Napędzany totalitarną nowomową strach przed bronią (i wolnością) wszedł w ludzkie umysły i głęboko się tam okopał.

Niedawno dane mi było słuchać serii wykładów bardzo zdecydowano człowieka. Naukowiec z tytułem profesora twierdził, że podstawą poszukiwania prawdy jest uświadomienie sobie iż “wróg ma stały posterunek w naszych głowach”.

Gość po prostu wyciągnął zawleczkę intelektualnego granatu, wrzucił go bez wysiłku do pokoju w którym siedziało audytorium i poszedł sobie jakby wybuch nie miał dla niego żadnego znaczenia. Pewnie cieszył się, że właśnie tak to zrobił. W sumie to jestem pewien że tak było. Od tamtej pory staliśmy się przyjaciółmi , jak się okazało odpalanie torped prawdy, jeśli można tak powiedzieć, faktycznie daje mu satysfakcję. A im dłuższa droga do poznania prawdy, tym większa mentalna nagroda czeka na jej końcu.

W moim przypadku radość była naprawdę duża, gdyż sporo czasu zajęło mi zrozumienie co miał na myśli mówiąc, że “wróg ma posterunek w naszych głowach”. Kiedy używamy słów narzuconych przez opozycję, akceptujemy ich błędne zasady i powtarzamy ich fałszywe historie jakby były prawdziwe. Te historie stają się później powszechnie akceptowane. Choć w rzeczywistości mogą one nie być prawdziwe, właśnie za takie zaczynają brać je ludzie. Powiedzieć, że wróg ma posterunek w naszej istocie szarej, to twierdzić że zaprzestaliśmy kwestionowania i przestaliśmy poprawnie identyfikować kłamstwa które nam zaserwowano. A każda merytoryczna dyskusja wymaga prawdy, niezależnie od tego czy uda się osiągnąć wspólny język czy też nie.

Jeśli ktoś mówi coś głupiego, jak na przykład “przemoc z użyciem broni”, to prawdopodobnie nie zastanawia się nad tym co to tak naprawdę znaczy. Oczywiście te słowa mogą w zdaniu składać się idealnie gramatycznie. Mogą być poprawnie napisane. Ale czy są prawdziwe w tym kontekście w jakim się ich używa? Jeśli potknę się o korzeń drzewa podczas spaceru po lesie, to czy jestem ofiarą “przemocy ze strony pniaka”? Nie. A co z sytuacją, gdy mały Jaś zepchnie Marysię z karuzeli na placu zabaw? Czy Marysia jest ofiarą “przemocy z użyciem karuzeli”? Nie…

Czy istnieje coś takiego jak “broń widmo” w jakimkolwiek sensownym znaczeniu? Oczywiście że nie!

Istnieje broń palna domowej roboty. Mogą nawet istnieć zestawy do budowania pistoletów dla majsterkowiczów. Ale nie ma czegoś takiego jak broń widmo. Nie używajmy określenia “broń szturmowa” mówiąc o karabinach samopowtarzalnych . Odrzućmy ten nonsens. Nie używajmy określenia “duża pojemność” w odniesieniu do zwykłych magazynków bo przecież wiadomo, że Glock 17 został zaprojektowany tak by pomieścić 17 naboi w standardowym magazynku, a nie 10, 7, czy jeszcze mniej.

Należy bardzo uważać żeby nie używać bardzo skutecznego narzędzia propagandowego stosowanego przez ludzi którzy nienawidzą wolności i nią gardzą. Słowa mają znaczenie, i nie ma czegoś takiego jak broń widmo. Jest broń palna domowej roboty.

Jedynym sposobem na to by prawda zwyciężyła jest obalanie kłamstw. Tak właśnie jest w jednym ze sztandarowych przykładów, jakim jest samo-zaprzeczająca sobie głupota pod nazwą “zdroworozsądkowa kontrola broni”. Jasne jest, że sama “kontrola broni” to też kłamstwo. Kiedy ktoś mówi o “kontroli broni”, to można zakładać w ciemno że tak naprawdę chodzi mu o “kontrolę ludzi” albo “kontrolę wolności”, i to we wszystkich możliwych dziedzinach.

A tak przy okazji, broń palna domowej roboty jest całkowicie legalna, etyczna i moralna. Jest tak odkąd istnieje naród amerykański. Czy nie jest to kluczowa kwestia w tej sprawie?

Michael Ware (www.ammoland.com)

tłumaczył MR