Syntetyczne sny nie budują żadnej “świadomości siebie”.

Jest druga w nocy, Pittsburgh, Pensylwania, właśnie skończyłem pisać korporacyjną notę marketingową długą na 7500 słów. Zabieram się właśnie za kolejny artykuł, ale moja uwaga nagle się destabilizuje. Więc robię coś, czego nie robiłem od czasu gdy zdawałem egzamin adwokacki w Pensylwanii w 2007 roku: Biorę jedną z jaskrawo pomarańczowych, 20-miligramowych tabletek Adderall mojej żony. Moje skołatane myśli uspokajają się i wszystko, jak mogliby powiedzieć scjentolodzy, staje się “jasne”.

Ani moja żona, ani ja nie używamy Adderalu w jakikolwiek regularny sposób. 60 pigułek z napisem “break-in-case-of-emergency” starczy nam pewnie do grobowej deski. Ale niestety nie można tego powiedzieć o milionach innych ludzi, którzy są trwale uzależnieni od tego leku. Od sierpnia świat doświadcza niedoboru Adderalu. Jest to prawdopodobnie związane z możliwościami produkcyjnymi i łańcuchami dostaw, ale także z pewnością z szybko rosnącym popytem – choć nikt nie wie tego na pewno. Szczególnie dotkliwie odczuły to Stany Zjednoczone. Wysoki dochód liczącego 330 milionów ludzi kraju ma zauważalny wpływ na sprawy światowe. Liczby związane z Adderallem nie pozostawiają co do tego złudzeń. Ameryka zużywa 80% globalnej podaży tego narkotyku. Jeszcze w 2013 roku w Stanach Zjednoczonych w obiegu było 18 milionów recept na Adderall – ilość ta eksplodowała do 41,4 milionów w 2021 roku.

Te statystyki mogą być częściowo wyjaśnione przez inne równie zdumiewający zjawisko, odnoszący się do schorzenia na które przepisywany jest Adderall. Według US Centers for Disease Control and Prevention, 6,3% amerykańskich dzieci w wieku 5-9 lat ma ADHD. Dla porównania ADD zostało zdiagnozowane tylko u 1,5% brytyjskich dzieci w wieku 6-8 lat. Niektórzy przypisują to różnicom w kryteriach diagnostycznych. Kryteria stosowane w USA są znacznie bardziej szczegółowe, pozwalając na postawienie diagnozy tylko wtedy gdy występuje co najmniej pięć objawów, podczas gdy globalnie przyjęty standard daje większą swobodę, stwierdzając jedynie, że objawy powinny występować “w odpowiednio dużej liczbie” i powodować “znaczące upośledzenie psychologiczne, społeczne, edukacyjne lub zawodowe”.

Kiedy zapytałem jednego z terapeutów, dlaczego prowadzi to do znacznie większej liczby diagnoz ADHD właśnie w USA – a nie odwrotnie – wskazał on na przepisy dotyczące edukacji. Tutaj, Individuals with Disabilities Education Act upoważnia szkoły do zapewnienia specjalnych usług edukacyjnych i zakwaterowania dla uczniów z ADHD, podczas gdy w Wielkiej Brytanii nie ma konkretnego ustawodawstwa dla ADHD, a szkoły mają większą elastyczność aby wspierać uczniów z różnymi potrzebami edukacyjnymi bez formalnej diagnozy. Amerykańscy lekarze wiedzą, że rodzice i uczniowie potrzebują tej diagnozy dla celów formalnych, więc po prostu robią tak aby “klient był zadowolony”.

Innymi słowy, diagnoza ADHD otwiera w USA wiele drzwi. Jeśli wiesz co gadać, to zdobycie Adderalu nie jest wcale trudne. I jest wiele powodów aby chcieć go zażywać. Znacznie poprawia funkcje poznawcze, zwiększa czujność i podnosi nastrój – tymczasowo zamieniając słabych uczniów w przyzwoitych uczniów, a dobrych uczniów w championów wiedzy. Dłużej niż inne leki na ADHD, jak Ritalin, oferuje intensywne uczucie “jasności umysłu” o którym już wspomniałem, w wyniku czego utrzymywany jest wyższy poziom koncentracji, uwagi i motywacji.

Te stymulanty mogą na przykład poprawić wyniki na różnych standardowych testach, które (przynajmniej na razie) nadal mają ogromny wpływ na przyjęcie do najbardziej prestiżowych programów akademickich. Nic dziwnego, że istnieje wiele dowodów na to iż bogaci rodzice i ich dzieci współpracują z usłużnymi lekarzami, aby zapewnić sobie łatwy dostęp do Adderalu i innych tzw. “leków na inteligencję”. Badanie z 2016 roku wykazało, że 10,7% uczniów szkół średnich którzy używali Adderalu w ciągu ostatniego roku, otrzymało go od lekarza. Tymczasem 13,2% uzyskało go od przyjaciela lub członka rodziny, co wskazuje, że narkotyki te krążą szeroko w pewnych kręgach akademickich i społecznych – jest to fakt który wielu z nas może znać aż za dobrze.

Obserwowałem wielu przyjaciół i krewnych próbujących oszukać system aby otrzymać legalne recepty na ADHD, odwiedzających lekarzy i wypowiadających magiczne zaklęcia potrzebne do spełnienia kryteriów diagnostycznych. Ich motywacje były różne: jeden kuzyn lubi być “nakręcony” o każdej porze dnia, podczas gdy przyjaciel ze studiów używa ich aby poprawić swoje wyniki jako gracz e-sportowy. I jestem skłonny przyznać, że narkotyk przyniósł mi pewne korzyści gdy używali go w małych i bardzo rzadkich dawkach. Ale są tu oczywiste wątpliwości etyczne. Adderall, podobnie jak Ozempic (na odchudzanie) czy testosteron (na budowę mięśni), daje niektórym ludziom niesprawiedliwą przewagę nad innymi.

US Drug Enforcement Administration rozpoczęła w zeszłym miesiącu działania, aby powstrzymać to co niektórzy uważają obecnie za “stymulantowy Dziki Zachód”. Ilość recept na Adderall wzrosła w USA podczas pandemii o 16%, czego głównym motorem były teleporady. Proponowana przez DEA zasada wymagałaby co najmniej jednej osobistej wizyty u lekarza przepisującego substancje kontrolowane, takie jak Adderall. Ale to napotyka oczywiście fanatyczny opór lekarzy i użytkowników, którzy argumentują, że zdalne konsultacje znacznie zwiększyły dostęp do leków “polepszających” życie. Ludzie, których życie i tożsamość są związane z ADHD narzekali, że ich stan, który bez Adderalu oznacza całkowitą niezdolność do skupienia się, staje się podwójnie piekielny, gdy trzeba faktycznie gdzieś pójść aby uzyskać odpowiednie recepty.
Argumentem jednego adwokata, przedstawiciela tysięcy innych, było to, że “ogólnokrajowy niedobór Adderalu oznacza, że jestem zmuszony nie brać dawek przez weekend, a potem ku#wa zmywanie naczyń staje się przedsięwzięciem na miarę walki o przetrwanie”.

A jednak tempo w którym Adderall jest przepisywany w USA musi oznaczać, że większość zdiagnozowanych przypadków ADHD nie ma rujnującego wpływu, a jedynie ograniczony wpływ na życie. Co więcej, nawet długoletni eksperci od ADHD, w tym Lawrence Diller, autor Remembering Ritalin, mają poważne zastrzeżenia co do “prawdziwości” tej “choroby”. W swojej książce Diller zastanawia się nad różnymi młodymi pacjentami. “Generacja Rx” to ludzie z którymi pracował w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, sondując zakres w jakim ADHD jest uzasadnioną diagnozą, a w jakim zbyt uproszczoną, szkodliwą etykietą która może w pewnych warunkach być stosowana do każdego. “Dla pacjentów u których ADHD naprawdę istnieje, ryzyko dotyczące ich zdrowia związane z zażywaniem leku w celu leczenia objawów lub choroby jest o wiele bardziej sensowne … [ale] jeśli choroba faktycznie nie istnieje, to może oni po prostu używają tego leku jako protezy … i mają tendencję do jego nadużywania”. Adderall, podobnie jak inne stymulanty, niesie ze sobą liczne niebezpieczeństwa: skutki uboczne, które rozciągają się od wysokiego ciśnienia krwi i zwiększonego tętna, po atak paniki, psychozy, pobudzenie i drażliwość. No i oczywiście to przerażające uczucie załamania, gdy nie ma się regularnego dostępu do stymulantu.

Obawy Dillera odbijają się echem wśród moich znajomych neurologów. ADHD, jak większość chorób umysłu, w całości “siedzi w głowie”: objawy nie są weryfikowalne żadnymi innymi metodami poza oświadczeniami pacjenta. Lekarze mają obowiązek traktować te deklaracje poważnie, ale trudno jest z zewnątrz oceniać faktyczne występowanie coroby. Czy zwykły brak koncentracji, daleki od bycia jakąkolwiek “chorobą”, może być trywialną przyczyną tego, że ktoś jest kiepskim uczniem – czy można to sprowadzić so smutnego, ale nieuniknionego faktu z życia, z którym trzeba się zmierzyć w zwykłym toku egzystencji? Jeśli tak, to czy liberalne przepisywanie tego rzadkiego obecnie leku jest etyczne? Czy też jest to niesprawiedliwe wobec tych, którzy używają Adderalu aby po prostu przetrwać dzień, a nie po to by śrubować swoje wyniki?

Są to pytania trudne, ale ważne. W odpowiedzi na kryzys Adderalu, New York Times argumentował na przykład za utrzymaniem pełnej dostępności teleporad i zwiększenie produkcji Adderalu poprzez przeniesienie jego regulacji i nadzoru z DEA – która działa głównie w kwestiach związanych z obrotem narkotykami – do FDA – która zajmuje się bezpieczeństwem i dostępnością leków. Z pewnością jest wiele takich argumentów. Libertariańska, strona ” rząd jest problemem” nie opowiada się za szeroką swobodą w odniesieniu do dostępu do narkotyków, ale to nie oznacza, iż nie uznaje podstawowych kwestii kulturowych napędzających całe to gorączkowe kupowanie wszelkiej maści pigułek.

Trudno się dziwić, że coraz więcej osób ma problemy z koncentracją. Codziennie jesteśmy bombardowani różnymi bodźcami, co naturalnie prowadzi do trudności w skupieniu się i zwiększonej impulsywności w życiu codziennym – czyli potencjalnych objawów ADHD – a następnie może skutkować przepisaniem Adderalu. Jeśli to się stanie, diagnoza może stać się głównym wyznacznikiem w indywidualnym postrzeganiu własnej osoby. Freddie deBoer napisał dla UnHerd (unherd.com), że nasza rozbudowana do granic absurdu kultura online zachęca ludzi, aby włączali oni medyczne diagnozy do swojej tożsamości. Patrząc w ten sposób, Adderall jest trującym zaburzaczem cyklu konsumpcji – obecna kultura sprzyja zachowaniom które skutkują diagnozą ADHD, Big Pharma sprzedaje leki potrzebne do niwelacji tego problemu, a różne platformy mediów społecznościowych, które po prostu spieniężają dostarczane przez siebie bardzo swobodnie treści, oferują przestrzeń do ściągania na siebie uwagi poprzez eksponowanie swoich “odchyleń”.

Czy twoja choroba cię definiuje – jak może przekonywać młody influencer z TikToka – i dlatego masz mieć dostęp do Adderallu, gwarantowany jako jakieś podstawowe prawo człowieka? A czy ktoś, kto potrafi się skupić jak kot polujący na swoją ofiarę, nie ma prawa do tego “inteligentnego leku”? Czy może każdy powinien mieć dostęp do Adderallu, ponieważ jest to narzędzie które może służyć do dalszego rozwoju człowieka, zanim zostaniemy zmuszeni do wszczepienia sobie implantów neuronowych i połączenia się z AI? A może nikt nie powinien go zażywać, ponieważ nasza “ludzka esencja” jest święta i musi pozostać nieskażoną przez jakiekolwiek syntetyczne stymulatory?

To są pytania na które w końcu będziemy musieli odpowiedzieć. Ale na razie wszystko czego możemy być pewni, to to, że mniej ludzi zażywa Adderall niż chciałoby go faktycznie zażywać. Na razie najbardziej wygranymi w tej sprawie są ci, którzy się na nim wzbogacają – a nie ci którzy najbardziej go potrzebują. Możemy mieć tylko nadzieję, że nadejdzie czas refleksji nad tym czy pojęcia “chcieć” i “potrzebować, tak samo “choroba” i “wyobrażenie”, są ze sobą nierozerwalnie związane czy tylko sztucznie powiązane, bo wiecie, to wszystko “siedzi w głowie”.

Oliver Bateman (unherd.com)

tłumaczył MR.