Demencja czy rzeczywistość – to trudny wybór ale w końcu znowu trzeba będzie go dokonać

W szczytowym momencie terroru COVID-19 – czyli tak około marca i kwietnia 2020 roku – kiedy to rozprzestrzenianie się wirusa i towarzysząca temu histeria osiągały rekordowe poziomy, Demokraci wyprowadzili swoje najbardziej skuteczne i szkodliwe uderzenia w zaufanie publiczne do strategii przywództwa przyjętej przez prezydenta Trumpa w pandemicznych warunkach. Skutki ich działań utrzymały się niestety aż do listopadowych wyborów.

Ich cyniczna, niszczycielska strategia była dość prosta: wyśmiać jego zdecydowane wysiłki w celu wyprodukowania bezpiecznych i skutecznych szczepionek tak bardzo jak to było konieczne, a jednocześnie obwieszczać wszem i wobec swoją szczególną pogardę dla prób zidentyfikowania jak największej liczby wykonalnych terapii, które mogłyby służyć jako środki zastępcze do czasu aż szczepionki będą gotowe.

Trzeba przyznać, że pan Trump czasami wspomagał te niecne wysiłki na rzecz politycznego szyderstwa prowadzone przez lewicowców, między innymi przez swoje niezdyscyplinowane czy kaskadowe rozważania nad tym jak pewne substancje mogą działać w ludzkim organizmie. Czasem także robił to przez swoją niewytłumaczalną gotowość do wciągania się w bezcelowe kłótnie ze stronniczą, działającą jak piąta kolumna, prasą. Wyraźnie szkodliwa była również jego nieskrywana pogarda dla noszenia masek, pomimo w pewnym sensie uzasadnionych, choć mocno przesadzonych obaw zwykłych ludzi.

Ale Trump to Trump i zawsze będzie robił to po swojemu – bez względu na wszystko. A te incydenty gdy werbalnie nadwyrężył on swoje własne przesłanie lub stworzył słowny całun nad swoimi znaczącymi umiejętnościami menedżerskimi, nie mogą wymazać tego o ile lepiej nam wszystkim było z “czterdziestką piątką” która wysyłała do nas żywotne sygnały, w porównaniu z dzisiejszym, sklerotycznym przywództwem “czterdziestki szóstki”.

I oto szczepionki pojawiły się, dokładnie tak jak przewidział Trump, a filozofia równoległego dążenia do opracowania skutecznych terapii stała się oczywista dla każdego, zaszczepionego lub nie, kto później zachorował na COVID.

Tak więc dopiero teraz, gdy staranne procesy myślowe i rozsądne osądy Trumpa zostały zastąpione przez sztywność i upór Joe Bidena, niektórzy – ale nie wszyscy – mogą zacząć doceniać elastyczność i dalekowzroczność, które czasami kryły się za zbyt bojowym czy obraźliwym stylem Trumpa.

Niestety wygląda na to, że tutaj w Stanach Zjednoczonych osiągnęliśmy w końcu masę krytyczną ludzi, którzy swoją lekcję mogą odrobić jedynie w ten trudny sposób – i chciałoby się wierzyć, że nie będzie to nic więcej ponad dotrwanie do końca kadencji Joe Bidena, która już jest katastrofalna.

Obserwując jednotorową (“my-way-or-the-highway”) strategię Bidena zakładająca szczepienie wszystkich razem i każdego z osobna, bez względu na ich osobistą historię i okoliczności medyczne, nie sposób nie tęsknić za znacznie bardziej zniuansowanym i wyrafinowanym podejściem Trumpa. W trakcie wydłużającego się czasu trwania tej zrodzonej w Chinach plagi, osoba którą Demokraci próbowali odmalować jako niedoszłego Mussoliniego, w rzeczywistości ciągle szanowała zarówno indywidualne wolności, jak i prerogatywy poszczególnych stanów zapisane w ich konstytucjach. Skłonności Bidena, wschodzącego autokraty, w walce z pandemią wydają się być bardziej zbliżone do skłonności Xi Jinpinga niż jakiegokolwiek amerykańskiego przywódcy którego można by porównywać.

W samym środku roku wyborczego, żaden urzędnik nie postawił na reputację i kapitał polityczny więcej niż Donald Trump kiedy oparł się na skuteczności szczepionek przeciw COVID. Każde poważne niepowodzenie lub czasochłonna przeszkoda na drodze do ich opracowania zostałyby wykrzyczane pod niebiosa przez sceptycznych, dążących do jego porażki Demokratów i ich medialnych pachołków, i prawdopodobnie oznaczałyby już wtedy pewną porażkę Trumpa.

Jednak Trump nigdy nie stracił wiary w ich terminowe pojawienie się; nawet posunął się do tego, że podjął jeszcze większe ryzyko, gwarantując zapłatę za miliony dawek niewypróbowanych jeszcze leków (kolejne działanie, które Demokraci, którzy nie mieli pewności czy się powiedzie, skrytykowaliby gdyby to się nie powiodło).

Oczywiście firmy farmaceutyczne, beneficjenci gwarantowanych miliardowych przychodów, nagrodzili zaufanie Trumpa opóźniając ogłoszenie gotowości szczepionek do czasu po wyborach, co niezmiernie pomogło Bidenowi.

W takich okolicznościach, biorąc pod uwagę ryzyko polityczne jakie podjął Trump bez widocznych korzyści, w ostatnich miesiącach urzędowania można by nawet próbować wybaczyć mu przyjęcie przymusowego podejścia do szczepień (gdyby takowe miało miejsce). Biden przyjął taką skrajną postawę praktycznie bezrefleksyjnie i niejako z urzędu.

Ale Trump tego nie zrobił – nadal trzymał się bardziej rozsądnej dwutorowej strategii zapewnienia wystarczającej ilości szczepionek dla tych którzy ich chcą, i jednocześnie szukając skutecznych metod leczenia chorych wśród arsenału wypróbowanych i prawdziwych (ale niestety przynoszących mniejsze zyski) leków. W przeciwieństwie do Bidena, Trump wiedział że potwierdzone sukcesy skuteczniej przekonają niechętnych do szczepionek niż brutalna ręka rządu.

Pomimo typowo górnolotnych, oklepanych wypowiedzi Joe’go o “wyłączeniu wirusa”, ogólne ramy walki z COVID Trumpa pozostały niezmiennie uznane wśród tych którzy stoją na pierwszej linii frontu. Jednak teraz, gdy Demokraci są już u władzy, nadal prowadzą kampanię oczerniającą przeciwko tradycyjnym, nieopatentowanym lekom. Iwermektyna dołączyła teraz do hydroksychlorochiny na liście tanich medycznych banitów, których funkcjonowanie w oświeconym społeczeństwie jest niedopuszczalne.

Zmniejszona zdolność poznawcza nie stępiła jednak wyczucia Bidena w wykorzystywaniu powiązań między zamówieniami rządowymi i regulacjami prawnymi, a potrzebami bogatych przedsiębiorstw. Podczas gdy Trump, gwarantując federalną zapłatę za nadchodzące szczepionki, mimo wszystko zaskarbił sobie gniew Big Pharmy, nalegając by wszyscy Amerykanie byli pierwsi w kolejce, kiedy szczepionki będą wreszcie gotowe, Biden teraz zaskarbia sobie przychylność próbując ominąć własną FDA. Jego przedwczesne ogłoszenie o szczepionkach dla wszystkich, zanim odpowiednie dane medyczne zostaną w pełni zebrane, miało na celu przyspieszenie federalnego zakupu setek milionów kolejnych dawek dla Amerykanów i milionów ludzi za granicą.

Może i Biden nie pamięta imienia premiera Australii, ale Joe nie potrzebuje promptera aby pamiętać jakim masłem posmarowany jest polityczny chleb. Gdzieś na końcu tej drogi pewnie będzie on mógł liczyć na to, że firmy farmaceutyczne po raz kolejny go wynagrodzą, tym razem za przyspieszenie sprzedaży i zwiększenie krótkoterminowych zysków.

Przypuszczam, że podlizywanie się gigantom branży jest podobne do jazdy na przysłowiowym rowerze – jak się nie przewrócisz to się nie nauczysz.

Bez względu na to, czy chodzi o spartaczoną operację ucieczki z Afganistanu, ‘sajgon’ na granicy, czy uporczywie utrzymującą się pandemię COVID, nieświadoma nieelastyczność jest znakiem rozpoznawczym stylu przywództwa Bidena.  Kolejną irytującą cechą stylu rządzenia Bidena jest wywoływanie kryzysu przez krótkowzroczne, niekompetentne działania a następnie udawanie, że powstałe w ich wyniku szkody są jedynie konsekwencją pecha lub zewnętrznych okoliczności.

Jednak tym czego ostatecznie najbardziej może brakować ludziom w rządach Trumpa, będzie jego kompulsywna, wręcz obsceniczna przejrzystość. On dobitnie pokazywał co myśli o wszystkich i o wszystkim – nawet o faktach o których zwykły człowiek nie bardzo chciałby w ogóle wiedzieć. Te wszystkie rewelacje które spływały do opinii publicznej, sprawiały, że ludzie przeistoczyli się niejako w podglądaczy spraw publicznych.

Pod tym względem dla Bidena, z konieczności, zarezerwowana jest rola przeciwnego bieguna. Jego poważne ograniczenia sprawiają, że musi próbować rządzić głównie poprzez tajemnicę i zatajanie informacji, często polegając na jawnych kłamstwach, niezbędnych by zacierać ślady. Zatrudnia więc podwładnych którzy mają wielką wprawę w sztukach manipulacji. To, że ktoś jest wielkim kłamcą niekoniecznie oznacza, że jest on dobrym kłamcą. Ten niepokojący brak szczerości ze strony obecnego prezydenta jest motorem gwałtownego spadku zaufania do jego przywództwa w miarę powiększania się listy jego błędów.

Pozostał nam wypalony frontman skrajnej lewicy, który przehandlował to co miał w duszy za zaszczyt bycia nazywanym “Panem Prezydentem”.

W ten sposób “dorośli” znowu wrócą do władzy.

Edward R. Zuckerbrod (przełożył dla was z americanthinker.com Maciej Rozwadowski)