„Rażenie prądem, duszenie” wstrząsające zeznania ofiar rosyjskich separatystów
- Autor: Andrzej Turczyn
- 7 maja 2018
- Brak komentarzy
O doświadczeniach Ukraińców w niewoli rosyjskich separatystów opowiadali w środę w Parlamencie Europejskim obywatele tego kraju. Konferencję “Ludzkie koszty rosyjskiej agresji na Ukrainę” zorganizowali europosłowie PiS.
Otwierając konferencję, europosłanka Anna Fotyga podkreśliła, że w związku z agresją Federacji Rosyjskiej na wschodnią część Ukrainy wielu obywateli tego kraju “jest zaginionych, pozostaje w aresztach i w więzieniach”.
“W Europie, w Polsce również, trwa długi weekend, a tymczasem bardzo niedaleko nas, na wschód, toczy się prawdziwa wojna, o której tu często się zapomina” – przypomniał drugi z organizatorów konferencji Kosma Złotowski.
“Musimy o tym przypominać, bo chcemy pokoju. Chcemy, by stosunki międzynarodowe w Europie były oparte na prawie, a nie na sile, jak dzieje się to na wschodzie Ukrainy” – dodał.
O realiach toczącego się na wschodzie Ukrainy konfliktu: zaginięciach, porwaniach i torturach opowiadali uwolnieni z rosyjskiej niewoli i bliscy więzionych nadal osób.
Igor Kozłowski, aresztowany przez separatystów w Doniecku w 2016 roku, był więziony na terytoriach okupowanych przez 2 lata.
„Przybywam do Państwa dzięki wysiłkom naszych przyjaciół z Polski – powiedział podczas konferencji – Przebywałem w nieludzkich warunkach przez długi czas, ale tu nie chodzi tylko o mnie. Ucierpiała moja rodzina. 700 dni przetrzymywano mnie w piwnicy”.
Według relacji Kozłowskiego na wschodzie Ukrainy jest wiele miejsc, gdzie ludzie są nielegalnie przetrzymywani. Są to obozy np. w jednej z byłych fabryk w Doniecku czy nieczynnej galerii sztuki. „Raz dziennie nas karmiono, jeśli nikt o tym nie zapomniał. Nie mieliśmy żadnego kontaktu z rodziną, nie wiedzieliśmy, co się dzieje poza piwnicą, w której nas przetrzymywano” – wspomina Kozłowski
Relacjonując swoje przeżycia w niewoli u rosyjskich separatystów, Kozłowski opowiadał o torturach, w tym „biciu, rażeniu prądem, wieszaniu na linach, przyduszaniu, biciu stalowymi prętami, gumowymi pałkami. „Bawili się w rosyjską ruletkę i potrafili też kogoś postrzelić” – dodaje.
Ihor Hryb opowiedział o losach swojego syna, Pawła Hryba, porwanego przez rosyjską Federalną Służbę Bezpieczeństwa z Białorusi. Według jego relacji FSB przeprowadziła specjalną operację, by skłonić go do wyjazdu na Białoruś – poznał dziewczynę, pojechał na Białoruś. „Teraz jest w ośrodku zatrzymania w Krasnodarze. Wszystko było ustawione – dziewczyna była agentką FSB. Jakim zagrożeniem jest mój 19-letni syn? Jest on niepełnosprawny od urodzenia, jest zwolniony ze służby wojskowej, nie jest w stanie posługiwać się bronią. Co chce osiągnąć Rosja przez takie działania?” – pytał Ihor Hryb
Jego zdaniem na Ukrainie trwa wojna o wymiarze cywilizacyjnym. „Nie łudźcie się, że wojna na Ukrainie zakończy się na Ukrainie” – przestrzegał.
Uczestniczący w konferencji patriarcha Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Kijowskiego Filaret podkreślił, że wojny, która ma obecnie miejsce na wschodzie Ukrainy, można było uniknąć. „Po tym, co się wydarzyło na Krymie, Ukraina i Europa nie stawiły czoła agresji, dlatego agresor kontynuował swoje działania i zajął Donbas. Agresorowi nie udało się podbić reszty kraju i w ten sposób naród ukraiński ratuje resztę Europy. Agresor nie zatrzymałby się na Ukrainie, ale zaatakowałby kolejne kraje, Polskę i kraje bałtyckie” – argumentował.
Zaapelował też do Europy o utrzymanie sankcji wobec Rosji. „Sankcje są boleśnie skuteczne i Rosja je odczuwa. Rosja ledwo wiąże koniec z końcem i dlatego musimy kontynuować sankcje, by powstrzymać agresora” – dodał.
Ambasador RP na Ukrainie Jan Piekło przekonywał natomiast, że z przesłaniami płynącymi od Ukraińców „trzeba coś zrobić”. „Mamy syndrom zmęczenia konfliktem w Donbasie i na to Rosjanie liczą. Trzeba przedstawiać tego rodzaju świadectwa nie tylko w PE, ale też w mediach zachodnich, USA, Kanadzie. Mamy nadzieję, że głos tych ludzi uzyska wsparcie dla tej sprawy i tego potrzeba też nam w Europie. Nie będzie bezpiecznej Europy bez wolnej, demokratycznej Ukrainy” – apelował.
Anna Fotyga przypomniała, że odpowiednim czasem na zajęcie zdecydowanego stanowiska wobec Rosji był moment inwazji na Gruzję. „Niestety kilka miesięcy później przywódcy wolnego świata zdecydowali o pogłębianiu relacji z Rosją, rozwijaniu kontaktów handlowych i biznesowych” – dodała.
„Wojny zdarzały się wszędzie i od zawsze – zaznaczył na zakończenie Kosma Złotowski. – Te dzisiejsze świadectwa pokazują nam jasno, że ten konflikt na Ukrainie toczy się bez żadnych reguł. Rosja buduje +ruski mir+ (+rosyjski świat+ w sensie cywilizacyjnym – PAP), który jest bardzo daleki od tego, który mamy w Europie”.
Inicjatorką wyjazdu obywateli ukraińskich do Brukseli jest Monika Andruszewska, mieszkająca w Kijowie polska dziennikarka, współpracowniczka “Tygodnika Powszechnego”, która angażuje się również w pomoc dotkniętym konfliktem na wschodzie Ukrainy. (PAP)
Przypominam sobie rok 2014 i początek rosyjskiej agresji na Ukrainę. Wówczas rozpoczęło się wielkie zainteresowanie obroną terytorialną, zielone ludziki były na ustach wszystkich Polaków. W tym też roku nastąpił gwałtowny wzrost zainteresowania bronią palną, a konkretnie pozwoleniami na broń. Po zmianach ustawy z 2011 roku wcale nie było gwałtownego wzrostu wydawanych pozwoleń. Zmieniło się to właśnie wraz z rosyjską agresją na Krym i Donbas. Realne zagrożenie wojną dotarło do świadomości Polaków. Okazało się, że mamy agresywnego sąsiada i pokojowa Europa nie musi trwać w nieskończoność. Wojna na Ukrainie i zainteresowanie posiadaniem broni – nieprzypadkowo te dwie sprawy pojawiły się jedna po drugiej. Związek jest oczywisty.
Po roku 2014 jest dzisiaj rok 2018. Konflikt trwa nieustannie. Nam się zdaje, że to daleka sprawa, obca, w pewnym sensie nierzeczywista. Nie słyszymy huku armat, nie mówią w tv o ruchach wojsk na froncie, a może nawet zdaje się nam, że front, starcie wojsk nie istnieją. Zagrożenie wojną ze strony Rosji jest ogromne, ale trzeba to przyswoić rozumem, a nie emocjami. Emocje zwodzą.
Dobrze, że przypomina nam o tej wojnie ta konferencja. Niestety obawiam się, że nie przyniesie to żadnego skutku. Jestem pewny, że prawdę powiedział ambasador RP na Ukrainie Jan Piekło, że “Mamy syndrom zmęczenia konfliktem w Donbasie”. Jestem pewny, że przede wszystkim ten syndrom dotyczy rządzących polską socjalistycznych polityków w drogich garniturach, tych kierowanych wychowankiem niemieckich banków. Ich czujność zupełnie zgasła, zajęli się budowaniem szklanych domów, elektrycznych samochodów i programów socjalnych. Obawiam się, że oni w ten sposób, świadomie lub nie, spełniają oczekiwania Rosji, bo oni w ten sposób ten syndrom utrwalają.
Mam pretensję do rządzących, że nie motywują Polaków do uzyskiwania pozwoleń na broń, do nauki strzelania. Program strzelnica w powiecie, Wojska Obrony Terytorialnej – sprawy nie załatwiają. PZSS piętrzy problemy, policyjne WPA też nie są jakoś szczególnie przychylne. To wszystko nie tak powinno wyglądać w państwie, za którego granicami toczy się zwyczajna wojna. Nie podoba mi się to czego nie robi PiS. Nie mam do nich zaufania, obawiam się, że prowadzą nas do jakiejś spektakularnej katastry.
W związku, ale nie do końca z tematem przewodnim wpisu:
2018-05-07 16:11 (PAP) Ukraina/ SBU: to rosyjska armia ostrzelała Mariupol w 2015 roku
Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) zgromadziła dowody na bezpośredni udział rosyjskiej armii w ostrzale Mariupola nad Morzem Azowskim w 2015 roku; zginęło wówczas 29 cywilów, a rannych zostało 92 – oświadczył w poniedziałek szef SBU Wasyl Hrycak.
24 stycznia 2015 roku wschodnie dzielnice mieszkalne Mariupola, ważnego miasta portowego na południowym wschodzie Ukrainy, zostały ostrzelane z wyrzutni rakietowych Grad.
„Mamy dowody, że ten akt terrorystyczny został dokonany przez zawodowych żołnierzy rosyjskich z dwóch dywizji rakietowych Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej” – powiedział Hrycak na konferencji prasowej w Kijowie.
Według SBU Mariupol został zaatakowany z terytorium Rosji oraz z części obwodu donieckiego, który od 2014 r. znajduje się pod kontrolą prorosyjskich separatystów.
W Rosji atakiem kierował dowódca wojsk rakietowych i artyleryjskich Południowego Okręgu Wojskowego rosyjskiej armii generał Stiepan Jaroszuk. Z terenów zajętych przez separatystów ostrzałem dowodził pułkownik rosyjskiej armii Aleksandr Capluk. Koordynacją działań tych dwóch ugrupowań zajmował się rosyjski podpułkownik Maksim Własow – poinformowała SBU.
W ataku uczestniczyły jednostki 200. Brygady Zmechanizowanej z Pieczengi oraz 2. Gwardyjskiej Tamańskiej Dywizji Zmechanizowanej. Szef SBU oświadczył, że śledczy udokumentowali, kiedy żołnierze tych jednostek przekraczali granicę rosyjsko-ukraińską, oraz drogi, którymi poruszali się na swoje pozycje przed atakiem.
Hrycak oświadczył, że Rosjanie ostrzelali Mariupol 120 pociskami. „Gdy otrzymali informację, że na miejsce udaje się misja OBWE, rosyjscy wojskowi zaczęli zacierać ślady zbrodni i ukrywać sprzęt, by powrócić z nim do Rosji” – powiedział.
SBU dysponuje nagraniami rozmów telefonicznych i innymi dokumentami, które potwierdzają udział rosyjskich wojsk w ataku na dzielnice mieszkalne Mariupola. Materiały te zostaną przekazane do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości – poinformował Hrycak. (PAP)
Pamiętajcie proszę o wsparciu Fundacji Trybun.org.pl. Ta strona istnieje dzięki zaangażowaniu tych, którzy finansują jej działanie. Wspieranie tego co robię jest wówczas, gdy opiera się nie o słowa, a o czyny.