyny do pisania. Kilka samochodów. Byliśmy znacznie gorzej wyposażeni niż przestępcy, których przyszło nam ścigać. To była przepaść” – opisuje naczelnik.

Gangsterom nie brakowało broni i amunicji. Jeździli lepszymi samochodami, bo najczęściej je kradli. Mogli się ze sobą też skutecznie komunikować, bo mieli telefony komórkowe. “U nas wtedy telefon komórkowy miał najwyżej naczelnik i komendanci” – przypomina policjant.

Nadkom. Pełka pytany przez PAP, jak mimo braku wyposażenia i zdecydowanej przewagi liczebnej gangsterów, wydziałowi już kilka lat później udało się opanować wojnę gangów i zatrzymać większość niebezpiecznych przestępców, odpowiedział, że zaangażowanie i atmosfera pracy były kluczowe. Mieli przewagę nad kryminalnymi z rejonu, bo mogli się skupiać tylko na naprawdę poważnych sprawach.

“Byliśmy dzieleni na kilkuosobowe zespoły, które pracowały nad konkretną sprawą. Ale w realizacjach i zatrzymaniach brało udział nawet i pół komendy stołecznej. Wiele z nich pamiętam do dzisiaj, bo były efektem ciężkiej pracy operacyjnej” – powiedział naczelnik.

Na początku lat dwutysięcznych “terror” rozbił grupę Piotra K. “Bandziorka” i Mariusza D. “Przeszczepa”. Przestępcy kradli luksusowe auta, handlowali narkotykami i bronią. Byli brutalni i bezwzględni. Udało im się przekupić także kilku policjantów, którzy sprzedawali im broń, albo informacje ze śledztw. Później były kolejne duże zatrzymania i trudne sprawy takie jak Magdalenka, Parole czy strzelanina na Ursynowie.

Wśród krwawych porachunków stołecznego półświatka trudno nie wspomnieć o strzałach w centrum handlowym Klif w 2002 r. Zamachowiec otworzył ogień wśród tłumu ludzi i zastrzelił dwóch siedzących w knajpie gangsterów, a jednego ciężko ranił.

“Początkowo grupy mocno się między sobą eliminowały, czuli się bezkarni. Później doszli do wniosku, że jeśli będą się jawnie wybijać i narażać postronne osoby, policja będzie musiała się nimi zająć. Zobaczyli, że po takiej akcji zatrzymujemy po 30, 40 osób. Podczas przesłuchania któryś z nich się otwiera i sypie” – mówi Pełka.

Stołeczny “terror” był postrachem półświatka. Przestępcy wiedzieli, że policjanci z KSP nie są przekupni. Ci, którym udało się uniknąć aresztów, zauważyli, że są obserwowani i nie mogą swobodnie prowadzić interesów.

“Wtedy skończyły się strzały na ulicach, zaczęli sobie cenić spokój” – mówi Pełka. Jednak “spokój” w wydaniu stołecznego półświatka oznaczał wywożenie konkurentów na obrzeża i ciche egzekucje w lesie.

W początkach działania funkcjonariusze mierzyli się także z problemem licznych porwań dla okupu. Najbardziej bezwzględną i wyjątkowo dobrze zorganizowaną w takich przestępstwach była tzw. grupa obcinaczy palców, czyli odłam gangu z Mokotowa. Rodziny niektórych porwanych dostawały kawałki palców swoich bliskich jako znak, że przestępcy nie uznają kompromisów. Początkowo “obcinacze” uprowadzali osoby, które działały na pograniczu prawa, ale szybko zaczęli poszerzać grono przyszłych ofiar.

“Porywali od początku lat dwutysięcznych, ale przy tych pierwszych porwaniach nie mieliśmy jeszcze wiedzy, kto może za tym stać. Skupialiśmy się na tym, żeby uwolnić zakładnika, żeby żywy wrócił do domu” – wspomina Pełka. O tym, że za porwania odpowiada Wojciech S. “Wojtas” i Grzegorz K. “Ojciec” policja była pewna około 2004 r. Zostali zatrzymani, podobnie jak pozostali członkowie “obcinaczy” i dziś odpowiadają za to przed sądem.

“Ta praca była wyjątkowo obciążająca psychicznie. Przy zabójstwie wiemy, że walki o życie już nie wygramy. Ale w sytuacji porwania, każda decyzja o wysłaniu gdzieś policjanta, przeszukaniu kolejnego adresu, może zaważyć na czyimś życiu. Zdarzało się, że negocjacje z porywaczami trwały miesiąc albo dwa” – mówi policjant. Nie wszyscy porwani wrócili do domów.

Pełka ma świadomość, że liczba porwań, o których policja wtedy wiedziała, to nie wszystkie, jakich przez lata dokonali “obcinacze”.

“Osoby, które były uwalniane, często mówiły, że w miejscu, gdzie ich przetrzymywano, było jeszcze kilka uprowadzonych osób. A my mieliśmy tylko jedno zgłoszenie. Przestępcy zastraszali rodziny tych ludzi, mówili, że współpraca z policją skończy się śmiercią, dlatego tych spraw nie zgłaszano” – uważa policjant.

Zdaniem naczelnika przez lata praca w “terrorze” niewiele się zmieniła. “Skupiamy się głównie na pracy operacyjnej, a ustalenia trzeba później przekuć w konkretny materiał dowodowy, który będzie podstawą do ukarania przez sąd” – mówi PAP naczelnik. Od zawsze priorytetem jest także zabezpieczanie śladów na miejscu zdarzenia. To czynność, którą trudno powtórzyć.

“Dobrze zabezpieczony ślad, który teraz donikąd nas nie prowadzi, za jakiś czas może być kluczem do rozwiązania sprawy” – mówi Pełka. Jako przykład podaje sprawy sprzed dwóch dekad, gdzie zabezpieczano ślady DNA, odciski palców, krew. Wtedy nie było możliwości zrobienia badań genetycznych. Nie było także systemu AFIS, w którym dziś policjanci w kilka chwil weryfikują odciski palców zatrzymanego przestępcy. W ten sposób można szybko połączyć osobę ze starą, niewyjaśnioną sprawą.

W ramach Wydziału do Walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw takimi sprawami zajmują się funkcjonariusze z “Archiwum X”. W ubiegłym roku rozwiązali m.in. sprawę zabójstwa Pawła D. ps.”Długopis” w 2001 r. w Sulejówku, w okolicy baru Kubuś. Na trop sprawców policjanci wpadli, pracując nad zbrodnią w tej samej okolicy w 1999 r. Dzięki ich pracy zatrzymano Pawła S. i Annę C.

Nadkomisarz Pełka zauważa, że choć dzięki zaangażowaniu “terroru” udało się zatrzymać i zamknąć większość groźnych przestępców, pracy nie brakuje.

“Kiedyś były dwie, trzy realizacje dziennie. Dziś takie duże akcje mamy średnio raz w tygodniu. Działamy także wszędzie tam, gdzie dochodzi do zabójstwa, albo użycia materiałów wybuchowych. Czuwamy nad prawidłowym zabezpieczeniem miejsca zdarzenia. Nawet jeśli nie prowadzimy później sprawy, służymy radą i doświadczeniem”.

Wydziały zabójstw i “terroru” zostały połączone w styczniu 2005 r. w jeden Wydział do Walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw. Przez 20 lat pracy funkcjonariusze zatrzymali 3822 osoby, z których 1245 zostało tymczasowo aresztowanych. Najwięcej działań i zatrzymań “terror” prowadził w pierwszych dwóch latach od powstania i w latach 2005-2006. Zatrzymywano wtedy po 200 osób rocznie. Przez dwie dekady WTKiZ zabezpieczył około 10 ton materiałów wybuchowych i ponad 3 tysiące sztuk nielegalnej broni. Rozbił wiele zorganizowanych grup o charakterze zbrojnym, wśród nich grupy: mokotowską, markowską, nowodworską, żoliborską i praską.

Przez 20 lat liczba zabójstw w Warszawie spadła o ponad połowę. W 1999 r. w stolicy zginęły 92 osoby. W ubiegłym roku, do listopada, były 42 takie sprawy. Wzrosła wykrywalność najpoważniejszych zbrodni. Gdy WTKiZ dopiero raczkował, funkcjonariusze odnosili sukcesy w trzech na cztery sprawy (około 75 proc.). Dziś wykrywalność wynosi 96 procent.

Czego życzą sobie policjanci z “terroru” z okazji jubileuszu? “Spokoju i tego, żeby nas nie rozwiązali” – żartuje naczelnik Pełka. (PAP)

Rzeczywiście ciężka jest praca policjanta w takim wydziale. Wiem, słyszałem, widziałem takich policjantów. Dobrze, że tacy są, bez oddanych swojej pracy policjantów zajmujących się najpoważniejszymi przestepstwa kryminalnymi, trudno byłoby żyć w dzisiejszych czasach. Bandziory muszą się bać zdeterminowanych, oddanych swojej pracy policjantów.

Zastanawiałem się jaki tytuł nadać wpisowi. Z jednej strony depesza PAP jest o policjantach, który z dużym poświęceniem, z narażeniem własnego życia pracowali i nadal pracują dla Polaków. Z drugiej strony jednak tu na tej stronie zwracam uwagę na posiadanie broni i zamieszczam ten wpis z tego powodu, że są w nim wątki wskazujące na nielegalne posiadanie przez bandziorów broni. Z tego powodu wpis ma tytuł:

Bardzo niebezpieczni przestępcy mają w Polsce broń, zaopatrywali się w nią u nieuczciwych policjantów

To, że niebezpieczni przestępcy mają broń, tego jesteśmy świadkami na co dzień. Kolejne wpisy na ten temat są tego dowodem. To, że bandziory zaopatrywali się w broń u sprzedajnych policjantów, o to jest dla mnie nowość w Polsce. Gdzieś tam jakieś echa medialne są takich spraw, a tu mamy konkret.

Mamy dowód na to, że to nie praworządni, posiadający legalnie broń obywatele, są źródłem zaopatrzenia w broń dla bandziorów. Mamy dowód na to, że bandyci zdobywali broń także w policji, a konkretnie u nieuczciwych policjantów.

Czy dzisiaj tak jest? Na to nie mam dowodu, ale gdyby chcieć nieco pospekulować, to należałoby napisać – kto wie?. Może kiedyś z dzisiejszych czasów będzie jakaś historia. Tak jak dzisiaj czytamy historię sprzed 10 lat… Dziesięć lat w życiu narodu to naprawdę niewiele.

Piszę to wszystko z tego powodu aby, gdy zdarzy się sytuacja, że jakiś nierozumny polityk będzie opowiadał brednie, że surowe zakazy posiadania broni sprawią, że przestępcy nie będą mieli skąd brać broni, wówczas będzie można posłużyć się tym wpisem. Wówczas będzie można posłużyć się argumentem, że nie ma dowodów na to, że bandziory zdobywają broń u praworządnych posiadaczy, a są mocne dowody na to, że bandziory zdobywali w polskiej policji, u nieuczciwych policjantów. Będzie można powiedzieć takiemu politykowi, że jest ściemniaczem lub zwykłym kłamcą.

 

Tak na marginesie to zszokowała mnie skala, ilości nielegalnej broni zabranej bandziorom. Na terenie działania KSP zabrano jej w jakimś wcale nie rozległym czasie ponad 3 tysiące egzemplarzy! Wyobraźcie sobie ile tego w łapach bandziorów jest w skali całego kraju! Dziesiątki, a może i setki tysięcy…

Mam nadzieję, że widzi nawet ten kto jest niezdecydowany, że prawdą jest myśl wyrażona w powyższej grafice.