Kluczowe stanowisko w Białym Domu jest obsadzone tylko formalnie. W rzeczywistości tam jest wakat.

“Zanurzone w samozadowoleniu, zadufane w sobie, miękkie społeczeństwa zostaną wkrótce zmiecione przez wiatr historii” – powiedział prezydent John Kennedy 20 kwietnia 1961 roku. “Przetrwać mogą tylko silni, pracowici, zdeterminowani i odważni, oraz wizjonerzy którzy dostrzegają i definiują prawdziwą naturę naszej walki”.

Tego pamiętnego kwietniowego dnia Kennedy wywiązał się ze swojego zobowiązania do wygłoszenia przemówienia przed Amerykańskim Stowarzyszeniem Wydawców Prasy. Niewielu prezydentów zdecydowałoby się na taki krok. Trzy dni wcześniej, za zgodą Kennedy’ego i pod kierownictwem CIA, tysiące Kubańczyków rozpoczęło katastrofalny desant w miejscu znanym nam jako Zatoka Świń. Podczas gdy Kennedy przemawiał, ostatni akt tego dramatu wciąż jeszcze się rozgrywał.

Czy ktoś dziś wyobraża sobie prezydenta Joe Bidena stojącego przed salą pełną sceptycznych dziennikarzy i przyznającego się do swoich katastrofalnych błędów na Ukrainie? Jest to tak samo nieprawdopodobne jak to, że nauczy się on czegokolwiek na błędach które popełnił.

Szczerość nigdy nie należała do natury Bidena. Przez lata Ameryka tolerowała jego kłamstwa, ponieważ on sam jak i to co mówił wydawało się mało istotne. W Senacie USA był tylko jednym głosem na 100. A jako wiceprezydent, które to stanowisko jego poprzednik John Nance Garner określił jako “niewarte wiadra ciepłych szczyn”, Biden pozostawał raczej nieszkodliwy.

Ameryka powinna nadstawić uszu dopiero gdy Biden rozpoczął swoją kampanię prezydencką w kwietniu 2019 roku, wtedy to kłamliwie stwierdził, że tym co zmotywowało go do kandydowania był rasizm prezydenta Donalda Trumpa. Biden mówił konkretnie o komentarzach Trumpa dotyczących starcia w Charlottesville w stanie Wirginia w 2017 r. Przekręcił rażąco i wyrwał z kontekstu wypowiedzi Trumpa. “Jesteśmy w trakcie walki o duszę tego narodu” – powiedział Biden, ostrzegając, że jeśli Trump zostanie ponownie wybrany, “na zawsze i fundamentalnie zmieni charakter tego narodu, to kim jesteśmy, a ja nie mogę stać z boku i patrzeć jak to się dzieje”.

Na arenie międzynarodowej Trump jasno określił jaki charakter ma mieć naród amerykański. Nie inaczej niż prezydent Teddy Roosevelt, Trump prezentował siłę. Odepchnął Koreę Północną, pokonał Chiny i zmroził Rosję. Lewicowy komik Trevor Noah, mimo wszystkich swoich wątpliwości wobec Trumpa, żartował w zeszłym tygodniu z niepokojem, że Saudyjczycy nigdy nie przeciwstawiliby się Trumpowi, tak jak zrobili to Bidenowi.

Biden przygotował się na upadek. Już pierwszego dnia swoich rządów zamknął rurociąg Keystone. Od tego dnia Biały Dom robił wszystko co w jego mocy, aby ograniczyć krajową produkcję paliw kopalnych. Władimir Putin musiał przyglądać się z podziwem, kiedy jedyne na świecie niezależne energetycznie supermocarstwo stało się tak samo podatne na jego energetyczne kaprysy jak inne trzęsityłki w Unii Europejskiej.

Putin musiał również patrzeć z podziwem kiedy najpotężniejsza armia świata, zamiast skupiać się na poprawianiu swojej wartości bojowej, zajęła się ułatwieniem życia transgenderowym rekrutom, indoktrynowaniem żołnierzy w służbie za pomocą dzielącej ich Krytycznej Teorii Rasowej i na zwalnianiu tych żołnierzy którzy odmówili poddania swoich ciał działaniu niesprawdzonej nauki (poddaniu się obowiązkowym szczepieniom – przyp. MR).

Przekształcając armię w taki sposób w jaki to zrobił Biden, pozbawił ją on silnych, pracowitych, zdeterminowanych i odważnych. Jeśli nawet uległe amerykańskie media postanowiły tego nie zauważyć, to reszta świata na pewno to zrobiła, w tym wielu światowych czarnych charakterów, wśród których Putin zajmuje poczesne miejsce. Konsekwencje tej czystki były oczywiste dla wszystkich, po tym gdy Afganistan upadł niemal tak szybko jak brygada straceńców w Zatoce Świń.

W obu przypadkach porażka była wynikiem amerykańskiej chwiejności i dezorientacji. Różnica polega na tym, że Kennedy stanął twarzą w twarz ze swoimi błędami i wyciągnął z nich wnioski. Pozbył się ludzi którzy sprowadzili naród na manowce. Biden nikogo nie zwolnił. Nie przyznał się, nie przyznaje się i nie potrafi przyznać się do swoich błędów.

Wielkim kłamstwem na temat jego administracji, którego dopuściły się media, jest to że Biden jest wystarczająco kompetentny intelektualnie aby przewodzić światu w czasie kryzysu. To że nie był on w żadnym stopniu kompetentny było jasne dla każdego kto się temu przyjrzał już we wczesnej fazie kampanii prezydenckiej. Media chroniły Amerykanów przed tą oczywistą prawdą, a dziś płacimy cenę za ich kłamstwa.

Stan Bidena – właśnie “stan” – będzie się tylko pogarszał. Gdyby tylko w blokach startowych czekał wiceprezydent który miałby choć odrobinę mądrości lub inteligencji. Wtedy Demokraci wykonaliby zgrabną podmiankę, i usunęli człowieka który był na tyle nijaki że udało mu się powstrzymać Donalda Trumpa (z pomocą oszustwa wyborczego, ale jednak – przyp. MR). Niestety w osobie Kamali Harris, wybranej wyłącznie ze względu na płeć i kolor skóry, mają wiceprezydenta którego wstydzą się nawet oni sami (Harris ma historycznie najgorsze wskaźniki zaufania od początku istnienia stanowiska vice (www.bbc.com)– przyp. MR).

Wśród tych, którzy postanowili milczeć, są także liderzy republikańscy. Jest to zrozumiało, gdyż oni grają na dłuższą metę. Myślą, że jeśli zachowają spokój i będą współpracować, Amerykanie uznają ich za partię rozsądną i nagrodzą kontrolą nad Izbą i Senatem. Strategia ta byłaby bardziej rozsądna, gdyby wybory odbywały się w kwietniu, ale tak nie jest, a do listopada pozostało jeszcze osiem miesięcy. W ciągu ośmiu miesięcy może wydarzyć się wiele rzeczy z których niestety niewiele zapowiada się dobrze.

Osiemnaście miesięcy po inwazji w Zatoce Świń Kennedy otrzymał kolejną szansę wykazania się umiejętnościami przywódczymi. Stawka była tym razem najwyższa z możliwych. Podczas kubańskiego kryzysu rakietowego jakikolwiek błąd w obliczeniach mógł doprowadzić do wojny atomowej. Tym razem Kennedy postąpił właściwie. Pokazał publicznie wystarczająco dużo odwagi, aby zrobić wrażenie na Sowietach, i wystarczająco dużo mądrości, aby umożliwić zawarcie zakulisowego porozumienia, takiego które było do przyjęcia dla obu stron.

“Jestem bowiem przekonany, że w tym kraju, i w całym wolnym świecie, posiadamy niezbędne zasoby, umiejętności i dodatkową siłę, która płynie z wiary w wolność człowieka” – powiedział Kennedy w przemówieniu do zgromadzonych dziennikarzy. Amerykanie, jako naród, nadal posiadają te umiejętności i siłę. Nie ma tylko pewności czy cechy te posiadają aktualni mieszkańcy Białego Domu.

Mark Christian (www.americanthinker.com)

tłumaczył MR